czwartek, 25 marca 2021

Niewidzialne Bariery - Rozdział 15

W szpitalnej sali czas wydawał się zastygnąć w bezruchu. Od kilku minut panowała w nim niczym nieprzerwana cisza. Przy oknie stała zdenerwowana kobieta. Długie kasztanowe włosy opadały na jej spięte barki. Jej wzrok utkwiony był w nieruchomym punkcie za oknem. Wpatrywała się w biały krajobraz i nerwowo przekładała w dłoniach swoją różdżkę. Gdyby ktoś teraz spojrzał na nią zza szyby, mógłby dostrzec jej szeroko otwarte oczy i smutny, jakby przestraszony wyraz twarzy.

Hermiona czuła się bardzo zagubiona. Została postawiona przed faktem dokonanym, jej zdradliwa podświadomość podjęła decyzję za nią i bez najmniejszego udziału jej logicznego umysłu. Była po raz kolejny bezradna i nie wiedziała, jakie konsekwencje mogą wyniknąć z całego tego zdarzenia.

Ginny, która siedziała bez ruchu na stojącej w rogu pokoju leżance, patrzyła w jej kierunku ze smutną miną. Chciała dać jej chwilę na pozbieranie się po tej, z jakiegoś powodu szokującej i bolesnej, informacji. Po kilku minutach poczuła jednak, że nie wytrzyma, jeśli zaraz nie uzyska od niej wyjaśnień. Wiedziała, że jeśli pozwoli jej na dłuższe gromadzenie tego wszystkiego w sobie, to nigdy nie uda jej się na dobre powalić muru, który od kilku tygodni nieustannie odbudowywał się wokół jej przyjaciółki.

Wstała i podeszła do okna. Stanęła za Hermioną i położyła jej ostrożnie dłoń na ramieniu. W reakcji na ten niespodziewany dotyk, dziewczyna wciągnęła gwałtownie powietrze i lekko podskoczyła.

- Hermiono? – Zapytała cicho, próbując przekonać ją do obrócenia się w jej kierunku.

Nie zdążyła jednak nawet spojrzeć na jej twarz, tak szybko starsza dziewczyna rzuciła się ku niej i z całej siły objęła, jakby szukając w jej ramionach komfortu i pocieszenia. Ginny początkowo stała lekko osłupiała, jednak już po chwili doszła do siebie i odwzajemniła ten niespodziewany gest. Zaprowadziła ją do krzesła i usadziła niczym dziecko. Hermiona położyła łokcie na kolanach i schowała w otwartych dłoniach swoją twarz.

- Och Ginny… - Wymamrotała żałośnie.

Rudowłosa uklękła przed nią i delikatnie odciągnęła ręce przyjaciółki od jej twarzy. Dopiero teraz mogła w pełni zobaczyć jej twarz i konflikt sprzecznych emocji, który się na niej odbywał.

- Proszę Hermiono powiedz mi wszystko, zobaczysz, że zrobi ci się lżej, jeśli wyrzucisz to z siebie. Chcę żebyś wiedziała, że nie jesteś w tym całkiem sama. Pozwól, bym spojrzała na twoje problemy trzeźwym okiem i pomogła ci je przezwyciężyć – Skończyła na jej skuloną sylwetkę, po czym objęła jej dłonie i ścisnęła je lekko.

Hermiona uśmiechnęła się i popatrzyła na nią z wdzięcznością. Wstała z krzesła i stanęła z powrotem przy oknie. Obróciła się ku swojej towarzyszce i wskazała jej miejsce obok siebie.

- Jest tyle rzeczy, które winnam ci powiedzieć, masz tutaj całkowitą rację. Chcę cię jednak o coś poprosić. Chciałabym, byś przed wydaniem jakiejkolwiek opinii na temat całej tej sytuacji, najpierw wysłuchała w całości mojej historii i proszę… proszę byś nie zaczęła myśleć o mnie źle. Tak obawiam się, że mogłabyś mnie potępić – Powiedziała lekko łamiącym się głosem.

- Hermiono, ja nigdy nie mogłabym cię potępić. Mogę ci obiecać, że cokolwiek mi teraz powiesz, nie zmieni to w najmniejszym stopniu sposobu w jaki na ciebie patrzę. Możesz mi zaufać – zapewniła ją.

- Ufam ci Ginny i jesteś jedyną osobą, której mogę to wszystko wyznać. Myślę, że najlepiej będzie jeśli zacznę w tym przypadku od końca. Myślę, że będzie on dobrym wprowadzeniem do całej tej zagmatwanej sprawy.

- Pewnie zastanawia cię, co stało się z moim patronusem. Musiałaś zauważyć, że jego forma uległa ostatnio zmianie. Zapewne pamiętasz, ze takie metamorfozy nigdy nie są przypadkowe i kryją za sobą bardzo poważne uczucia i emocje. Tak jest również w moim przypadku, a nowy kształt mojego magicznego posłańca, jest ściśle związana z osobą, która jest bezpośrednio odpowiedzialna za mój obecny stan – Tu zrobiła krótką pauzę i położyła otwartą dłoń na swoim zaokrąglonym brzuchu.

- Mogę się założyć, że gdy tylko wyjawię ci tożsamość ojca mojego dziecka, forma mojego patronusa wyda ci się nagle aż zbyt oczywista i wręcz komiczna – Dodała po czym uśmiechnęła się lekko pod nosem.

- Jak mam być szczera Hermi, to nietoperz kojarzy mi się jedynie z jedną osobą, jaką obie znamy. Czy może być ktoś, kto przypomina to zwierzę bardziej, niż nasz dobrze znany i ulubiony Mistrz Eliksirów? – Wtrąciła humorystycznie Ginny, chcąc nieco rozładować atmosferę tym lekkim i jak jej się wydawało zabawnym przerywnikiem.   

W pokoju zapanowała cisza, a po chwili ich spojrzenia spotkały się.

- Sądzę, że masz rację Ginny. Myślę że w tym porównaniu Severus Snape nie ma sobie równych – Powiedziała, po czym odwróciła głowę w kierunku okna, jakby chcąc uniknąć zszokowanego wyrazu na twarzy przyjaciółki.

- Ty chyba nie mówisz, że… Czy to znaczy, to co myślę, że to znaczy? Hermiono? – Wydusiła z siebie wciąż nie mogąc zbytnio dojść do siebie.

- Tak Ginny. To prawda, Severus jest ojcem tego dziecka – Potwierdziła jej podejrzenia, wciąż unikając spojrzenia przyjaciółki.

- Merlinie, a więc to prawda… Wy pracowaliście razem podczas wojny, tak? Kiedy to się stało? Czemu nigdy nic mi nie powiedziałaś? Nadal nie rozumiem, Hermiono. Proszę wytłumacz mi to wszystko – Poprosiła, czując ogarniającą ją bezradność i zszokowanie.

Granger wzięła uspokajający wdech i otarła rękawem szaty łzy, które zaczęły zbierać się w kącikach jej oczu. Wbiła wzrok w fasadę kamienicy naprzeciwko i zaczęła swoją opowieść.

- Mogę sobie tylko wyobrażać, co musisz w tej chwili czuć. Teraz, gdy wiesz kim jest ów tajemniczy mężczyzna, na pewno zrozumiesz powód, dla którego nigdy wcześniej ty ani nikt inny nie dowiedzieliście się o naszym związku. Wszystko zaczęło się niewinnie. Pod koniec wojny Dumbledore wyznaczył mnie i Severusa, abyśmy wspólnie opracowali przeciwzaklęcie na klątwę cruciatus. Wszystko działo się powoli i stopniowo. Minęły długie miesiące, zanim byliśmy w stanie zmusić się do najprostszej nawet rozmowy, jednak gdy tylko opuściliśmy trzymane przeciwko sobie uprzedzenia i niechęć, wszystko zaczęło iść gładko. Zrzuciliśmy w swoim towarzystwie wszystkie ciążące na nas maski i przykrywki. Podczas naszej współpracy zobaczyliśmy siebie takimi, jakimi naprawdę byliśmy. On poznał moje niedoskonałości i to, że pod fasadą wszystko wiedzącej przemądrzałej dziewuchy, kryje się wrażliwa osoba, która za wszelką cenę chce udowodnić, że jest wystarczająco dobra, by być częścią tego świata. Z czasem i ja poznałam prawdziwe jego oblicze – Tu zrobiła krótką przerwę i otarła łzy, które zaczynały stawać się coraz bardziej uciążliwe.

- Zobaczyłam tę jego stronę, której nie widział wcześniej nikt inny. Z czasem dostrzegłam, że pod jego codzienną chłodną fasadą i jadowitym obejściem, kryje się człowiek z krwi i kości. Poznałam prawdę o tym, jak bardzo odbijała się na nim każda misja, na którą wysyłał go Dumbledore. Zrozumiałam, że jego surowość i sztywność nie były składowymi częściami jego osobowości, a były jedynie efektem ubocznym życia pod ciągłą groźbą śmierci, przymusem zachowywania podwójnej tożsamości i obezwładniającym strachem przed tym, że jeden jego zły ruch może kosztować życie niewinnych ludzi – Trudno jej było tak to wszystko wspominać, nie dając przy tym upustu swoim, przez długie tygodnie uciszanym, emocjom.

Zdawała sobie sprawę z tego, jak ważne jest, by przedstawić przyjaciółce jak najdokładniejszego opisu ich relacji. Nie chciała, by Ginny patrzyła na ich związek jak na przygodny romans pomiędzy nauczycielem i jego byłą uczennicą . Dobrze zdawała sobie sprawę z tego, jak krzywdzące byłoby to określenie w odniesieniu do czegoś tak pięknego, jak to co tworzyła wraz z Severusem.

- Gdy w końcu otworzył się przede mną, poznałam wspaniałego człowieka, który pomimo całego swojego trudnego położenia, wciąż znajdował radość w czytaniu książek i zdobywaniu wiedzy. Poznałam, z jaką pasją potrafił dyskutować o warzelnictwie i alchemii, gdy tylko znalazł we mnie godnego partnera do rozmowy. Po wielu wspólnie spędzonych tygodniach, zaczęłam rozumieć, jak moje uczucia względem niego zmieniły się i przeobraziły w coś znacznie silniejszego.

- Początkowo dusiłam to wszystko w sobie. Obiecałam sobie, że nie naruszę naszej delikatnej przyjaźni. Podejrzewałam, że on nie mógłby spojrzeć na mnie jak na kobietę. Bałam się, że odrzuci mnie i powie, że zawsze będzie widział we mnie jedynie natrętną małą Wiem-To-Wszystko. Pewnego jednak dnia, gdy siedzieliśmy razem i czytaliśmy książki w jego komnatach, to on zrobił pierwszy krok. Wiem, że nie było to dla niego łatwe, jednak udało mu się przezwyciężyć dumę i wyznać, jakie uczucia co do mnie, zagościły w jego sercu. Zdradził, jak podziwia moją inteligencję, miłość do książek i pasję, z jaką podchodzę do eliksirów. Wyznał, że nigdy nie czuł z nikim takiej więzi – Gdy wspomnienia z tamtego dnia zalały jej głowę, poczuła, jakby lekko zagojone już rany otwarły się na nowo.

- Trwała wojna i nie było czasu na żadne gierki. Zaczęliśmy się ze sobą spotykać. Od początku był to dość poważny związek. Byliśmy ze sobą szczerzy i zapewnialiśmy się nawzajem, że chcemy razem przetrwać to wszystko i nawet po wojnie kontynuować naszą relację. Tak też się stało. Po ostatniej bitwie, odnaleźliśmy się i wkroczyliśmy razem w nowy rozdział naszych żyć. Ja wspierałam go podczas wszystkich rozpraw w Wizengamocie, a on służył mi wsparciem i pomocą podczas mojego kursu magomedycznego.

- Później zamieszkaliśmy ze sobą. Severus zabrał mnie do Hogwartu i tam mieszkałam przez kilka miesięcy w jego prywatnych komnatach. Podczas, gdy wszyscy myśleli, że dostaje się do pracy poprzez kominek w moim mieszkaniu, tak naprawdę co dnia używałam sieci Fiuu pomiędzy Św. Mungiem, a szkołą. Nasz związek wydawał się być stabilny i rozwijać się naprawdę obiecująco. Przeszliśmy razem przez wiele trudnych zdarzeń i mieliśmy okazję, by widzieć siebie w każdej sytuacji. To sprawiło, że nasza więź była jeszcze silniejsza. Ufałam mu bezgranicznie. Wiedziałam, że znalazłam mężczyznę, z którym chciałabym spędzić resztę życia – Po tych słowach Hermiona zrobiła dłuższą pauzę, jakby potrzebując czasu na zastanowienie się, jak powinna przejść do następnej części tej opowieści.

- Po usłyszeniu całej tej historii jesteś na pewno ciekawa jak to się stało, że po tym wszystkim jestem tutaj. Jak w obliczu całej tej przesłodzonej opowieści, mogę stać teraz w tym pokoju i przygotowywać się do roli samotnej matki. Prawda jest taka, że wszystko co dobre, szybko się kończy. Zapewne w magicznych bajkach dla dzieci takie historię zawszę kończą się życiem długo i szczęśliwie, jednak nam nie dane było takie szczęśliwe zakończenie. Pewnego dnia on wrócił do swoich komnat i oświadczył mi, że ma dość tego wszystkiego, że nie może już dłużej dusić tego w sobie. Powiedział, że już od dłuższego czasu zastanawiał się nad zakończeniem naszego związku. Powiedział, że był zmęczony moją przytłaczającą obecnością. Stwierdził, że tęskni za czasami, w których po wejściu po pracy do salonu, nie czekała tam na niego przemądrzała gryfonka z tysiącem pytań.

Tu Hermiona zakończyła swój monolog. Niepewnie odwróciła się w stronę przyjaciółki. Jej wyraz twarzy wyrażał szok, jednak wbrew temu, czego obawiała się starsza dziewczyna, nie był on spowodowany samą tożsamością jej ukochanego. Ginny była bardziej zaskoczona samym zakończeniem i tonem, jaki przyjęło pod koniec wyznanie Hermiony. Wydawało jej się, że ostatnia część tej historii nie pasowała do całej reszty.

- Powiedz coś, Ginny. Czy faktycznie nie zmieniłaś nawet odrobinę zdania na mój temat? – Zapytała ją brązowowłosa, w jej głosie obawa i ból ukryte były pod fasadą szyderstwa i obojętności.

- Czy naprawdę go kochałaś? – Odpowiedziała jej pytaniem na pytanie.

- Tak – Reakcja Hermiony była natychmiastowa i stanowcza, co utwierdziło tylko pannę Weasley w swoich podejrzeniach.

 - Zatem ja nie jestem w stanie powiedzieć przeciwko tobie żadnego złego słowa. Nie zależnie od tego, kim byłaby osoba, z którą postanowiłabyś się związać, jeśli ją naprawdę kochasz, to nie pozostałoby mi nic innego jak wspierać cię i postarać się jak najlepsze zdanie wyrobić sobie o twoim wybranku – Powiedziała, w jej głosie słychać było stanowczość i pewność, które utwierdziły Hermionę w przekonaniu, że nie były to jedynie puste słowa.

- To nie zmienia jednak faktu, że nie jestem w stanie zrozumieć waszego rozstania. Czy przed jego ostatnimi słowami wyczuwałaś, że w waszym związku działo się coś złego, czy spodziewałaś się, że profesor zdecyduje się na taki krok? – Zapytała Ginny, nie mogąc powstrzymać swojej ciekawości.

- Prawdę mówiąc nie. Jak mam być z tobą szczera… Ja… Wtedy ja byłam prawie pewna, że on zamierzał mi się oświadczyć. Wszystko wydawało mi się wskazywać na to, że planuje to i chce, byśmy wkroczyli z naszym związkiem na kolejny poziom – Tu coś w dziewczynie pękło, a łzy polały się z niej niemalże strumieniami.

- Jestem beznadziejna. Jak mogłam to wszystko zrozumieć aż tak źle? – Wyszlochała.

Ginny objęła ją ramieniem, próbując dodać jej otuchy.

- Hermiono, proszę spróbuj się uspokoić, to nie jest dobre dla dziecka – Powiedziała do niej cicho.

Starsza gryfonka wzięła kilka uspokajających oddechów i włożyła całe swoje siły w odzyskiwanie kontroli nad swoim ciałem. Po kilku minutach udało jej się powstrzymać drżenie cała, jednak na horyzoncie pojawił się kolejny problem. Nagły płacz wydawał się pobudzić znacznie groźniejszy atak bólu w podbrzuszu. Hermiona starała się jednak całkowicie go zignorować. Zdawała sobie sprawę z tego, że nie jest to zbyt mądre, jednak wiedziała również, że jej rozmowa z przyjaciółką nie jest jeszcze zakończona.

- Muszę ci zadać jeszcze kilka pytań Hermi – Powiedziała ostrożnie Ginny, gdy zobaczyła, że dziewczyna zebrała się w sobie i opanowała płacz.

Brązowowłosa tylko pokiwała głową i zachęciła ją ruchem ręki, by kontynuowała.

- Czy profesor wie o dziecku? – Zapytała niepewnie, nie wiedząc dokładnie jak kobieta może zareagować na to pytanie.

- Nie, ja… ja chcę mu powiedzieć, ale boję się… boję się, że odrzuci mnie tak jak wtedy. Wiem, że muszę to zrobić, ale nie jestem jeszcze gotowa. Nie wiem co zrobić… och Ginny, ja kompletnie nie wiem co robię! Wiem, że on ma prawo wiedzieć, ale z drugiej strony nie jestem w stanie się na ten krok odważyć – Odpowiedziała niepewnie, jej głos załamywał się pod wpływem emocji.

- Może jeśli powiesz mu o dziecku, zdecyduje się wrócić do ciebie. Mógłby ci pomagać przejść przez to wszystko. Jeśli jest taki wspaniały jak mężczyzna, o którym opowiadałaś mi na samym początku swojej historii, to na pewno weźmie odpowiedzialność za swoje czyny – Próbowała jakoś w ten sposób przywrócić jej nadzieję, jednak po dostrzeżeniu wyrazu twarzy dziewczyny zrozumiała, że nie był to dobry pomyśl.

- Nie rozumiesz tego Ginny. Nie mam wątpliwości, że zajął by się mną, może nawet zdobył by się na to, by udawać przede mną, że dalej mnie kocha i cieszy się z takiego przebiegu wydarzeń. Wyobraź sobie jednak siebie na moim miejscu. Wyobraź sobie, że żyjesz z mężczyzną, którego kochasz, ale który jest z tobą tylko z obowiązku i w głębi serca nienawidzi każdej minuty spędzonej w twoim towarzystwie. To właśnie byłby mój największy koszmar. Nie wytrzymałabym długo w takim związku. Nie dałabym rady powstrzymać wzrastającej we mnie nadziei, że wszystko co by dla mnie robił, podyktowane jest miłością, a nie powinnością i poczuciem obowiązku – fala emocji, jaka uderzyła w nią po tej wypowiedzi była zbyt duża. Hermiona poczuła, że traci kontrolę. Ból w podbrzuszu nasilił się.

Opadła na stojące niedaleko krzesło

Ginny popatrzyła ze smutkiem na swoją przyjaciółkę. Musiała przyznać sama przed sobą, że nie wie co w tej sytuacji jej doradzić. Martwiła się o nią i czuła bezsilność w obliczu jej cierpienia.

W czasie, gdy Ginny zamilkła i zamyśliła się, Hermiona starała choć trochę się uspokoić. Nerwy i natłok emocji sprzyjały jedynie nasilaniu się bólu i pogarszaniu się jej stanu. Zrozumiała, że nadszedł czas na kolejny krok. Z każdym pulsującym ukłuciem bólu, coraz bardziej niepokoiła się o zdrowie swoje i swojej kruszynki. Doszło do niej, że nie jest już w stanie radzić sobie z tym wszystkim sama.

Popatrzyła ze smutkiem na przyjaciółkę. Mimo wszystkich jej dobrych chęci, w tej sprawie nie była jej już w stanie pomóc. Przyszedł czas, by prawdę o swojej chorobie wyjawiła także innym uzdrowicielom. Czuła, że w tym stanie nie będzie już mogła długo myśleć trzeźwo. Potrzebowała pomocy i musiała to w końcu sama przed sobą przyznać.

 


czwartek, 18 marca 2021

Niewidzialne Bariery - Rozdział 14

Błonia Hogwartu mimo upływu przeszło tygodnia wciąż przykryte były białą pierzyną. Ze względu na popołudniową porę i piękną pogodę, próżno było szukać uczniów w murach zamku. Cała zgraja młodych czarownic i czarodziei wytoczyła się poza nie od razu po zakończeniu zajęć. Severus obserwował całe to zamieszanie ze szczytu wieży astronomicznej, do której po raz kolejny musiał uciekać w poszukiwaniu ciszy i miejsca do rozmyślań.

Dziś podczas śniadania w Wielkiej Sali dowiedział się, że względu na tę niecodzienną sytuację i niemalże całkowity brak uczniów na korytarzach, grafik stałych dyżurów jego i reszty kadry, ulegnie zmianie. Początkowo miał co do tego wiele obiekcji, jednak ostatecznie udało mu się wynegocjować, by to nie jemu przypadło obejmowanie pieczy nad uczniami na błoniach.

Taki przebieg wydarzeń pozwolił mu na uzyskanie chwili czasu dla siebie. Zwolniony z niemalże wszystkich uciążliwych obowiązków, mógł w końcu zrobić coś, na co nie miał czasu od kilku tygodni. Marzyło mu się, by spędzić resztę tego dnia, siedząc w swoim wygodnym fotelu z książką i rozgrzewającym napojem. Ostatnimi czasy bywał nieustannie podenerwowany i rozkojarzony. Niepokój i poczucie, że coś złego dzieje się za jego plecami, nie opuszczało go ani na krok. Mimo, że z każdym dniem coraz bardziej przyzwyczajał się do jego obecności, z tyłu głowy wciąż wyczuwał wiszącą w powietrzu groźbę.

Ciągłe życie z tym poczuciem nie pozwalało mu na zaznanie ani chwili spokoju. Od rana do nocy chodził cały spięty. Co gorsza nawet we śnie musiał zmagać się z koszmarami. Było w nich coś bardzo złego, coś co sprawiało mu psychiczny i fizyczny ból. Codziennie rano starał się przypomnieć sobie jakiekolwiek ich szczegóły, jednak one wydawały się ulatywać z jego głowy już w moment po przebudzeniu. Czuł, że to właśnie w nich może tkwić jakaś wskazówka i czuł się bezradny, nie mogąc jej dosięgnąć.

Jego rozmyślania zostały przerwane przez gwar, jaki zaczął dobiegać z zewnątrz. Severus ani w najmniejszym stopniu nie zainteresował się jednak tym, co mogło wywołać to nagłe podekscytowanie wśród uczniów. Lekko poirytowany narastającym hałasem, odwrócił się na pięcie i odszedł w kierunku krętych schodów.

Szybkim krokiem przemierzył wszystkie, dzielące go od lochów, korytarze. Po kilku minutach znalazł się przed dobrze znanymi przez siebie drzwiami. Szybkim ruchem różdżki otworzył je i wkroczył do swojego gabinetu. Skierował się do ukrytego z boku pomieszczenia przejścia i wkroczył do bardzo wąskiego korytarza, na którego końcu znajdowały się, zablokowane za pomocą silnych zaklęć, ciemne drzwi. Zdjął wszystkie umieszczone na nich bariery ochronne i z niekrytą ulgą przekroczył próg.

Jego prywatne pokoje nie były ani szczególnie przestronne, ani ciasne. Kilkupokojowy apartament wychodził jednak naprzeciw wszystkim jego wymaganiom i nie dawał mu żadnych powodów do narzekań. Wejście do nich było pomysłowo ukryte poza zasięgiem wzroku uczniów i dawało mu pewność, że w tej przestrzeni wolny był od wszelkich szkolnych bzdur i konfliktów.

Naprzeciwko głównego wejścia, znajdował się średniej wielkości pokój, który mimo odgrywania roli salonu, przypominać mógł bardziej małą bibliotekę. Wszelkie zgromadzone przez Severusa teksty i dzieła, piętrzyły się dumnie w każdym jego kącie. Niemalże wszystkie ściany od podłogi do sufitu zapełnione były regałami z książkami.

Podszedł do jednego z nich i sięgnął po niedawno nabyty tom swojego ulubionego alchemicznego czasopisma. Była to jak dla niego stosunkowo lekka lektura, więc uznał, że będzie ona idealna na popołudnie takie jak to. Wyciągnął z barku flakon z Ognistą Whisky i nalał sobie odrobinę na dno szklanki. Wzniecił w kominku ogień i odłożył wszystkie, trzymane w dłoniach, przedmioty na stojący przed nim stolik. Rozpiął jednym ruchem różdżki cały rządek małych guzików przy swojej nieśmiertelnej czarnej szacie i pozostał w znacznie wygodniejszej, noszonej pod spodem, białej koszuli.

W końcu, gotowy na odrobinę odpoczynku, z cichym pomrukiem zadowolenia opadł, na znajdujący się przed kominkiem ciemny szmaragdowy fotel. Sięgnął po gazetę i zagłębił się w pierwszym artykule.

Ciepłe światło, które padało od buchających w palenisku płomieni, tańczyło pomiędzy linijkami i tworzyło na kartkach ledwie dostrzegalne łuny i świetlne refleksy. Cała ta aura spokoju i harmonii uspokoiła go nieco. Jego oddech wyrównał się, a jego mięśnie lekko się rozluźniły. Taki stan był zdecydowanie czymś, czego od dłuższego czasu potrzebował.

Po kilku minutach delektowania się lekturą, dobrnął do końca pierwszego artykułu. Sięgnął po łyk trunku i przymknął lekko oczy. Usadowił się wygodniej w fotelu i przewrócił stronę. Ze zdziwieniem dostrzegł jednak, że była ona jakby inaczej oświetlona. Wydawać się mogło, iż całe ciepło, które emanowało od ognia, nagle przerodziło się w jaśniejszy zimny blask. Severus zerknął na stolik, jakby chcąc tam znaleźć przyczynę owej zmiany, lecz nie udało mu się zanotować żadnego odstępstwa od normy. Coś jednak ewidentnie się zmieniło. Pomieszczenie wydało mu się nagle jakby jaśniejsze i bardziej surowe, a cała flegmatyczna aura tego miejsca zdawała się ulecieć, będąc zastąpiona przez nieprzyjemny chłodny klimat. 

Rozejrzał się dookoła siebie i wywnioskował, na podstawie rzucanych na ściany cieni, że źródło owego blasku musiało znajdować się tuż za jego plecami. Jego serce przyspieszyło gwałtownie. Zacisnął dłoń wokół różdżki i jednym błyskawicznym ruchem wyskoczył z fotela. Odwrócił się w stronę blasku i instynktownie skierował w jego stronę koniec swojego magicznego patyka.

Spodziewał się dostrzec przed sobą uzbrojonego napastnika. Był pewien, że ktokolwiek podołał mocy jego zaklęć obronnych, musiał być bardzo potężnym czarodziejem. Był przekonany, że taka osoba, wchodząca do jego prywatnych komnat bez żadnego uprzedzenia, nie mogła mieć żadnych dobrych zamiarów.

Gdy jednak jego spojrzenie skrzyżowało się z intensywnym wzrokiem przybysza, poczucie zagrożenia i zdenerwowanie Severusa, przerodziło się w zdziwienie i dezorientację.

Przed nim unosił się mglisty obłok. Po chwili z całego tego jaśniejącego kłębu, zaczął formować się wyraźny kształt. Severus mógł być prawie pewny, że niebawem przyjmie on, dobrze mu znaną formę bystrego kocura, należącego do profesor McGonagall. Swoje podejrzenia bazował na fakcie, że była ona jedyną osobą, która na porządku dziennym kontaktowała się z nim w ten sposób.

Na tę myśl przybrał niezadowoloną minę. Odwrócił się w stronę stołu i westchnął. Podejrzewał, że już za moment zostanie wezwany do kolejnego uczniowskiego sporu i rozwiązywania bezsensownych przepychanek między uczniami z różnych domów. Zdjął z wieszaka nauczycielskie szaty i narzucił je na siebie.

Gdy zwrócił się ponownie w kierunku patronusa, ogarnęła go jednak kolejna fala zdziwienia. Zamiast dobrze mu znanego kociego posłańca, wpatrywał się w niego mglisty lśniący nietoperz. Zwierzę machnęło skrzydłami i utkwiło w nim swój przenikliwy wzrok. Był on tak intensywny, że mężczyzna poczuł się trochę nieswojo. Przełknął ślinę i skierował w jego kierunku różdżkę.

Nie był ufny w stosunku do obcych patronusów. Jeśli ktoś kiedykolwiek potrzebował się z nim kontaktować, to bardziej formalną i popularną opcją, było wysłanie sowy z listem. W magicznym świecie powszechnie przyjęło się, że informacje przekazywane w ten właśnie sposób, wymieniane były prawie wyłącznie przez dobrze znającymi się czarodziejów. Obca osoba, która próbowała w ten sposób wysyłać wiadomość, mogła chcieć, by jej treść zaraz po odczytaniu zniknęła na zawsze. Słowa mówione były trudniejsze do uchwycenia, niż słowa pisane, toteż Severus nie mógł być pewny co do zamiarów, jakie mógł mieć wobec niego tajemniczy nadawca.

Nietoperz

Nigdy nie spotkał się jeszcze z taką formą patronusa. Zastanawiał się kim może być jego właściciel. Postać magicznego posłańca zawsze w jakiś sposób odwzorowywała cechy jego właściciela lub nawiązywać do ważnych wydarzeń z jego życia. Nietoperz nie kojarzył mu się z żadnym znanym mu czarodziejem ani czarownicą.

Owszem, było to jedno z kretyńskich przezwisk, jakie wymyślili dla niego uczniowie Hogwartu, ale poza tym skojarzeniem nic nie przychodziło mu do głowy.

W końcu podszedł do mglistego obłoku i wskazał na niego różdżką.

- Od kogo przychodzisz i jaką wiadomość niesiesz? – Zapytał ostrym tonem.

Zwierzę nie wydało jednak z siebie żadnego dźwięku. Stało jedynie w milczeniu i wpatrywało się w niego swoimi przenikliwymi ślepiami.

Severus podszedł do niego nieco bliżej i powtórzył swoje pytanie z coraz bardziej widocznym poirytowaniem.

- Powiedz czego chcesz lub odejdź – W jego głosie słychać było stalową nutę, która zazwyczaj przywoływała do porządku nawet najbardziej zuchwałych i nieposłusznych uczniów.

Nietoperz jednak wydawał się nic sobie z tego nie robić. Przybliżył się jedynie do niego i zatoczył okrąg wokół jego osoby, po czym powrócił na swoje poprzednie miejsce i na powrót utkwił w nim wzrok.

Severus omiótł go swoim uważnym spojrzeniem, jakby chcąc odszukać w nim jakiś podstęp lub podejrzany element. W końcu po kilku chwilach takiego uważnego analizowania, w jego głowie pojawiła się pewna myśl. Im dłużej się nad nią zastanawiał, tym bardziej upewniał się w słuszności swoich podejrzeń. Wydawało mu się, iż zrozumiał, kto musiał stać za tym nagłym wtargnięciem.

Nie byłby to pierwszy raz, gdy któryś z miernych naśladowców bliźniaków Weasley, postanowił zażartować sobie ze swojego znienawidzonego profesora. Któryś z uczniów odkrył zapewne, że z jakiegoś powodu jego patronus zdecydował się przybrać właśnie taką postać i postanowił trochę podręczyć wrednego Mistrza Eliksirów. 

Wysyłanie do kogoś milczących patronusów było całkowicie bezcelowe chyba, że samą jego formą ktoś chciał zadrwić sobie z odbiorcy. Domyślił się co teraz mówią między sobą uczniowie. Będą wysyłać za nim nietoperzowe patronusy po to, by wiedział, kim tak naprawdę jest – Przerośniętym nietoperzem z hogwarckich lochów.

Severus zdenerwował się na tę myśl. W całej jego karierze tylko jednej upartej gryfonce udało się podpalić jego szaty, ukraść składniki z jego prywatnych zasobów i na dodatek nie ponieść za to żadnej kary. Nikt inny nie był w stanie ukryć się przed jego czujnym wzrokiem. Postanowił, że nie pozostanie bierny w całej tej sytuacji.

Dorwę gamonia, który postanowił tak sobie ze mnie zadrwić. Bezczelne zgrywusy nie wiedzą nawet jak łatwe to dla mnie będzie – Pomyślał, a na jego usta wypełzł szyderczy uśmieszek.

Poczuł, że z całego tego zdarzenia przyjdzie mu jednak coś dobrego. Wiedział, że coś co będzie w stanie odwrócić choć na chwilę jego uwagę od wyrzutów i prześladującego go niepokoju, podziałazdecydowanie na jego korzyść.

Uśmiechnął się pod nosem.

Niefortunny uczeń nawet nie wie w co się właśnie wpakował – Przeleciało mu przez myśl.

Dobrze wiedział, że tym razem z łatwością złapie osobę, która odważyła się zaburzyć jego spokojne popołudnie. W przeciwieństwie do uczniów, zdawał sobie sprawę z tego, jak wiele danych o nich samych przechowywane było w szkolnych archiwach. Każdy zaobserwowany przez szkolne bariery patronus, był następnie przypisywany do danego ucznia. W gabinecie profesor McGonagall znajdowało się mnóstwo różnych takich spisów. Snape już nie mógł się doczekać zaskoczonej miny ucznia na wieść o tym, że jego profesor jakimś cudem zdołał poznać jego tożsamość.

Severus zdecydował, że przy pierwszej okazji odwiedzi Minerwę i zdobędzie interesujące go informacje. Na tę myśl mężczyzna przybrał zadowolony wyraz twarzy. Odwrócił się w stronę, nadal stojącego pośrodku pokoju, patronusa i rzucił mu tryumfalne spojrzenie.

Jego zapał zmalał jednak nieco, gdy zamiast przestrachu i obawy, ujrzał zawód w oczach zwierzęcia. Jego mgliste ślepia wydawały się wyrażać smutek i rozczarowanie, którego z całą pewnością nie spodziewał się w nich dostrzec.

Severus poczuł dziwne uczucie skręcania w żołądku. Coś przestało pasować w całym jego genialnym planie. To spojrzenie wydawało się generować lukę w całym jego logicznym rozumowaniu.

Gdy teraz przypatrzył mu się uważniej, nie mógł wyzbyć się myśli o tym, że nie wygląda on jak zwykłe dziecięce patronusy. Stojący przed nim nietoperz nie był tak jak one wesoły pełen energii. Zwierzę stało przed nim z dumą, emanowała od niego powaga i gracja, której nie posiadały wciąż kształtujące się patronusy jego uczniów.

Poczuł dziwne ukłucie w piersi, którego nie był w stanie w żaden sposób wytłumaczyć. Przez głowę przeszła mu pewna szalona myśl, jednak w porę odgonił ją, nim uczucie niepotrzebnej nadziei i nieuzasadnionego strachu, zdążyło dotrzeć do jego serca.

To tylko twoja naiwna podświadomość podsuwa ci te obrazy. Pójdziesz jutro do McGonagall i zobaczysz, że nie jest to prawdą. Ukarzesz bezczelnego ucznia, a cała sprawa się zakończy – Jego racjonalna strona próbowała odciągnąć go od tych myśli.

- Skoro nie masz mi nic do przekazania, rozkazuje ci odejść – Warknął w kierunku mglistej figury.

Nietoperz rzucił mu ostatnie surowe spojrzenie i oddalił się posłusznie w kierunku drzwi. Po tym, jak jego sylwetka całkowicie zniknęła za ścianą, Severus opadł ciężko na swój fotel.

Jego racjonalna świadomość zdołała jedynie częściowo zwalczyć jego wątpliwości. Z jedną rzeczą nie była jednak w stanie sobie poradzić. Nie potrafiła wyplenić jednego pytania, które odbijało się jak echo w jego głowie.

Czy to możliwe, bym wszystko zrozumiał źle?


czwartek, 11 marca 2021

Niewidzialne Bariery - Rozdział 13

Gdy Ginny Weasley usłyszała, dobiegające z korytarza, podekscytowane głosy wychyliła się i z zaciekawieniem rozejrzała za źródłem poruszenia. Wyszła ze swojego gabinetu i momentalnie dostrzegła powód całego zamieszania. Oczy wszystkich, zebranych przed salą osób, zwrócone były w stronę połyskującego obłoku. W ich kierunku szybował mglisty patronus.

Był niewątpliwie wyjątkowy i dziewczyna musiała przyznać, że chyba nigdy jeszcze nie widziała tak szczególnego magicznego posłańca. Miał w sobie niezwykłą grację i spokój, które w połączeniu z jego nieco mroczną formą, dawały naprawdę niesamowity efekt. Zaciekawiło ją, kto może być jego posiadaczem.

Z fascynacją obserwowała jak mglista łuna przybliża się do niej. Srebrnobiały nietoperz z szeroko rozłożonymi skrzydłami podleciał do niej, po czym okrążył ją kilkakrotnie. To zdziwiło ją. Znała formy patronusów większości swoich przyjaciół i nie przypominała sobie, by którykolwiek z nich przybierał właśnie taką postać.

Przez chwilę stała nieruchomo i wpatrywała się ze zdziwieniem w bladą istotę. która wyraźnie sygnalizowała, że ktoś ją wzywa. Liczyła na to, że może wiadomość, jaką niewątpliwie przynosiła ze sobą, rozjaśni nieco jej zakłopotanie. Tak się jednak nie stało. Srebrnobiałe sylwetka nie wydało z siebie ani jednego dźwięku.

Panna Weasley po chwili namysłu postanowiła, że mimo wszystko odpowie na jego niemą prośbę. Pośpiesznie zgarnęła z krzesła swoją torebkę i ruszyła we wskazanym jej przez bladą łunę kierunku. Szła za nią przez kilka korytarzy, wzbudzając co rusz niezdrową fascynację, siedzących przed salami pacjentów. Musiała przyznać, że miała cichą nadzieję, że są już blisko celu, nie chciała bowiem wzbudzać sensacji wśród wynudzonych i spragnionych plotek rezydentów szpitala.

W końcu nietoperz zatrzymał się i odwrócił w jej kierunku. Jego dumne błyszczące oczy spotkały się z jej wzrokiem. Kilka sekund wpatrywał się w nią, po czym ledwie dostrzegalnym gestem skrzydła wskazał na pomieszczenie, znajdujące się przed nimi. Ginewra niepewnie chwyciła za klamkę i uchyliła drzwi. Nie była jednak w stanie w pełni ich otworzyć. Po drugiej stronie coś najwidoczniej musiało stać na ich drodze.

Ostrożnie wychyliła na drugą stronę, a to co zobaczyła sprawiło, że zawładnęła nią panika. U jej stóp leżała nieruchoma kobieca postać. Ginewra ani przez chwilę nie mogła łudzić się, że nie wie kim ona jest. Tę burzę kasztanowych włosów poznałaby wszędzie.

Przecisnęła się przez niewielką szczelinę w drzwiach i już po chwili była u boku swojej przyjaciółki. Odgarnęła z jej twarzy niesforne loki po czym położyła jej dłoń na policzku.

- Hermiono, słyszysz mnie? Jeśli tak to powiedz coś, lub ściśnij moją dłoń – Powiedziała cicho po czym dotknęła ręką jej palców.

Nic się nie wydarzyło. Starsza dziewczyna nie odezwała się ani nie wykonała prośby spanikowanej przyjaciółki. Ginny ze zgrozą zdała sobie sprawę z tego, że jej dłonie były zimne, a na jej policzkach widać było ślady łez. Wyciągnęła różdżkę i skierowała ją ku pannie Granger.

- Enervate – Wypowiedziała wyraźnie, po czym z wstrzymanym oddechem czekała na jakąkolwiek reakcję.

Gdy powieki Hermiony zaczęły delikatnie się poruszać, młodsza dziewczyna poczuła, że kamień spada jej z serca. Z każdą chwilą Granger zdawała się odzyskiwać więcej kontroli nad swoim ciałem. W końcu jej oczy otwarły się lekko. Mimo tego, że były jedynie częściowo widoczne spod jej długich rzęs, to klęcząca u jej boku dziewczyna nie była w stanie nie dostrzec jak zrezygnowane i zmęczone były.

- Ginny? – Zapytała słabym głosem.

- Spokojnie Hermi, jestem przy tobie. Postaraj się nie ruszać, a ja sprawdzę co ci jest – powiedziała, po czym ponownie wzniosła magiczny patyk nad jej ciałem.

Hermiona nie była z tym gestem zachwycona. Próbowała nieudolnie wytrącić jej różdżkę z ręki, była jednak na to za słaba. Zdołała jedynie lekko odepchnąć jej dłoń. Nie było to na dłuższą metę skuteczne. Ginny przełożyła jej na wpół bezwładną dłoń z powrotem na podłogę, a sama dostosowała pozycję różdżki i przygotowała do rzucenia zaklęcia sondującego.

- Hermiono nie bądź dzieckiem. Przyjaźnimy się już od tylu lat, nie mów mi, że nie ufasz mi na tyle, by pozwolić mi się zbadać. Nie pamiętasz, że i tak wiem o twojej ciąży? Nie musisz już niczego przede mną ukrywać. Postaraj się uspokoić – powiedziała jej lekko poirytowanym głosem.

Już miała brać się za rzucanie zaklęcia, gdy przerwało jej ciche błaganie Hermiony.

- Zaczekaj… proszę… - wyszeptała.

Ginewra opuściła różdżkę i spojrzała na nią pytająco, gdy jednak zatrzymała wzrok na jej oczach zrozumiała, że ta ma jej coś ważnego do powiedzenia.

- Ginny ja… ja nie czuję magii… nie ma jej… proszę powiedz mi co się ze mną dzieje…

Ginny zmierzyła ją zaniepokojonym wzrokiem. Zastanawiała się, czy jej przyjaciółka przypadkiem nie majaczy.

- Spokojnie, wiesz że można to łatwo sprawdzić. Podaj mi swoją prawą dłoń – powiedziała i wyciągnęła ku niej rękę.

Hermiona z lekkim wahaniem, wykonała jej polecenie. Ginny dotknęła czubkiem różdżki wewnętrznej strony jej dłoni i wymruczała inkantację. Otoczyło je delikatne złote światło, które emanowało z koniuszków palców panny Granger.

- Hermi, spójrz – Powiedziała do niej spokojnie Ginny, gdy dostrzegła jak mocno zacisnęła ona powieki.

Hermiona niepewnie otworzyła oczy. Gdy dostrzegła światło, promieniujące z jej dłoni, poczuła, że łzy ześlizgują się po jej twarzy. Były to łzy szczęścia. Spodziewała się, że zaklęcie tylko potwierdzi jej najgorsze przypuszczenia. Jednak, wbrew swoim obawom, jej dłoń płonęła równie mocno jak za pierwszym razem, gdy jako dziecku badano jej zdolności magiczne.

- To niemożliwe Ginny. Jeszcze godzinę temu nie byłam w stanie wykrzesać z siebie energii na rzucenie najprostszego lumos. Szukałam mojej magii, jednak nie było jej – Jej głos był niepewny i zdezorientowany.

Sięgnęła po swoją, porzuconą w kącie, różdżkę i machnęła nią. Tym razem bez żadnych oporów wypłynęła z niej delikatna jasna łuna.

- Jesteś pewna, że naprawdę miałaś zanik mocy? Nigdy nie słyszałam o czymś takim. Wiem, że to może zabrzmieć, jakbym ci nie wierzyła, ale czy jesteś pewna, że nie wydarzyło się to tylko w twojej głowie? – Zapytała ją po chwili ciszy Ginny. Starała się przy tym brzmieć jak najdelikatniej i tak, by Hermiona nie mogła poczuć się urażona.

Starsza dziewczyna siedziała chwilę w całkowitej ciszy. Dopiero po upływie minuty odezwała się ponownie. Jej głos zdawał się brzmieć nieco pogodniej, co całkowicie zbiło Ginewrę z tropu.

- Jestem pewna Ginny i jak tak teraz na to patrzę trzeźwym okiem, to chyba nawet znam powód tego wszystkiego – powiedziała zdecydowanym głosem, jednak jej umysł wydawał się błądzić w obłokach.

Ginny zatrzymała na niej na dłużej wzrok. Miała wrażenie, że z każdym tygodniem przestaje nadążać za zmianami w życiu Granger. Gdy ta powiedziała jej prawdę o ciąży, przez chwilę zdawało jej się, że wie wszystko co chciałaby wiedzieć i w końcu po długim czasie jest w stanie zrozumieć jej sytuację. Teraz jednak takie stwierdzenie byłoby dalekie od prawdy.

Od ich rozmowy po wieczorze w spa, minęły niespełna trzy tygodnie, a panna Weasley czuła, że w tym czasie życie jej najlepszej przyjaciółki zaliczyło przynajmniej kilka zwrotów o 180 stopni.

Teraz siedziała przy niej i patrzyła na nią, jakby chcąc wyczytać z jej oczu prawdę. Miała dość tego ciągłego pozostawania w niewiedzy. Nie podobało jej się to, że była przez Hermionę obdarzana jedynie urywkowymi informacjami i niedopowiedzeniami. Wiedziała, że tylko wiedząc wszystko, mogłaby jej jakoś pomóc.

Już jakiś czas temu dostrzegła, że dziewczyna znów zaczyna coś ukrywać, jednak przez te ostatnie godziny, miarka się przebrała. Z perspektywy Ginny cała sytuacja kreśliła się tak: Granger zupełnie zdrowa przychodzi na dyżur, nagle traci całkowicie magię, mdleje gdzieś w opuszczonej sali, wysyła patronusa o zmienionej formie, a na koniec, gdy Ginny przychodzi jej z pomocą, ta po prostu stwierdza, że doskonale rozumie, co się właśnie wydarzyło i nie raczy jej dać jakiegokolwiek wytłumaczenia na to, co właśnie się stało.

Gdy panna Weasley zaczęła pomagać Hermionie w podniesieniu się z ziemi, w jej głowie pojawiło się kolejne pytanie. Zastanawiała się czy i tym razem jej przyjaciółka postanowi pozostawić ją bez słowa wyjaśnień. Ścisnęła lekko jej dłoń, po czym podjęła decyzję.

Żarty się skończyły, a ona nie zamierzała dać się dłużej mamić i ignorować. Jej postanowienie było wiążące. Wyciągnie z Hermiony prawdę i udowodni, że nie można tak po prostu jej przed nią zatajać.

Gdy Hermiona stanęła już stabilnie o własnych siłach, zaczęła pakować swoje rozrzucone rzeczy do torby i wyraźnie szykować się do wyjścia. W tym czasie Ginny stała nieruchomo i z uwagą obserwowała jej poczynania. Postanowiła, że da jej ostatnią szansę na wytłumaczenie się po dobroci.

Wyglądało jednak na to, że gdy tylko Hermiona doprowadziła się do porządku, postanowiła jak najszybciej znów oddalić się do swoich tajemnic i sekretów. Do tego jej przyjaciółka nie zamierzała dopuścić. Jednym szybkim ruchem różdżki przekręciła zamek w drzwiach i odcięła jej drogę ucieczki.

- Chyba nie zamierzasz po tym wszystkim tak po prostu sobie pójść? – Zapytała ją z nutą żalu w głosie.

Hermiona odwróciła się w jej kierunku i posłała jej przepraszające spojrzenie.

- Czy nie sądzisz, że należą mi się wyjaśnienia? Nie rozumiem nic z tego, co tu się właśnie wydarzyło. Jeśli naprawdę straciłaś na moment magię, to jak możesz tak spokojnie teraz do tego podchodzić? To może być naprawdę cos bardzo poważnego. Czy ty wiesz jak ja się o ciebie martwiłam? Najpierw znikasz z dyżuru, potem wysyłasz za mną jakieś nieme patronusy, znajduję cię nieprzytomną w pustym gabinecie, serce kołacze mi z niepokoju, a ty co? Czy nie sądzisz, że należy mi się choć słowo? – W miarę mówienia jej wzburzenie rosło. Wyrzucała z siebie słowa tak szybko, że Hermiona prawdopodobnie nawet nie miała szansy, by wyłapać ich sens. Jej twarz poczerwieniała z emocji, co w połączeniu z jej rudymi włosami sprawiło, że Ginny wyglądała, jakby cała płonęła.

Granger zrozumiała, że od tak rozgniewanej przyjaciółki nie zdoła uciec. Ze zrezygnowaniem opadła, na znajdującą się obok nich szpitalną leżanką. Wskazała jej miejsce koło siebie, jednak Ginny oświadczyła, że woli stać. Jej nerwowe przechadzanie się po pokoju dodatkowo stresowało Hermionę, jednak nie odważyła się poprosić ją by przestała.

W końcu, gdy ich spojrzenia się spotkały, młodsza dziewczyna zrozumiała jej bezgłośną prośbę. Niechętnie usiadła obok niej i posłała jej ponaglające spojrzenie. Granger wzięła głęboki uspokajający oddech i odezwała się.

- Powinnam zacząć od kolejnych przeprosin, jednak widzę po tobie, że to nie na to najbardziej czekasz. Mimo to, chcę żebyś wiedziała, że ukrywałam to przed tobą tylko dlatego, że chciałam mieć stuprocentową pewność, zanim zacznę dorzucać ci zmartwień – Tu przerwała i popatrzyła na siedzącą obok niej dziewczynę. Uspokoiło ją to, że dostrzegła powracający po burzy spokój i zrozumienie w jej oczach.

- Jak pewnie pamiętasz, po naszej wizycie w salonie Madame Brown, gdy musiałyśmy udać się do Św. Munga z powodu mojego ataku bólu, uzdrowiciele nie wykryli w moim ciele żadnych nieprawidłowości. Nie mówiłam ci tego, ale ból, który zaczęłam odczuwać po dowiedzeniu się o ciąży, nigdy nie ustał. Wiedziałam doskonale, że magomedycy musieli coś przeoczyć – Tu westchnęła i spuściła wzrok na swoje, splecione w nerwowym geście, palce.

- Nie myliłam się… - Powiedziała cichym ledwo słyszalnym głosem. Podniosła głowę i napotkała zaniepokojone spojrzenie przyjaciółki.

W końcu sięgnęła, po leżącą u jej stóp, torebkę i wyjęła z niej swoje notatki. Podała je Ginny i ze smutkiem patrzyła jak jej oczy rozszerzają się z każdym przeczytanym akapitem. Panna Weasley wertowała je z niedowierzaniem. Po kilku minutach odłożyła je i spojrzała na Hermionę. Jej oczy pełne były łez.

- Jesteś tego pewna? – Zapytała ją słabym głosem.

- Widzisz spisane tutaj objawy? – Spytała ją po czym wskazała palcem na zaznaczony fragment tekstu.

Ginny pokiwała niepewnie głową.

- Hermi, co oznacza to, że tyle z nich została podkreślona? – Zapytała.

- Chciałam jakoś zaznaczyć te, które już zaczęłam odczuwać – Odpowiedziała i posłała jej smutne spojrzenie.

Młodsza dziewczyna zakryła sobie usta dłonią i jeszcze raz z niedowierzaniem przeleciała wzrokiem zawartość pergaminu.

- I ty w takim stanie jeszcze pojawiasz się na oddziale i zajmujesz się pacjentami? Powinnaś leżeć tu razem z nimi, a nie biegać pomiędzy salami i wymachiwać różdżką – Ginny złapała się za głowę.

- Tu nikt nie ma pojęcia czym jest maledicendum i jak się z nim obchodzić. Nie mogę zmarnować mojego czasu na bezczynnym leżeniu na szpitalnym łóżku. Nie mam go już wiele, ale zamierzam wykorzystać go do maksimum. Wiem, że żaden magomedyk tutaj nie ma pojęcia o takich archaicznych przypadłościach. Życie moje i mojego maleństwa leży w moich rękach. Jestem pewna, że gdzieś tam ukryte jest antidotum coś, co wyrwie nas z tego koszmaru. Czuję, że jestem już blisko… Nie mogę się teraz poddać, to byłoby jak wyrok śmierci dla nas obu – Ginny nie powiedziała nic, ale całe swoje wsparcie i wolę walki przekazała jej przez mocny uścisk, w którym zamknęła przyjaciółkę.

Trwały tak przez dłuższą chwilę. Pierwsza odsunęła się panna Weasley, która spojrzała głęboko w oczy przyjaciółki i powiedziała w pełni poważnym i stanowczym głosem.

- Przysięgam, że zrobię wszystko, by ci pomóc. Nie spocznę, puki nie wynajdziemy lekarstwa – Po jej słowach Hermiona poczuła w powietrzu wir magii i zrozumiała. Ta obietnica przyjaciółki była czymś więcej, niż tylko pustymi słowami. Była ona magiczną przysięgą, której żaden czarodziej nie śmiał traktował lekko.

- Chcę żebyś wiedziała, jak wiele to dla mnie znaczy. Żałuję, że tak długo upierałam się ukrywać to przed tobą. Nie chcę już więcej tajemnic pomiędzy nami. Zasługujesz na całą prawdę i wiele, wiele więcej. Chcę, byś zapytała mnie o wszystko co wciąż pozostaje dla ciebie niejasne. Myślę, że nadszedł wreszcie czas, byśmy pozostawiły za nami całe to zakłamanie. Jestem gotowa – Powiedziała. Jej głos był zdecydowany i stanowczy.

Ginewra uśmiechnęła się do niej słabo i zamilkła na moment. W jej głowie narosło przez ostatnie tygodnie tyle pytań, że sama nie wiedziała od czego zacząć.

- Dzisiejszego dnia wydarzyło się kilka rzeczy, które mnie zastanawiają. Myślę, że wypada, abym zaczęła od początku, a początkiem tego całego zamieszania był dla mnie twój zmieniony patronus… - Zaczęła Ginny, jednak po chwili umilkła, widząc zdziwione spojrzenie Hermiony.

- Skąd o nim wiesz? – Zapytała lekko zmieszana.

Sama nie pamiętała, by kiedykolwiek od czasu, gdy odkryła jego zmieniony kształt, wysyłała za jego pośrednictwem jakiekolwiek wiadomości.

- Dziś, gdy byłam w swoim gabinecie zostałam wezwana przez patronusa, to on wskazał mi do ciebie drogę. Czy ten srebrnobiały nietoperz nie był twoim posłańcem? – Zapytała ją zaskoczona.

- Tak, był mój, ale nie przypominam sobie, bym go gdziekolwiek wysyłała… - Tu zamyśliła się przez moment.

Po chwili jej oczy rozszerzyły się. Przypomniała sobie coś, co zdarzyło się chwilę przed tym, jak straciła przytomność. W jej uszach rozbrzmiały słowa, które były ostatnimi, jakie wypowiedziała w swojej głowie.

Zrozumiała, że już wtedy, w tym krytycznym momencie jej magia zaczęła do niej wracać. Nieświadomie użyła jej po to, by wezwać do siebie dwie osoby, które jako pierwsze pojawiły się w jej podświadomości…

- Ginny, co stało się z moim patronusem, gdy doprowadził cię do mnie? – Zapytała, a jej serce na chwilę stanęło.

- Wydaje mi się, że zniknął za oknem, jesteś pewna, że nie wezwałaś przypadkiem jeszcze kogoś? – Zapytała niepewnie panna Weasley.

- Merlinie… - Wymamrotała Hermiona cicho i podeszła do okna.

Wyjrzała na ośnieżone podwórze, jakby chciała wypatrzeć wśród białego puchu ten dobrze jej znany kształt.

Nie było to jednak możliwe. Był on już daleko poza granicami Londynu i powoli zmierzał do swojego kolejnego celu. Hermiona nie mogła już nic zrobić.

czwartek, 4 marca 2021

Niewidzialne Bariery - Rozdział 12

Zima zagościła w całym kraju na dobre. Od kilku dni śnieg zalegał już nie tylko na Hogwarckich błoniach. Chłodna zimowa aura dotarła również do Londynu, gdzie pokryte śniegiem zostały zarówno ulice mugolskiej części miasta, jak i ukryte poza zasięgiem wzroku, magiczne zakamarki.

Z okien szpitala św. Munga rozciągał się wyjątkowy widok. Wielkie ilości białego puchu pokrywały elewacje pobliskich budynków, tworząc w niektórych miejscach wymyślne rzeźby. Od czasu do czasu pojedyncze płatki osadzały się na szybach. Pielęgniarki z oddziału chorób dziecięcych powiększały je jednym ruchem różdżki, czym sprawiały ogromną frajdę najmłodszym podopiecznym placówki.

Ta miła odmiana była czymś, co pozwalało schorowanym pacjentom i ich zafrasowanym rodzinom na zajęcie się choć przez chwilę czymś innym niż tylko przykre myśli.

Hermiona nie była jednak jedną z tych osób. Biały puch, który oślepiał ją na każdym kroku, przywoływał jedynie wspomnienia z ostatnio odbytej wizyty w Hogwarcie. Gdy tak wpatrywała się w ten zimowy krajobraz, do głowy przyszła jej kolejna natrętna myśl.

Tak jak ja naruszyłam jego przestrzeń, tak on teraz gna za mną całą swoją lodowatą armię. Przysłał za mną cały ten przeklęty śnieg , by dręczył mnie na każdym kroku i upewniał się, że nie zaznam spokoju – Rzuciła ostatnie niechętne spojrzenie w stronę okna, po czym obróciła się i spojrzała na swój brzuch.

Na pierwszy rzut oka, dla nieuważnego obserwatora, jego minimalne zaokrąglenie nie wzbudziło by żadnych podejrzeń. Hermiona zdawała sobie jednak sprawę z tego, że ten komfort nie będzie jej towarzyszył na długo. Była to kwestia tygodnia lub dwóch, zanim uważne stare wiedźmy z oddziału opieki długoterminowej domyślą się prawdy i rozniosą gorące plotki po całym budynku.

Do tego oczywiście panna Granger dopuścić nie mogła. Postanowiła więc po chwili namysłu, że jest to ostatni tydzień, gdy pojawia się na oddziale. Nie wiedziała co dokładnie zrobi, ale pozostanie na obecnym stanowisku i wystawianie się na kontakt z tyloma osobami, nie wchodziły w żadnym wypadku w grę.

Nie mogła znieść myśli, że przez swoją nieuwagę jej tajemnica mogłaby zostać ujawniona. Istniałoby wtedy bardzo duże prawdopodobieństwo, że dobra nowina dotarłaby w krótkim czasie do Severusa, a to byłaby zdecydowanie najgorsza z rzeczy, która mogłaby jej się przydarzyć. Hermiona wiedziała doskonale, że gdyby dowiedział się prawdy z Proroka Codziennego, to stracił by do niej i tak już mierne resztki szacunku.

Jeśli już od kogoś miałby się dowiedzieć o dziecku, to mogła to być tylko ona sama. Ulotnienie się z oddziału i zaszycie gdzieś, gdzie nie będzie miała kontaktu z pacjentami, było jedynym wyjściem, jeśli chciała zatrzymać dla siebie przywilej do zdecydowania gdzie i kiedy powie Severusowi prawdę.

Czy chcę mu w ogóle o tym wszystkim powiedzieć?

To pytanie zadawała sobie dość często ostatnimi czasy, a odpowiedź zawsze brzmiała nie. Gdy leżąc wieczorami w łóżku przed snem, wyobrażała sobie jak taka rozmowa mogłaby wyglądać, zalewał ją głęboko zakorzeniony w niej strach przed ponownym odrzuceniem. Jej skrzywdzona część dumy opierała się i podpowiadała, że po tym wszystkim Snape zasłużył sobie na takie traktowanie, a ona nawet lepiej niż dobrze da sobie radę z byciem samotną matką.

Hermiona jednak wiedziała, że ten głos w jej głowie nie jest racjonalny, a ona nie mogła zgodzić się na to, by dziecko stało się narzędziem zemsty na dawnym partnerze. Nie była też typem osoby, która wybierała rzeczy, które są dla niej łatwe i przyjemne, zamiast tych, które są właściwe i moralnie dobre. Doszła do wniosku, że Severus ma prawo wiedzieć. Był tak samo ojcem tego maleństwa jak ona jego matką.

Czemu więc mężczyzna był wciąż nieświadomy całej sytuacji?

Pomimo podjęcia przez Hermiony decyzji o wyjawieniu mu prawdy, data na wypełnienie tego postanowienia, była cały czas przez nią przekładana. Kilkakrotnie w tym tygodniu siedziała już nad pergaminem, trzymając w dłoni nasączone atramentem pióro, jednak nie była w stanie napisać ani jednego słowa.

Wiedziała, że paraliżuje ją strach i tchórzostwo. Nienawidziła tego stanu. Nienawidziła takiego poczucia słabości i pokonania. Od kiedy tylko Tiara Przydziału wysłała ją do domu lwa, chełpiła się swoją odwagą. Wraz z Harrym i Ronem ryzykowała życiem i narażała się na niebezpieczeństwa. W imię przyjaźni i wyższych ideałów była w stanie poświęcić swoje życie, a to wszystko po to, by teraz nie potrafić wydobyć z siebie choć krzty odwagi na napisanie głupiego listu.

Gdzie podziała się twoja wielka gryfońska odwaga, o najmądrzejsza czarownico epoki!? – Drwiła z niej podświadomość.

Hermiona zacisnęła tylko zęby. Wzięła głęboki oddech i zamknęła oczy.

Ostatnie dwa miesiące przewróciły jej życie do góry nogami. Wszystko swoje zasady zaczęła łamać na porządku dziennym. Teraz, zamiast skupiać się na pracy i pomagać swoim podopiecznym, siedziała i użalała się nad sobą w pokoju dla personelu.

Choć jedną rzecz zrób dziś dobrze Granger, idź tam i przynajmniej jako magomedyczka daj z siebie wszystko. Jeszcze tylko w tym tygodniu masz na to szansę – Ta myśl dała jej tę ostateczną dawkę motywacji, której potrzebowała, by zebrać się w sobie i ruszyć do działania.

Otrząsnęła się ze swojego chwilowego otępienia, poprawiła szaty i przywdziała na twarz najbardziej przekonujący wymuszony uśmiech, jaki mogła z siebie wydobyć.

Była gotowa do wyjścia

***

Pracowała niestrudzenie już kilka godzin, do tego momentu wszystko wydawało się iść gładko i po jej myśli. Było to stosunkowo spokojne popołudnie, a na izbie przyjęć pojawiło się jedynie kilka osób. Hermiona mogła w spokoju skupić się na swoich stałych pacjentach. Wykonała już szczegółowy obchód niemalże wszystkich sal na swoim oddziale. Mimo że wciąż miała przed sobą kilka pacjentów do skontrolowania, to już miała uspokajające poczucie, że dobrze się dziś spisała.

Cieszyła się, bo poczuła coś, co myślała, że miesiąc temu utraciła. Była to prosta radość z tego, że jest tutaj na dyżurze i otaczają ją ludzie, którym może pomóc. Jej praca była dla niej zdecydowania czymś więcej niż tylko pustym źródłem dochodu. Magomedycyna była jej pasją i powołaniem. Nie widziała się obecnie na żadnym innym stanowisku. Satysfakcja, jaka spływała na nią przy każdym uśmiechu pacjenta, była nie do zmierzenia. Każde słowo podzięki utwierdzało ją w przekonaniu, że dobrze wybrała.

Kiedy jej mała kruszynka dała o sobie znać, Hermiona musiała zmierzyć się z zupełnie nową sytuacją. Natłok problemów zdołał całkowicie przyćmić jej pociąg do wiedzy i pragnienie zmiany medycznego świata na lepszy. Trzy tygodnie temu lista jej priorytetów musiała ulec zdecydowanemu przewartościowaniu, jednak w obecnym momencie kobieta mogła przez chwile poczuć się niemalże jak dawniej.

Jej przybrany, niesięgający oczu, uśmiech zaczął stopniowo wygładzać się w prawdziwy wyraz radości. Tak przygotowana i pozytywnie nastawiona do swojej pracy Hermiona wkroczyła do kolejnej salki.

Po przekroczeniu progu pierwszym co zobaczyła, był oślepiający blask dochodzący od okna. Nieznośny biały puch znów odbijał słoneczne promienie prosto w jej oczy. Minęło kilka dłuższych sekund, nim przyzwyczaiła się choć trochę do ilości światła, jakie znajdowało się w pomieszczeniu. W końcu z wszechogarniającej bieli dała radę wyodrębnić kształty znajdujących się w pomieszczeniu mebli.

Metr od niej znajdowała się krawędź szpitalnego łóżka, na którym leżała siwa czarownica. Trudno było jej dostrzec wyraźnie kontury jej twarzy, gdyż Słońce zmuszało ja do ciągłego mrużenia oczu. Chwilę później poczuła jednak, że odruch ten zanika, a ona może swobodnie je otworzyć.

Powodem tej nagłej zmiany był cień, który okrył całą jej sylwetkę. Pomiędzy nią a źródłem intensywnego światła znajdowało się coś lub ktoś, kto przecinał promieniom drogę do niej. Uniosła szybko głowę i spojrzała na wysoką ciemną sylwetkę. Jej serce podskoczyło w piersi, jednak już po chwili opadło na dół z wielkim impetem.

Głos mężczyzny znajdującego się w pokoju niczym nie przypominał głębokiego barytonu, którego spodziewała się usłyszeć. Obecny naprzeciwko niej jegomość miał irytująco wysoki głos i w niezmiernie irytujący sposób intonował wyrazy.

Hermionę w najmniejszym stopniu nie interesowało to co ma jej do powiedzenia. Była rozdrażniona i pragnęła jedynie by przestał piszczeć i pozwolił jej pracować w ciszy. Podwinęła rękawy w swojej magomedycznej szacie, po czym wyciągnęła z jednego z nich swoją różdżkę. Przygotowała się do wykonania ogólnego przeglądu wskaźników witalnych pacjentki.

Staruszka cierpiała na łagodną odmianę smoczej ospy i miała już niebawem zostać wypuszczona do rodziny. Jej stan był stabilny i jedyne co Hermiona musiała dla niej zrobić, to wykonanie ostatecznego całościowego zaklęcia sondującego, w celu wykrycia, czy nie wystąpiły żadne niebezpieczne powikłania.

Było ono dość skomplikowane i złożone, jednak Hermiona wykonywała je kilka razy dziennie i teraz był to dla niej jedynie wyuczony mechaniczny odruch, trudnością porównywalny do rzucania zaklęć z pierwszego roku.

Jakże wielkie było jej zdziwienie, gdy po wypowiedzeniu poprawnej inkantacji, z jej różdżki nie wydobył się nawet mały ślad magii. Sfrustrowało ją to nieco i zmieszało.

Co ta biedna ludzie sobie o mnie pomyślą? Sławna uzdrowicielka z Proroka Codziennego nie jest w stanie wykonać podstawowego zaklęcia sondującego – Zmartwiła się poważnie, gdy druga próba również nie powiodła się.

Czuła na sobie ciekawski wzrok dziwnego mężczyzny i spojrzenie starszej kobiety, które wyrażało specyficzne i niepokojące zrozumienie. Pod jego naporem Hermiona zaczęła panikować. Wzięła różdżkę do drugiej ręki, jednak to także nie dało żadnego rezultatu.

Postanowiła spróbować ostatni raz. Przymknęła oczy i wyciszyła się. Skupiła całą swoją świadomość na swojej wewnętrznej mocy. Musiała ją tylko znaleźć i wydobyć z siebie.

Weź się w garść Granger, robisz to od 9 lat – Próbowała się uspokoić. Brnęła coraz głębiej w swoją podświadomość, jednak nie było tam ani śladu mocy.

Z przerażeniem rozwarła powieki. Jej oczy szeroko się otwarły i wyrażały czyste przerażenie. Jej magiczny patyk wypadł z jej bezwładnej dłoni. Stukot upadającego drewienka dzwonił jej w uszach. Wszystko zaczęła kręcić się wokół niej. Spojrzenie zaczęło zachodzić mgłą.

Wiedziała co się zbliża.

Błagam nie! Błagam nie teraz! – Zaczynała panikować.

Poczuła, że ktoś dotyka jej ramienia. Mężczyzna podniósł z ziemi jej różdżkę i podał jej. Jego niebieskie oczy wpatrywały się w nią z zaniepokojeniem. Hermiona nie mogła znieść ich odcienia. Irytująca głębia tego błękitu zdawała się pochłaniać ją. Prędko złapała się na kant łóżka, po czym w mgnieniu oka znalazła się przy drzwiach. Jednym dynamicznym duchem otworzyła je i wypadła na korytarz. Minęła się na nim z innym uzdrowicielem, który widząc co się dzieję, pobiegł do salki myśląc, że coś się tam stało.

Hermiona dotarła do najbliższej wolnej Sali, po czym opadła na podłogę tuż za drzwiami. Oparła się o nie i zamknęła oczy. Dobyła z rękawa swoją różdżkę i ujęła ją tak mocno, jakby miało od tego zależeć jej życie.

Nie czuła nic.

Ta ledwie odczuwalna obecność, subtelna świadomość, niematerialna mgła mocy i siły. Cała jej tożsamość jako czarownicy, całe jej dziedzictwo.

Nie było już niczego.

Łzy potoczyły się po jej policzkach. Czuła, jakby odebrano jej już wszystko. Rodzinę, przyjaciół, miłość, zdrowie… Czy teraz także magię chcą jej odebrać? Jak miałaby podnieść się po takim ciosie? Kim tak właściwie była bez niej?

- lumos – Wyszeptała, patrząc z wyczekiwaniem na kawałek drewna.

Nie stało się nic. Dziewczyna wydała z siebie szloch desperacji. Wszystko nagromadziło się w niej i było o milimetr od wybuchu.

Nie rozumiała kompletnie tego, co się z nią dzieje. Nie poznawała siebie.

Kim ty właściwie teraz jesteś Hermiono?! – Krzyczała w myślach.

Patrzyła chwilę nieruchomo w sufit. Zamknęła oczy.

- Niech mi ktoś pomoże, już nawet nie rozumiem kim ja jestem – wyszeptała smutno.

Nie zauważyła nawet jak jej palec delikatnie dotykał różdżki, z której zaczął wytwarzać się delikatny mglisty obłok. W końcu uformował się z niego wyraźny kształt. Mgliste zwierzę zamrugało bystrymi oczami, po czym zatrzepotało skrzydłami i odleciało w kierunku drzwi. 

Kto odpowie jego niememu wezwaniu?