Gdy Ginny Weasley usłyszała, dobiegające z korytarza,
podekscytowane głosy wychyliła się i z zaciekawieniem rozejrzała za źródłem
poruszenia. Wyszła ze swojego gabinetu i momentalnie dostrzegła powód całego
zamieszania. Oczy wszystkich, zebranych przed salą osób, zwrócone były w stronę
połyskującego obłoku. W ich kierunku szybował mglisty patronus.
Był niewątpliwie wyjątkowy i dziewczyna musiała
przyznać, że chyba nigdy jeszcze nie widziała tak szczególnego magicznego
posłańca. Miał w sobie niezwykłą grację i spokój, które w połączeniu z jego
nieco mroczną formą, dawały naprawdę niesamowity efekt. Zaciekawiło ją, kto
może być jego posiadaczem.
Z fascynacją obserwowała jak mglista łuna przybliża
się do niej. Srebrnobiały nietoperz z szeroko rozłożonymi skrzydłami podleciał
do niej, po czym okrążył ją kilkakrotnie. To zdziwiło ją. Znała formy
patronusów większości swoich przyjaciół i nie przypominała sobie, by
którykolwiek z nich przybierał właśnie taką postać.
Przez chwilę stała nieruchomo i wpatrywała się ze
zdziwieniem w bladą istotę. która wyraźnie sygnalizowała, że ktoś ją wzywa.
Liczyła na to, że może wiadomość, jaką niewątpliwie przynosiła ze sobą,
rozjaśni nieco jej zakłopotanie. Tak się jednak nie stało. Srebrnobiałe
sylwetka nie wydało z siebie ani jednego dźwięku.
Panna Weasley po chwili namysłu postanowiła, że
mimo wszystko odpowie na jego niemą prośbę. Pośpiesznie zgarnęła z krzesła
swoją torebkę i ruszyła we wskazanym jej przez bladą łunę kierunku. Szła za nią
przez kilka korytarzy, wzbudzając co rusz niezdrową fascynację, siedzących
przed salami pacjentów. Musiała przyznać, że miała cichą nadzieję, że są już
blisko celu, nie chciała bowiem wzbudzać sensacji wśród wynudzonych i
spragnionych plotek rezydentów szpitala.
W końcu nietoperz zatrzymał się i odwrócił w jej
kierunku. Jego dumne błyszczące oczy spotkały się z jej wzrokiem. Kilka sekund
wpatrywał się w nią, po czym ledwie dostrzegalnym gestem skrzydła wskazał na
pomieszczenie, znajdujące się przed nimi. Ginewra niepewnie chwyciła za klamkę
i uchyliła drzwi. Nie była jednak w stanie w pełni ich otworzyć. Po drugiej
stronie coś najwidoczniej musiało stać na ich drodze.
Ostrożnie wychyliła na drugą stronę, a to co
zobaczyła sprawiło, że zawładnęła nią panika. U jej stóp leżała nieruchoma
kobieca postać. Ginewra ani przez chwilę nie mogła łudzić się, że nie wie kim
ona jest. Tę burzę kasztanowych włosów poznałaby wszędzie.
Przecisnęła się przez niewielką szczelinę w
drzwiach i już po chwili była u boku swojej przyjaciółki. Odgarnęła z jej
twarzy niesforne loki po czym położyła jej dłoń na policzku.
- Hermiono, słyszysz mnie? Jeśli tak to powiedz
coś, lub ściśnij moją dłoń – Powiedziała cicho po czym dotknęła ręką jej
palców.
Nic się nie wydarzyło. Starsza dziewczyna nie
odezwała się ani nie wykonała prośby spanikowanej przyjaciółki. Ginny ze zgrozą
zdała sobie sprawę z tego, że jej dłonie były zimne, a na jej policzkach widać
było ślady łez. Wyciągnęła różdżkę i skierowała ją ku pannie Granger.
- Enervate – Wypowiedziała wyraźnie, po czym
z wstrzymanym oddechem czekała na jakąkolwiek reakcję.
Gdy powieki Hermiony zaczęły delikatnie się
poruszać, młodsza dziewczyna poczuła, że kamień spada jej z serca. Z każdą
chwilą Granger zdawała się odzyskiwać więcej kontroli nad swoim ciałem. W końcu
jej oczy otwarły się lekko. Mimo tego, że były jedynie częściowo widoczne spod
jej długich rzęs, to klęcząca u jej boku dziewczyna nie była w stanie nie
dostrzec jak zrezygnowane i zmęczone były.
- Ginny? – Zapytała słabym głosem.
- Spokojnie Hermi, jestem przy tobie. Postaraj się
nie ruszać, a ja sprawdzę co ci jest – powiedziała, po czym ponownie wzniosła
magiczny patyk nad jej ciałem.
Hermiona nie była z tym gestem zachwycona.
Próbowała nieudolnie wytrącić jej różdżkę z ręki, była jednak na to za słaba.
Zdołała jedynie lekko odepchnąć jej dłoń. Nie było to na dłuższą metę
skuteczne. Ginny przełożyła jej na wpół bezwładną dłoń z powrotem na podłogę, a
sama dostosowała pozycję różdżki i przygotowała do rzucenia zaklęcia
sondującego.
- Hermiono nie bądź dzieckiem. Przyjaźnimy się już
od tylu lat, nie mów mi, że nie ufasz mi na tyle, by pozwolić mi się zbadać.
Nie pamiętasz, że i tak wiem o twojej ciąży? Nie musisz już niczego przede mną
ukrywać. Postaraj się uspokoić – powiedziała jej lekko poirytowanym głosem.
Już miała brać się za rzucanie zaklęcia, gdy
przerwało jej ciche błaganie Hermiony.
- Zaczekaj… proszę… - wyszeptała.
Ginewra opuściła różdżkę i spojrzała na nią
pytająco, gdy jednak zatrzymała wzrok na jej oczach zrozumiała, że ta ma jej
coś ważnego do powiedzenia.
- Ginny ja… ja nie czuję magii… nie ma jej… proszę
powiedz mi co się ze mną dzieje…
Ginny zmierzyła ją zaniepokojonym wzrokiem.
Zastanawiała się, czy jej przyjaciółka przypadkiem nie majaczy.
- Spokojnie, wiesz że można to łatwo sprawdzić.
Podaj mi swoją prawą dłoń – powiedziała i wyciągnęła ku niej rękę.
Hermiona z lekkim wahaniem, wykonała jej polecenie.
Ginny dotknęła czubkiem różdżki wewnętrznej strony jej dłoni i wymruczała
inkantację. Otoczyło je delikatne złote światło, które emanowało z koniuszków
palców panny Granger.
- Hermi, spójrz – Powiedziała do niej spokojnie
Ginny, gdy dostrzegła jak mocno zacisnęła ona powieki.
Hermiona niepewnie otworzyła oczy. Gdy dostrzegła
światło, promieniujące z jej dłoni, poczuła, że łzy ześlizgują się po jej
twarzy. Były to łzy szczęścia. Spodziewała się, że zaklęcie tylko potwierdzi
jej najgorsze przypuszczenia. Jednak, wbrew swoim obawom, jej dłoń płonęła
równie mocno jak za pierwszym razem, gdy jako dziecku badano jej zdolności
magiczne.
- To niemożliwe Ginny. Jeszcze godzinę temu nie
byłam w stanie wykrzesać z siebie energii na rzucenie najprostszego lumos.
Szukałam mojej magii, jednak nie było jej – Jej głos był niepewny i
zdezorientowany.
Sięgnęła po swoją, porzuconą w kącie, różdżkę i
machnęła nią. Tym razem bez żadnych oporów wypłynęła z niej delikatna jasna
łuna.
- Jesteś pewna, że naprawdę miałaś zanik mocy?
Nigdy nie słyszałam o czymś takim. Wiem, że to może zabrzmieć, jakbym ci nie
wierzyła, ale czy jesteś pewna, że nie wydarzyło się to tylko w twojej głowie?
– Zapytała ją po chwili ciszy Ginny. Starała się przy tym brzmieć jak
najdelikatniej i tak, by Hermiona nie mogła poczuć się urażona.
Starsza dziewczyna siedziała chwilę w całkowitej
ciszy. Dopiero po upływie minuty odezwała się ponownie. Jej głos zdawał się
brzmieć nieco pogodniej, co całkowicie zbiło Ginewrę z tropu.
- Jestem pewna Ginny i jak tak teraz na to patrzę
trzeźwym okiem, to chyba nawet znam powód tego wszystkiego – powiedziała
zdecydowanym głosem, jednak jej umysł wydawał się błądzić w obłokach.
Ginny zatrzymała na niej na dłużej wzrok. Miała
wrażenie, że z każdym tygodniem przestaje nadążać za zmianami w życiu Granger.
Gdy ta powiedziała jej prawdę o ciąży, przez chwilę zdawało jej się, że wie
wszystko co chciałaby wiedzieć i w końcu po długim czasie jest w stanie
zrozumieć jej sytuację. Teraz jednak takie stwierdzenie byłoby dalekie od
prawdy.
Od ich rozmowy po wieczorze w spa, minęły niespełna
trzy tygodnie, a panna Weasley czuła, że w tym czasie życie jej najlepszej przyjaciółki
zaliczyło przynajmniej kilka zwrotów o 180 stopni.
Teraz siedziała przy niej i patrzyła na nią, jakby
chcąc wyczytać z jej oczu prawdę. Miała dość tego ciągłego pozostawania w
niewiedzy. Nie podobało jej się to, że była przez Hermionę obdarzana jedynie
urywkowymi informacjami i niedopowiedzeniami. Wiedziała, że tylko wiedząc
wszystko, mogłaby jej jakoś pomóc.
Już jakiś czas temu dostrzegła, że dziewczyna znów
zaczyna coś ukrywać, jednak przez te ostatnie godziny, miarka się przebrała. Z
perspektywy Ginny cała sytuacja kreśliła się tak: Granger zupełnie zdrowa
przychodzi na dyżur, nagle traci całkowicie magię, mdleje gdzieś w opuszczonej
sali, wysyła patronusa o zmienionej formie, a na koniec, gdy Ginny przychodzi
jej z pomocą, ta po prostu stwierdza, że doskonale rozumie, co się właśnie
wydarzyło i nie raczy jej dać jakiegokolwiek wytłumaczenia na to, co właśnie
się stało.
Gdy panna Weasley zaczęła pomagać Hermionie w
podniesieniu się z ziemi, w jej głowie pojawiło się kolejne pytanie.
Zastanawiała się czy i tym razem jej przyjaciółka postanowi pozostawić ją bez
słowa wyjaśnień. Ścisnęła lekko jej dłoń, po czym podjęła decyzję.
Żarty się skończyły, a ona nie zamierzała dać się
dłużej mamić i ignorować. Jej postanowienie było wiążące. Wyciągnie z Hermiony
prawdę i udowodni, że nie można tak po prostu jej przed nią zatajać.
Gdy Hermiona stanęła już stabilnie o własnych
siłach, zaczęła pakować swoje rozrzucone rzeczy do torby i wyraźnie szykować
się do wyjścia. W tym czasie Ginny stała nieruchomo i z uwagą obserwowała jej
poczynania. Postanowiła, że da jej ostatnią szansę na wytłumaczenie się po
dobroci.
Wyglądało jednak na to, że gdy tylko Hermiona
doprowadziła się do porządku, postanowiła jak najszybciej znów oddalić się do
swoich tajemnic i sekretów. Do tego jej przyjaciółka nie zamierzała dopuścić.
Jednym szybkim ruchem różdżki przekręciła zamek w drzwiach i odcięła jej drogę
ucieczki.
- Chyba nie zamierzasz po tym wszystkim tak po
prostu sobie pójść? – Zapytała ją z nutą żalu w głosie.
Hermiona odwróciła się w jej kierunku i posłała jej
przepraszające spojrzenie.
- Czy nie sądzisz, że należą mi się wyjaśnienia? Nie
rozumiem nic z tego, co tu się właśnie wydarzyło. Jeśli naprawdę straciłaś na
moment magię, to jak możesz tak spokojnie teraz do tego podchodzić? To może być
naprawdę cos bardzo poważnego. Czy ty wiesz jak ja się o ciebie martwiłam?
Najpierw znikasz z dyżuru, potem wysyłasz za mną jakieś nieme patronusy,
znajduję cię nieprzytomną w pustym gabinecie, serce kołacze mi z niepokoju, a
ty co? Czy nie sądzisz, że należy mi się choć słowo? – W miarę mówienia jej
wzburzenie rosło. Wyrzucała z siebie słowa tak szybko, że Hermiona
prawdopodobnie nawet nie miała szansy, by wyłapać ich sens. Jej twarz
poczerwieniała z emocji, co w połączeniu z jej rudymi włosami sprawiło, że
Ginny wyglądała, jakby cała płonęła.
Granger zrozumiała, że od tak rozgniewanej
przyjaciółki nie zdoła uciec. Ze zrezygnowaniem opadła, na znajdującą się obok
nich szpitalną leżanką. Wskazała jej miejsce koło siebie, jednak Ginny
oświadczyła, że woli stać. Jej nerwowe przechadzanie się po pokoju dodatkowo
stresowało Hermionę, jednak nie odważyła się poprosić ją by przestała.
W końcu, gdy ich spojrzenia się spotkały, młodsza
dziewczyna zrozumiała jej bezgłośną prośbę. Niechętnie usiadła obok niej i
posłała jej ponaglające spojrzenie. Granger wzięła głęboki uspokajający oddech
i odezwała się.
- Powinnam zacząć od kolejnych przeprosin, jednak
widzę po tobie, że to nie na to najbardziej czekasz. Mimo to, chcę żebyś
wiedziała, że ukrywałam to przed tobą tylko dlatego, że chciałam mieć
stuprocentową pewność, zanim zacznę dorzucać ci zmartwień – Tu przerwała i
popatrzyła na siedzącą obok niej dziewczynę. Uspokoiło ją to, że dostrzegła
powracający po burzy spokój i zrozumienie w jej oczach.
- Jak pewnie pamiętasz, po naszej wizycie w salonie
Madame Brown, gdy musiałyśmy udać się do Św. Munga z powodu mojego ataku bólu,
uzdrowiciele nie wykryli w moim ciele żadnych nieprawidłowości. Nie mówiłam ci
tego, ale ból, który zaczęłam odczuwać po dowiedzeniu się o ciąży, nigdy nie
ustał. Wiedziałam doskonale, że magomedycy musieli coś przeoczyć – Tu
westchnęła i spuściła wzrok na swoje, splecione w nerwowym geście, palce.
- Nie myliłam się… - Powiedziała cichym ledwo
słyszalnym głosem. Podniosła głowę i napotkała zaniepokojone spojrzenie
przyjaciółki.
W końcu sięgnęła, po leżącą u jej stóp, torebkę i
wyjęła z niej swoje notatki. Podała je Ginny i ze smutkiem patrzyła jak jej
oczy rozszerzają się z każdym przeczytanym akapitem. Panna Weasley wertowała je
z niedowierzaniem. Po kilku minutach odłożyła je i spojrzała na Hermionę. Jej
oczy pełne były łez.
- Jesteś tego pewna? – Zapytała ją słabym głosem.
- Widzisz spisane tutaj objawy? – Spytała ją po
czym wskazała palcem na zaznaczony fragment tekstu.
Ginny pokiwała niepewnie głową.
- Hermi, co oznacza to, że tyle z nich została
podkreślona? – Zapytała.
- Chciałam jakoś zaznaczyć te, które już zaczęłam
odczuwać – Odpowiedziała i posłała jej smutne spojrzenie.
Młodsza dziewczyna zakryła sobie usta dłonią i
jeszcze raz z niedowierzaniem przeleciała wzrokiem zawartość pergaminu.
- I ty w takim stanie jeszcze pojawiasz się na oddziale
i zajmujesz się pacjentami? Powinnaś leżeć tu razem z nimi, a nie biegać
pomiędzy salami i wymachiwać różdżką – Ginny złapała się za głowę.
- Tu nikt nie ma pojęcia czym jest maledicendum
i jak się z nim obchodzić. Nie mogę zmarnować mojego czasu na bezczynnym
leżeniu na szpitalnym łóżku. Nie mam go już wiele, ale zamierzam wykorzystać go
do maksimum. Wiem, że żaden magomedyk tutaj nie ma pojęcia o takich
archaicznych przypadłościach. Życie moje i mojego maleństwa leży w moich
rękach. Jestem pewna, że gdzieś tam ukryte jest antidotum coś, co wyrwie nas z
tego koszmaru. Czuję, że jestem już blisko… Nie mogę się teraz poddać, to
byłoby jak wyrok śmierci dla nas obu – Ginny nie powiedziała nic, ale całe
swoje wsparcie i wolę walki przekazała jej przez mocny uścisk, w którym
zamknęła przyjaciółkę.
Trwały tak przez dłuższą chwilę. Pierwsza odsunęła
się panna Weasley, która spojrzała głęboko w oczy przyjaciółki i powiedziała w
pełni poważnym i stanowczym głosem.
- Przysięgam, że zrobię wszystko, by ci pomóc. Nie
spocznę, puki nie wynajdziemy lekarstwa – Po jej słowach Hermiona poczuła w
powietrzu wir magii i zrozumiała. Ta obietnica przyjaciółki była czymś więcej,
niż tylko pustymi słowami. Była ona magiczną przysięgą, której żaden czarodziej
nie śmiał traktował lekko.
- Chcę żebyś wiedziała, jak wiele to dla mnie
znaczy. Żałuję, że tak długo upierałam się ukrywać to przed tobą. Nie chcę już
więcej tajemnic pomiędzy nami. Zasługujesz na całą prawdę i wiele, wiele
więcej. Chcę, byś zapytała mnie o wszystko co wciąż pozostaje dla ciebie
niejasne. Myślę, że nadszedł wreszcie czas, byśmy pozostawiły za nami całe to
zakłamanie. Jestem gotowa – Powiedziała. Jej głos był zdecydowany i stanowczy.
Ginewra uśmiechnęła się do niej słabo i zamilkła na
moment. W jej głowie narosło przez ostatnie tygodnie tyle pytań, że sama nie
wiedziała od czego zacząć.
- Dzisiejszego dnia wydarzyło się kilka rzeczy,
które mnie zastanawiają. Myślę, że wypada, abym zaczęła od początku, a
początkiem tego całego zamieszania był dla mnie twój zmieniony patronus… -
Zaczęła Ginny, jednak po chwili umilkła, widząc zdziwione spojrzenie Hermiony.
- Skąd o nim wiesz? – Zapytała lekko zmieszana.
Sama nie pamiętała, by kiedykolwiek od czasu, gdy odkryła
jego zmieniony kształt, wysyłała za jego pośrednictwem jakiekolwiek wiadomości.
- Dziś, gdy byłam w swoim gabinecie zostałam
wezwana przez patronusa, to on wskazał mi do ciebie drogę. Czy ten srebrnobiały
nietoperz nie był twoim posłańcem? – Zapytała ją zaskoczona.
- Tak, był mój, ale nie przypominam sobie, bym go
gdziekolwiek wysyłała… - Tu zamyśliła się przez moment.
Po chwili jej oczy rozszerzyły się. Przypomniała
sobie coś, co zdarzyło się chwilę przed tym, jak straciła przytomność. W jej
uszach rozbrzmiały słowa, które były ostatnimi, jakie wypowiedziała w swojej
głowie.
Zrozumiała, że już wtedy, w tym krytycznym momencie
jej magia zaczęła do niej wracać. Nieświadomie użyła jej po to, by wezwać do
siebie dwie osoby, które jako pierwsze pojawiły się w jej podświadomości…
- Ginny, co stało się z moim patronusem, gdy
doprowadził cię do mnie? – Zapytała, a jej serce na chwilę stanęło.
- Wydaje mi się, że zniknął za oknem, jesteś pewna,
że nie wezwałaś przypadkiem jeszcze kogoś? – Zapytała niepewnie panna Weasley.
- Merlinie… - Wymamrotała Hermiona cicho i podeszła
do okna.
Wyjrzała na ośnieżone podwórze, jakby chciała
wypatrzeć wśród białego puchu ten dobrze jej znany kształt.
Nie było to jednak możliwe. Był on już daleko poza granicami Londynu i powoli zmierzał do swojego kolejnego celu. Hermiona nie mogła już nic zrobić.
Dzień dooobry!
OdpowiedzUsuńDziś udał mi się wpaść w dniu publikacji rozdziału, aż przyznam się szczerze, że od rana znalazłam czas, żeby wpaść co chwila i odświeżyć bloga licząc, że już coś nowego się pojawiło. No i oczywiście się doczekałam! 😇
Aż ścisnęło mnie za serce! Patronus jest idealny, wiadomo, kogo formę przybrał. Troszkę czuję niedosyt, miałam nadzieję, że Hermiona w jakiś sposób będzie chciała Severusa wezwać, wciąż każesz nam czekać na ich spotkanie Ja już dłużej tak nie wytrzymam, powinni Ciebie do Azkabanu wsadzić, za to co nam robisz, toż to niemoralne jest 😂💕
Ginny ma u mnie punkt, że tak przycisnęła Granger z pytaniami, miała rację - należały się jej wyjaśnienia. Może zdradzi jej również kim jest ojciec dziecka? 🤔
Ginny nie rozumiesz kogo może prezentować nietoperz? Przecież to proste jest 😂
Czy ja dobrze rozumiem, że to Severus był tam na ulicy? To on również się pojawił jak wyczarowała patronusa? Czy po prostu jej patronus był tam na zewnątrz i dopiero co gnał do Snape'a? Tej kwestii tylko nie zrozumiałam 🤔
Rozdział cudowny! Kurczę nie mogę się już doczekać kolejnego rozdziału. Wiesz co cieszę się, że na samym początku nie poddałaś się z pisaniem. Wiem, że tylko ja komentowałam (widzę, że zdobywasz nowych czytelników, jupi 🥳💕). Cieszę się, że byłaś uparta i możemy się spotkać w miejscu, w którym jesteśmy teraz. Życzę Ci ze swojej strony jeszcze większej ilości czytelników. Zasługujesz na to! Twoja historia zdecydowanie powinna mieć szerszy zasięg, a ja Tobie w tym kibicuję.
Ściskam mocno,
Jazz ♥
P.S. Jeśli masz ochotę to w weekend możesz wpaść do mnie na bloga, pojawi się nowy rozdział 😇
Hejka💖
UsuńMega się cieszę, że udało ci się wpaść tak szybko. Byłam bardzo mile zaskoczona, gdy po otworzeniu bloga zobaczyłam, że już pojawił się twój komentarz.
Zdecydowanie nie byłabym sobą, gdybym nie umieściła w tym opowiadaniu nietoperzowego patronusa😂 Przeczytałam już tyle opowiadań i często zmieniał on u Hermiony postać na przeróżne formy, które miały w jakiś sposób nawiązywać do Severusa. Ja jednak zawsze marzyłam by był to właśnie nietoperz. W końcu mogłam tu moje ciche marzenie spełnić🥰
Co do wizyty w Azkabanie to zgadzam się, że aż serce się łamie gdy ta dwójka tak się wymija i męczy, ale moment ich spotkania widziałam zawsze jako zwieńczenie i punkt kulminacyjny całej tej historii😊
Co do momentu, gdy Hermiona spoglądała za okno w ostatniej scenie to nie, nie było tam na ulicy Severusa. W obecnej chwili zapewne siedzi jeszcze w Hogwarcie zupełnie nieświadomy tego, kto lub co niebawem go odwiedzi.😊
Ogromnie się cieszę, że kolejny rozdział nie zawiódł, nadal nie mogę uwierzyć, że znalazłam się po tej drugiej stronie fandomu i sama mogę dzielić się swoimi pomysłami i pracami. Nigdy bym nie pomyślała, że da mi to tyle frajdy. W ostatnim tygodniu faktycznie przybyło tu sporo nowych osób, byłam bardzo mile zaskoczona naprawdę, nie mogłam oderwać oczu jak zobaczyłam, że przekroczony został pierwszy 1000.😍
Dziękuję za takie wspaniałe życzenia. Miałam ogromne szczęście, że trafiłaś tu już po pierwszym poście. Nadal zastanawiam się jak mnie tak szybko znalazłaś😂 Ja również życzę ci weny i wielu czytelników na obu twoich opowiadaniach💜
Ściskam i do zobaczenia pod nowym rozdziałem tym razem u ciebie💗 Będę z niecierpliwością na niego czekać