Zima zagościła w całym kraju na dobre. Od kilku dni
śnieg zalegał już nie tylko na Hogwarckich błoniach. Chłodna zimowa aura
dotarła również do Londynu, gdzie pokryte śniegiem zostały zarówno ulice
mugolskiej części miasta, jak i ukryte poza zasięgiem wzroku, magiczne
zakamarki.
Z okien szpitala św. Munga rozciągał się wyjątkowy
widok. Wielkie ilości białego puchu pokrywały elewacje pobliskich budynków,
tworząc w niektórych miejscach wymyślne rzeźby. Od czasu do czasu pojedyncze płatki
osadzały się na szybach. Pielęgniarki z oddziału chorób dziecięcych powiększały
je jednym ruchem różdżki, czym sprawiały ogromną frajdę najmłodszym
podopiecznym placówki.
Ta miła odmiana była czymś, co pozwalało
schorowanym pacjentom i ich zafrasowanym rodzinom na zajęcie się choć przez
chwilę czymś innym niż tylko przykre myśli.
Hermiona nie była jednak jedną z tych osób. Biały
puch, który oślepiał ją na każdym kroku, przywoływał jedynie wspomnienia z
ostatnio odbytej wizyty w Hogwarcie. Gdy tak wpatrywała się w ten zimowy
krajobraz, do głowy przyszła jej kolejna natrętna myśl.
Tak jak ja naruszyłam jego przestrzeń, tak on teraz
gna za mną całą swoją lodowatą armię. Przysłał za mną cały ten przeklęty śnieg
, by dręczył mnie na każdym kroku i upewniał się, że nie zaznam spokoju – Rzuciła ostatnie niechętne spojrzenie w stronę okna,
po czym obróciła się i spojrzała na swój brzuch.
Na pierwszy rzut oka, dla nieuważnego obserwatora,
jego minimalne zaokrąglenie nie wzbudziło by żadnych podejrzeń. Hermiona
zdawała sobie jednak sprawę z tego, że ten komfort nie będzie jej towarzyszył
na długo. Była to kwestia tygodnia lub dwóch, zanim uważne stare wiedźmy z
oddziału opieki długoterminowej domyślą się prawdy i rozniosą gorące plotki po
całym budynku.
Do tego oczywiście panna Granger dopuścić nie
mogła. Postanowiła więc po chwili namysłu, że jest to ostatni tydzień, gdy
pojawia się na oddziale. Nie wiedziała co dokładnie zrobi, ale pozostanie na
obecnym stanowisku i wystawianie się na kontakt z tyloma osobami, nie wchodziły
w żadnym wypadku w grę.
Nie mogła znieść myśli, że przez swoją nieuwagę jej
tajemnica mogłaby zostać ujawniona. Istniałoby wtedy bardzo duże
prawdopodobieństwo, że dobra nowina dotarłaby w krótkim czasie do
Severusa, a to byłaby zdecydowanie najgorsza z rzeczy, która mogłaby jej się
przydarzyć. Hermiona wiedziała doskonale, że gdyby dowiedział się prawdy z
Proroka Codziennego, to stracił by do niej i tak już mierne resztki szacunku.
Jeśli już od kogoś miałby się dowiedzieć o dziecku,
to mogła to być tylko ona sama. Ulotnienie się z oddziału i zaszycie gdzieś,
gdzie nie będzie miała kontaktu z pacjentami, było jedynym wyjściem, jeśli
chciała zatrzymać dla siebie przywilej do zdecydowania gdzie i kiedy powie
Severusowi prawdę.
Czy chcę mu w ogóle o tym wszystkim powiedzieć?
To pytanie zadawała sobie dość często ostatnimi czasy,
a odpowiedź zawsze brzmiała nie. Gdy leżąc wieczorami w łóżku przed
snem, wyobrażała sobie jak taka rozmowa mogłaby wyglądać, zalewał ją głęboko
zakorzeniony w niej strach przed ponownym odrzuceniem. Jej skrzywdzona część
dumy opierała się i podpowiadała, że po tym wszystkim Snape zasłużył sobie na
takie traktowanie, a ona nawet lepiej niż dobrze da sobie radę z byciem samotną
matką.
Hermiona jednak wiedziała, że ten głos w jej głowie
nie jest racjonalny, a ona nie mogła zgodzić się na to, by dziecko stało się
narzędziem zemsty na dawnym partnerze. Nie była też typem osoby, która
wybierała rzeczy, które są dla niej łatwe i przyjemne, zamiast tych, które są
właściwe i moralnie dobre. Doszła do wniosku, że Severus ma prawo wiedzieć. Był
tak samo ojcem tego maleństwa jak ona jego matką.
Czemu więc mężczyzna był wciąż nieświadomy całej
sytuacji?
Pomimo podjęcia przez Hermiony decyzji o wyjawieniu
mu prawdy, data na wypełnienie tego postanowienia, była cały czas przez nią
przekładana. Kilkakrotnie w tym tygodniu siedziała już nad pergaminem,
trzymając w dłoni nasączone atramentem pióro, jednak nie była w stanie napisać
ani jednego słowa.
Wiedziała, że paraliżuje ją strach i tchórzostwo.
Nienawidziła tego stanu. Nienawidziła takiego poczucia słabości i pokonania. Od
kiedy tylko Tiara Przydziału wysłała ją do domu lwa, chełpiła się swoją odwagą.
Wraz z Harrym i Ronem ryzykowała życiem i narażała się na niebezpieczeństwa. W
imię przyjaźni i wyższych ideałów była w stanie poświęcić swoje życie, a to
wszystko po to, by teraz nie potrafić wydobyć z siebie choć krzty odwagi na
napisanie głupiego listu.
Gdzie podziała się twoja wielka gryfońska odwaga, o
najmądrzejsza czarownico epoki!? – Drwiła
z niej podświadomość.
Hermiona zacisnęła tylko zęby. Wzięła głęboki
oddech i zamknęła oczy.
Ostatnie dwa miesiące przewróciły jej życie do góry
nogami. Wszystko swoje zasady zaczęła łamać na porządku dziennym. Teraz,
zamiast skupiać się na pracy i pomagać swoim podopiecznym, siedziała i użalała
się nad sobą w pokoju dla personelu.
Choć jedną rzecz zrób dziś dobrze Granger, idź tam
i przynajmniej jako magomedyczka daj z siebie wszystko. Jeszcze tylko w tym
tygodniu masz na to szansę – Ta
myśl dała jej tę ostateczną dawkę motywacji, której potrzebowała, by zebrać się
w sobie i ruszyć do działania.
Otrząsnęła się ze swojego chwilowego otępienia,
poprawiła szaty i przywdziała na twarz najbardziej przekonujący wymuszony
uśmiech, jaki mogła z siebie wydobyć.
Była gotowa do wyjścia
***
Pracowała niestrudzenie już kilka godzin, do tego momentu
wszystko wydawało się iść gładko i po jej myśli. Było to stosunkowo spokojne
popołudnie, a na izbie przyjęć pojawiło się jedynie kilka osób. Hermiona mogła
w spokoju skupić się na swoich stałych pacjentach. Wykonała już szczegółowy
obchód niemalże wszystkich sal na swoim oddziale. Mimo że wciąż miała przed
sobą kilka pacjentów do skontrolowania, to już miała uspokajające poczucie, że
dobrze się dziś spisała.
Cieszyła się, bo poczuła coś, co myślała, że
miesiąc temu utraciła. Była to prosta radość z tego, że jest tutaj na dyżurze i
otaczają ją ludzie, którym może pomóc. Jej praca była dla niej zdecydowania
czymś więcej niż tylko pustym źródłem dochodu. Magomedycyna była jej pasją i
powołaniem. Nie widziała się obecnie na żadnym innym stanowisku. Satysfakcja,
jaka spływała na nią przy każdym uśmiechu pacjenta, była nie do zmierzenia.
Każde słowo podzięki utwierdzało ją w przekonaniu, że dobrze wybrała.
Kiedy jej mała kruszynka dała o sobie znać,
Hermiona musiała zmierzyć się z zupełnie nową sytuacją. Natłok problemów zdołał
całkowicie przyćmić jej pociąg do wiedzy i pragnienie zmiany medycznego świata
na lepszy. Trzy tygodnie temu lista jej priorytetów musiała ulec zdecydowanemu
przewartościowaniu, jednak w obecnym momencie kobieta mogła przez chwile poczuć
się niemalże jak dawniej.
Jej przybrany, niesięgający oczu, uśmiech zaczął
stopniowo wygładzać się w prawdziwy wyraz radości. Tak przygotowana i
pozytywnie nastawiona do swojej pracy Hermiona wkroczyła do kolejnej salki.
Po przekroczeniu progu pierwszym co zobaczyła, był
oślepiający blask dochodzący od okna. Nieznośny biały puch znów odbijał
słoneczne promienie prosto w jej oczy. Minęło kilka dłuższych sekund, nim
przyzwyczaiła się choć trochę do ilości światła, jakie znajdowało się w
pomieszczeniu. W końcu z wszechogarniającej bieli dała radę wyodrębnić kształty
znajdujących się w pomieszczeniu mebli.
Metr od niej znajdowała się krawędź szpitalnego
łóżka, na którym leżała siwa czarownica. Trudno było jej dostrzec wyraźnie
kontury jej twarzy, gdyż Słońce zmuszało ja do ciągłego mrużenia oczu. Chwilę
później poczuła jednak, że odruch ten zanika, a ona może swobodnie je otworzyć.
Powodem tej nagłej zmiany był cień, który okrył
całą jej sylwetkę. Pomiędzy nią a źródłem intensywnego światła znajdowało się
coś lub ktoś, kto przecinał promieniom drogę do niej. Uniosła szybko głowę i
spojrzała na wysoką ciemną sylwetkę. Jej serce podskoczyło w piersi, jednak już
po chwili opadło na dół z wielkim impetem.
Głos mężczyzny znajdującego się w pokoju niczym nie
przypominał głębokiego barytonu, którego spodziewała się usłyszeć. Obecny
naprzeciwko niej jegomość miał irytująco wysoki głos i w niezmiernie irytujący
sposób intonował wyrazy.
Hermionę w najmniejszym stopniu nie interesowało to
co ma jej do powiedzenia. Była rozdrażniona i pragnęła jedynie by przestał
piszczeć i pozwolił jej pracować w ciszy. Podwinęła rękawy w swojej
magomedycznej szacie, po czym wyciągnęła z jednego z nich swoją różdżkę.
Przygotowała się do wykonania ogólnego przeglądu wskaźników witalnych
pacjentki.
Staruszka cierpiała na łagodną odmianę smoczej ospy
i miała już niebawem zostać wypuszczona do rodziny. Jej stan był stabilny i
jedyne co Hermiona musiała dla niej zrobić, to wykonanie ostatecznego
całościowego zaklęcia sondującego, w celu wykrycia, czy nie wystąpiły żadne
niebezpieczne powikłania.
Było ono dość skomplikowane i złożone, jednak
Hermiona wykonywała je kilka razy dziennie i teraz był to dla niej jedynie
wyuczony mechaniczny odruch, trudnością porównywalny do rzucania zaklęć z
pierwszego roku.
Jakże wielkie było jej zdziwienie, gdy po
wypowiedzeniu poprawnej inkantacji, z jej różdżki nie wydobył się nawet mały
ślad magii. Sfrustrowało ją to nieco i zmieszało.
Co ta biedna ludzie sobie o mnie pomyślą? Sławna
uzdrowicielka z Proroka Codziennego nie jest w stanie wykonać podstawowego
zaklęcia sondującego – Zmartwiła się
poważnie, gdy druga próba również nie powiodła się.
Czuła na sobie ciekawski wzrok dziwnego mężczyzny i
spojrzenie starszej kobiety, które wyrażało specyficzne i niepokojące
zrozumienie. Pod jego naporem Hermiona zaczęła panikować. Wzięła różdżkę do
drugiej ręki, jednak to także nie dało żadnego rezultatu.
Postanowiła spróbować ostatni raz. Przymknęła oczy
i wyciszyła się. Skupiła całą swoją świadomość na swojej wewnętrznej mocy.
Musiała ją tylko znaleźć i wydobyć z siebie.
Weź się w garść Granger, robisz to od 9 lat – Próbowała się uspokoić. Brnęła coraz głębiej w
swoją podświadomość, jednak nie było tam ani śladu mocy.
Z przerażeniem rozwarła powieki. Jej oczy szeroko
się otwarły i wyrażały czyste przerażenie. Jej magiczny patyk wypadł z jej
bezwładnej dłoni. Stukot upadającego drewienka dzwonił jej w uszach. Wszystko
zaczęła kręcić się wokół niej. Spojrzenie zaczęło zachodzić mgłą.
Wiedziała co się zbliża.
Błagam nie! Błagam nie teraz! – Zaczynała panikować.
Poczuła, że ktoś dotyka jej ramienia. Mężczyzna
podniósł z ziemi jej różdżkę i podał jej. Jego niebieskie oczy wpatrywały się w
nią z zaniepokojeniem. Hermiona nie mogła znieść ich odcienia. Irytująca głębia
tego błękitu zdawała się pochłaniać ją. Prędko złapała się na kant łóżka, po
czym w mgnieniu oka znalazła się przy drzwiach. Jednym dynamicznym duchem
otworzyła je i wypadła na korytarz. Minęła się na nim z innym uzdrowicielem,
który widząc co się dzieję, pobiegł do salki myśląc, że coś się tam stało.
Hermiona dotarła do najbliższej wolnej Sali, po
czym opadła na podłogę tuż za drzwiami. Oparła się o nie i zamknęła oczy.
Dobyła z rękawa swoją różdżkę i ujęła ją tak mocno, jakby miało od tego zależeć
jej życie.
Nie czuła nic.
Ta ledwie odczuwalna obecność, subtelna świadomość,
niematerialna mgła mocy i siły. Cała jej tożsamość jako czarownicy, całe jej
dziedzictwo.
Nie było już niczego.
Łzy potoczyły się po jej policzkach. Czuła, jakby
odebrano jej już wszystko. Rodzinę, przyjaciół, miłość, zdrowie… Czy teraz
także magię chcą jej odebrać? Jak miałaby podnieść się po takim ciosie? Kim tak
właściwie była bez niej?
- lumos – Wyszeptała, patrząc z
wyczekiwaniem na kawałek drewna.
Nie stało się nic. Dziewczyna wydała z siebie
szloch desperacji. Wszystko nagromadziło się w niej i było o milimetr od
wybuchu.
Nie rozumiała kompletnie tego, co się z nią dzieje.
Nie poznawała siebie.
Kim ty właściwie teraz jesteś Hermiono?! – Krzyczała w myślach.
Patrzyła chwilę nieruchomo w sufit. Zamknęła oczy.
- Niech mi ktoś pomoże, już nawet nie rozumiem kim
ja jestem – wyszeptała smutno.
Nie zauważyła nawet jak jej palec delikatnie
dotykał różdżki, z której zaczął wytwarzać się delikatny mglisty obłok. W końcu
uformował się z niego wyraźny kształt. Mgliste zwierzę zamrugało bystrymi
oczami, po czym zatrzepotało skrzydłami i odleciało w kierunku drzwi.
Kto odpowie jego niememu wezwaniu?
Super, że wrzuciłaś informacje o swoim opowiadaniu na grupę. Inaczej pewnie bym na nie nie trafiła. Połknęłam wszystkie rozdziały w jeden wieczór. Czyta się je tak "lekko" Nie wiem jak to określić 🙂 Czasami niektóre opowiadania są tak męczące, przez słownictwo, za duża liczbę przymiotników. U Ciebie to sama przyjemność. Jeśli były jakieś błędy, to szczerze mówiąc nawet ich nie zauważyłam, bo ciekawy temat tak mnie wciągnął, że chciałam jak najszybciej zacząć kolejny rozdział. Czekam więc na kolejny we czwartek.
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że znalazłaś u mnie coś dla siebie💖 Nawet nie wiesz jaką przyjemność sprawił mi twój komentarz😉 Od razu nabrałam ochotę na pisanie, a moja wena dała o sobie znać😄
UsuńHej!
OdpowiedzUsuńMelduję się w końcu 😊 w zeszłym tygodniu było mi nie po drodze aby zajrzeć do Ciebie, ale w końcu mi się udało 😊
Powiem Ci, że nieźle wyskoczyłam z butów po tym rozdziale, takiego obrotu sprawi się nie spodziewałam! Utrata magii? Rosnące w niej dzieciątko zaczyna przejmować nad nią kontrolę 😮 O Merlinie, nie mogę się doczekać następnego rozdziału, w którym mam nadzieję pojawi się Severus, który otrzymał jej patronusa. Bo któż inny mógłby to być? Ginny? Gdyby chciała złapałaby ją na oddziale, a tu widać, że usilnie próbuje złapać kogoś innego. Mam cichą nadzieję, że w następnym rozdziale znajdzie się w silnych ramionach Severusa i w końcu sobie wyjaśnią wszystko 😘🙉
Rozdział cudowny! Rozwijasz się coraz bardziej, widać to z każdym rozdziałem. Jestem dumna! 😇
Całuję,
Jazz ♥
Kochana już się bałam, że o mnie zapomniałaś. Bardzo się cieszę, że jednak udało ci się dzisiaj wpaść. Nie zdawałam sobie nawet sprawy jak moja wena jest zależna od ilości komentarzy💕😂
UsuńOj w tym rozdziale faktycznie już przygniotłam biedną Hermionę do reszty, ale nie będzie to raczej permanentne. W końcu skoro podświadomie udało jej się wyczarować patronusa, to na pewno magia, mimo że ukryta, to wciąż jest w niej obecna🧡 Myślę, że są tylko dwie osoby, do których może się skierować jej tajemniczy posłaniec. Do kogo uda się tym razem, to zdradzę dopiero za tydzień✨ Ginny i Severus wciąż wiedzą za mało i myślę, że w najbliższym czasie wyjawię rąbka tajemnicy któremuś z nich.
Nie wierzę, że moje opowiadania ma już 26k+ wyrazów. W moim początkowym planie całe opowiadanie miało mieć 20 rozdziałów, ale jak tak teraz patrzę na mój plan to bardzo minie się z tą liczbą. Mam nadzieję że nie przeciągam akcji za bardzo, ale nie umiem pisać inaczej🥰
Teraz, gdy dostałam już kopa mogę w końcu siąść i pisać dalej. Dziękuję, że mnie wspierasz💖 Gdyby nie twoje wizyty nie wiem, czy nie zrezygnowałabym już po kilku tygodniach
Ściskam🧡
Witam :) Świetny blog nie wiedziałam że ktoś jeszcze pisze sevmione :D Jestem mega zaskoczona i na pewno będę tutaj zaglądać. Muszę dokończyć całość bo zapowiada się bardzo ciekawie. Sama kiedyś pisałam tego typu funfick i z sentymentu postanowiłam go reanimowaćjesli byłabyś zainteresowana to zapraszam do mnie :) https://nowywymiarwyobrazni.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńDziękuję za taki miły komentarz. Cieszę się, że opowiadanie ci się podoba, na pewno zajrzę również do ciebie💗
Usuń