Godziny następujące po trafieniu do szpitala były
dla Hermiony kolejną z wielu prób psychicznej wytrzymałości i siły charakteru.
Starała się za wszelką cenę zachować zimną krew i nie dać się pochłonąć,
rosnącej w niej panice.
Po wyjściu z kominka przy izbie przyjęć, Ginny
zaalarmowała cały znajdujący się w pobliżu personel magomedyczny. Już po chwili
była transportowana w głąb oddziału na tradycyjnych lewitujących noszach. Wokół
niej bez przerwy panował hałas. Ludzie tłoczyli się przy jej łóżku, przeprowadzając
na niej coraz to dziwniejsze i bardziej skomplikowane badania. Masa osób
przetaczała się przez jej pokój. Co chwila ktoś wchodził i wychodził, trzaskał
drzwiami, stukał fiolkami i szeptał inkantacje.
Minęło dobrych kilka godzin, a ona nie dowiedziała
się o swoim stanie niczego. Im dłużej tam leżała, tym bardziej ulatywała z niej
nadzieja. Na tym etapie na wszystkie zadawane jej pytania, odpowiadała już
tylko krótkimi sformułowaniami. Głos jej był słaby i beznamiętny, ogarnięty
zmęczeniem i poczuciem klęski. Pozostawała milcząca i jedynie przypatrywała się
temu, co dzieje się dookoła. Wydawało się, że nikt nie jest w stanie
zdiagnozować tego, co tak naprawdę jej dolega. Chciała wierzyć, że ktokolwiek z
zebranych tu ludzi, będzie w stanie postawić jej wiarygodną diagnozę, jednak z
każdym upływającym kwadransem, ten scenariusz stawał się coraz mniej
prawdopodobny.
W końcu zespół medyków, którzy zakończyli
przeprowadzanie na niej rozmaitych badań, zaczął opuszczać salę. Udawali się
zapewne do pokoju uzdrowicieli, by tam naradzić się i porównać wszystkie
zebrane przez siebie dane.
Hermiona spojrzała na oddalające się sylwetki, lecz
dostrzegła jedynie zmieszanie i rozczarowanie. Wyrazy ich twarzy utwierdziły ją
jedynie w przekonaniu, że najpewniej wrócą do niej z pustymi rękami.
Gdy cały personel wytoczył się w końcu z
pomieszczenia, Hermiona została sam na sam z Ginny, która od samego początku
ani na krok jej nie odstępowała. Teraz siedziały w ciszy. Żadna nie chciała
rozpocząć rozmowy. Hermiona zdawała sobie jednak sprawę z tego, że przyszedł
najwyższy czas i musi w końcu wszystko przyjaciółce wytłumaczyć.
Może nie wszystko, ale na pewno większość, która
pozwoliłaby jej na zorientowanie się mniej więcej w całej jej sytuacji. Nie
wyobrażam sobie nawet jak bardzo musi być zdezorientowana w obecnym momencie – pomyślała Granger
W końcu odezwała się młodsza dziewczyna.
- Czy wciąż zamierzasz trzymać to wszystko w sobie?
– Zapytała spokojnym i jakby zrezygnowanym głosem.
Hermiona odwróciła się w jej kierunku i spojrzała
jej w oczy.
- Nie, powinnam wytłumaczyć ci to wszystko już
dawno temu. Jesteś moją najlepszą przyjaciółką i jestem ci to winna. Ufność i
prawdomówność powinny być podstawą naszej relacji, a ja zawiodłam cię i
naraziłam na niepotrzebne zmartwienia. Muszę teraz zepchnąć w tył moje obawy i
przedstawić ci całą tę sytuację. Zrobisz z tym co zechcesz, jednak liczę, że
dochowasz tajemnicy i nikomu nie wyjawisz tego, co ci teraz powiem – zaczęła
mówić, z początku lekko niepewnie, ale z każdym zdaniem coraz bardziej
otwierała się i zbierała na odwagę.
- Jak już pewnie zdążyłaś zauważyć, jestem w ciąży.
Dowiedziałam się o tym dzień po moim wypadku na dyżurze. Profesor Merhover
przeprowadzała na mnie standardowe zaklęcie sondujące i wtedy wszystko wyszło
na jaw. Na dzień dzisiejszy wiedzą o tym tylko trzy osoby. Ty, pani profesor i
doktor Frances, u której dziś rano byłam na badaniach – Hermiona widziała, że
po tych słowach przez twarz Ginny przebiegł chwilowy wyraz zdziwienia.
Niewątpliwie dostrzegła jakiej kluczowej postaci brakuje na tej krótkiej
liście.
Hermiona postanowiła odnieść się do niemego pytanie
przyjaciółki i kontynuowała swój monolog.
- Wszystko rozpoczęło się jeszcze podczas wojny.
Zawarłam bliższą znajomość z pewnym mężczyzną. Spotykaliśmy się ze sobą przez
dwa lata. Było cudownie i wyobrażałam sobie, że spędzimy razem resztę życia.
Pierwszy raz czułam, że znalazłam tę jedyną osobę. Bardzo go kochałam… ale on…
on – Tu głos zaczął jej się zacinać, a do oczu napłynęły łzy żalu i tęsknoty.
Ginny widząc to, że przyjaciółka jest na granicy
rozpaczy, podniosła się z krzesła i usiadła bok niej na posłaniu. Otoczyła ją
swoim ramieniem i zamknęła w uspokajających objęciach. Hermiona oparła o nią
głowę i mocno przylgnęła do swojej pocieszycielki. Była spragniona czyjejś
troski i ciepła.
- Co więc się stało? Czemu nigdy nic mi o nim nie
opowiedziałaś? – zapytała po chwili ciszy Ginny.
Hermiona oddaliła się lekko od niej. Utkwiła wzrok
w swoich, splecionych na kolanach rękach, unikając spojrzenia przyjaciółki.
Chwilę trwała tak w ciszy, jednak zebrała się w sobie i kontynuowała swoją
wypowiedź.
- Początkowo było to zbyt niebezpieczne. Trwała
wojna i nie mogliśmy dopuścić, by ktoś dowiedział się o naszym związku.
Obawialiśmy się, że gdyby ta informacja dostała się w niepowołane ręce, to
mogłabym zostać użyta przeciwko niemu. On był… dość kluczową osobą w tej
wojnie. Wtedy wyjawienie prawdy o naszym związku komukolwiek, mogłoby mieć dla
nas tragiczne skutki – Hermiona na chwile przystanęła, zebrała myśli i przeszła
swoją opowieścią do kolejnego etapu ich związku.
- Gdy wojna się zakończyła, teoretycznie wszystkie
poprzednie zagrożenia zniknęły. Wciąż jednak nie odważyliśmy się nikomu o nas
powiedzieć. Jego reputacja jest dosyć ciężka, mimo tego ile dobrego zrobił
podczas wojny. Bał się, że ludzie mogą inaczej na mnie patrzeć, gdy dowiedzą
się z kim jestem związana. A ja… ja bałam się tego, że on może mieć rację. Myśl
o tym, że faktycznie mogłabyś odrzucić mnie… byłam przerażona… – Jej głos był
smutny i cichy.
Ginny nie mogła już patrzeć na to jak Hermiona
męczy się, więc przerwała jej wypowiedź i starała się uświadomić ją o tym, jak
bardzo się myliła.
- Hermi, nigdy nie odrzuciłabym cię z powodu tego,
z kim się spotykasz. To nie jest zależne od ciebie. Jeśli naprawdę go kochałaś,
a on kochał ciebie, to mielibyście u mnie pełne wsparcie od samego początku –
Uśmiechnęła się do przyjaciółki pocieszająco, jednak dostrzegła w jej wyrazie
twarzy tylko grymas rozpaczy i napływające nowe łzy.
- Tylko, że on nigdy nie kochał mnie, Ginny! Przez
dwa lata było tak pięknie, lecz pewnego dnia po prostu przyszedł do mnie i
oświadczył, że znudziłam mu się. Stwierdził, że byłam dobrym zapełnieniem
czasu, ale niczym więcej. Nie widział mnie w swoich planach na przyszłość, więc
postanowił się mnie pozbyć. Przez cały ten czas łudziłam się, że jego piękne
słowa są prawdą. Jaka ja byłam taka głupia i naiwna – Pochyliła się i ukryła
twarz w dłoniach.
Ginny była zszokowana tym, co właśnie powiedziała
Hermiona. Nie wierzyła, że ktoś mógłby tak bestialsko potraktować drugą osobą.
Zastanawiała się kim jest tajemniczy ukochany Hermiony, jednak widziała po
niej, że nie chce zdradzać jego tożsamości.
- Wszystko zakończyło się między nami zaledwie
kilka tygodni temu, jeszcze zanim dowiedziałam się o dziecku. Nie wiem, jak mam
teraz postąpić Ginny – Kontynuowała swoją wypowiedź.
- Z jednej strony wiem, że mimo wszystko on ma
prawo wiedzieć. Jest to w końcu również jego dziecko. Ukrywanie tego faktu
byłoby równie okrutne jak to, w jaki sposób on mnie potraktował. Z drugiej
jednak strony obawiam się, że po tym wszystkim on nie będzie chciał mieć z nami
nic do czynienia. Boję się, że gdy spróbuje się z nim skontaktować, to on nawet
nie odpowie na mój list. Boję się, że gdy powiem mu prawdę, to on wykpi mnie i
zgani za to, że próbuję złapać go na dziecko – Hermiona popatrzyła na nią tak,
jakby chciała, by to Ginny podjęła za nią decyzję.
- Hermiono, w tej kwestii to ty musisz podjąć
decyzję, jednak może to wszystko jest tylko nieporozumieniem. Może, gdy ten
mężczyzna dowie się o dziecku, to wróci do ciebie… - Nie zdołała dokończyć swojej
wypowiedzi, bo przyjaciółka przerwała jej stanowczym tonem.
- Nie Ginny. On dosadnie wytłumaczył mi, jaki ma
teraz do mnie stosunek. Nie ma tu mowy o nieporozumieniu. Ja natomiast mam swój
honor. Jeśli on postanowił, że nie chce mnie znać, to ja nie będę błagać go o
litość. Nie chcę, by był ze mną tylko z powodu dziecka. Bycie uwięzionym w
takim związku ze świadomością, że osoba którą kochasz gardzi tobą i waszym
dzieckiem, byłaby dla mnie czymś, z czym nie mogłabym żyć. Jestem twarda i dam
radę zapewnić mojemu dziecku wszystko, czego będzie potrzebować. Potrafię o
siebie zadbać i postaram się jak najlepiej zaopiekować się także moim
maleństwem. Będę mu matką i ojcem. Nie pozwolę, by kiedykolwiek myślało, że
jest niechciane i niekochane – Jej glos był twardy, a cała jej wypowiedź
zabrzmiała jak obietnica i zapieczętowanie ostatecznego postanowienia.
Tak, w tym właśnie momencie młoda matka podjęła
decyzję. Jej poczucie krzywdy i żal wzięły górę nad sprawiedliwością i
rozsądkiem. Ginny popatrzyła na Hermionę z lekką dezaprobatą, jednak nie
potrafiła potępić jej postępowania. Widziała, że jest ona całkowicie zagubiona.
Sama nie umiała postawić się na jej miejscu i spojrzeć na to z jej perspektywy.
Nie miała również pełnej wiedzy na temat tego, kim tak właściwie jest ojciec
dziecka i co dokładnie powiedział Hermionie tego niefortunnego dnia. Patrząc
teraz na zapłakaną młodą kobietę , siedzącą obok niej, mogła jedynie wyobrażać
sobie, jak mocnych słów użył.
Gdy Hermiona zakończyła swoją wypowiedź, w pokoju
nastała cisza. Było słychać jedynie ciche odgłosy powstrzymywanego płaczu i
dźwięk głośno tykającego zegara. Ginny przytuliła przyjaciółkę i delikatnie
gładziła jej włosy, próbując uspokoić jej rozchwiane nerwy. Miała do niej
jeszcze jedno pytanie, które bardzo ją nurtowało
- Hermiono, czy ty… to znaczy się… ty nadal kochasz
tego człowieka, prawda? – Po tych słowach spojrzenie Granger spotkało się z jej
i mogła dostrzec tam bardzo wyraźną odpowiedź na jej pytanie.
- Tak i dlatego nie mogę zmusić go do czegoś, czego
on nie chce. Pragnę, by był szczęśliwy. W pełni na to szczęście zasłużył i chcę
by zaznał go, niezależnie od tego czy byłoby ono u mojego boku, czy beze mnie.
Miał wybór i wybrał to co uważał za lepsze dla niego. Jeśli teraz pójdę do
niego i powiem mu o dziecku, to on będzie chciał zrobić honorową rzecz i
zostanie ze mną z obowiązku. Będzie uwięziony w związku, od którego pragnął
uciec, to byłoby straszne dla nas obojga – Mówiła Hermiona w nieco innym tonie.
Teraz na jej twarzy widniał wyraz troski, jakby martwiła się w tym wszystkim o
komfort osoby, która tak ją skrzywdziła.
Ginny wydało się to dziwne.
- Twoje zdanie co do niego jest miejscami tak
różne. Raz określasz go mianem honorowego i zasługującego na wszelkie szczęście,
a raz mówisz o tym jak strasznie cię wtedy potraktował, jak potrafiłby gardzić
własnym dzieckiem, wykpić cię i porzucić mimo wszystko. Nie rozumiem tego, jaki
on był tak naprawdę – Zapytała po chwili namysłu.
- Przez całe dwa lata był kochany, dbał o mnie,
troszczył się, nigdy nie powiedział złego słowa. Był czuły delikatny i dobry,
jednak tego jednego dnia był zupełnie inny. Tamta twarz zniknęła a on był jakby
zmieniony. Miałam wrażenie, że stoję przed zupełnie inna osobą. Był jakby
zdeterminowany, zestresowany. Stwierdził, że ma mnie dosyć a to wszystko nie
było prawdziwe. Gdy nie chciałam wierzyć, zdenerwował się i… - Głos załamał jej
się.
Wzięła kilka uspokajających wdechów i kontynuowała,
trochę z innej strony.
- Nawet po tym jak raz ujrzałam tę jego dziwną
stronę, nie mogę usunąć sobie z przed oczu jego obrazu jako wspaniałego i
dobrego człowieka. Tak myślę o nim przez większość czasu jednak, gdy dopada
mnie poczucie niesprawiedliwości i żalu, przypominam sobie jego tamtego dnia,
stojącego sztywno i zdeterminowanego, by pozbyć się mnie niezależnie od
kosztów.
- Gdy przypominam sobie wszystkie chwile, w których
byliśmy szczęśliwi, to mam wrażenie, że teraz wziąłby odpowiedzialność za swoje
czyny i zaangażowałby się w opiekę nad naszym maleństwem. Kiedy jednak wrócę
myślami do naszego ostatniego spotkania i znów zobaczę jego twarz i wyraz
twarzy, wydaje mi się, że byłby zdolny do wyrzeczenia się nas i odejścia.
- Jak myślisz, która strona była jego prawdziwą?
Nie możliwe, by osobowość ludzka była aż tak pełna sprzeczności – Zapytała ją
Ginny
- Z pewnością. Spędziłam wiele godzin, próbując
zrozumieć, która jego strona jest tą prawdziwą. Ja czuję jakby… jakby to wtedy
nie był on. Nie chcę by to był on. On taki nie był. Nie mógłby przez całe dwa
lata chować się pod maską… - Nie zdołała
nawet dokończyć, wypowiadanego zdania.
Szybko rozpoznała znajomą ścieżkę, po której jej
myśli uwielbiały wędrować w kierunku nieuzasadnionej i żenującej nadziei.
- To tylko wymysły mojej naiwnej wyobraźni. Nie
miałby po co ze mną zrywać, gdyby naprawdę chciał ze mną być. Gdyby mnie
kochał, nie odszedłby. Stało się. Bezsensowne gdybanie nic tu nie zdziała.
Jestem naiwna i nawet teraz nie umiem myśleć o nim źle – Było to stwierdzenie
ostateczne i ucięło całkowicie dalsze dociekania.
Granger nieco zmęczona długą rozmową, opadła na
poduszki i przymknęła oczy. Ginny wstała z krzesła i udała się w kierunku
drzwi.
- Pójdę wypytać o twoje wyniki i Hermiono…
dziękuję, że powierzyłaś mi swoją tajemnicę. Jest u mnie bezpieczna. Zamknęła
za sobą drzwi i odeszła, głośno stukając obcasami po parkiecie pustego
korytarza.
Hermiona poczuła, że odpływa w krainę snów, w
której jak co noc towarzyszył jej Severus. Tam zawsze był taki jak dawniej.
Taki, jakim zapamiętała go z popołudni spędzonych przed kominkiem i wspólnego
ważenia eliksirów.
W jej snach nigdy nie był zimny surowy i obojętny.
Nigdy nie przypominał Severusa z tamtego nieszczęsnego popołudnia. Nie widniała
na nim ani jedna rysa fałszu lub złości.
Czyżby jej podświadomość wiedziała, że to właśnie
to jego oblicze jest prawdzie?
Czyżby znała odpowiedzi na męczące ją pytania?