czwartek, 27 maja 2021

Niewidzialne Bariery - Rozdział 23

Okolica wydawała się jeszcze ciemniejsza i bardziej wyludniona, gdy w końcu, po zakończeniu kilkugodzinnej wizyty w pustym mieszkaniu Hermiony, Severus wyszedł ponownie na ulicę. Czując przenikliwy chłód tej zimowej nocy i powiew mroźnego wiatru, mężczyzna szczelniej owinął się połami swojej szaty i przyspieszył kroku. Od wyjścia z kamienicy do najbliższego miejsca, z którego mógł bezpiecznie teleportować się przed bramy Hogwartu, dzieliło go zaledwie kilkaset metrów, jednak wciąż zawiewający mu prosto w oczy wiatr, skutecznie wydłużał i uprzykrzał mu całą tę drogę.

Mimo tego, że jego ciało uginało się pod naporem wichury, jako umysł pozostawał nietknięty i wciąż pracował na najwyższych obrotach. Przed oczami, zamiast otaczającego go nocnego krajobrazu, wciąż widział wnętrze domu swojej dawnej ukochanej. W jego wyobraźni świeże wspomnienia odtwarzały się jakby w zapętleniu. To, co ledwie chwilę wcześniej działo się jego udziałem, teraz ciągnęło się za nim niczym cień. Mężczyzna jednak nie starał się z tym walczyć. Pozwolił, by ciało mechanicznie prowadziło go do celu, a sam poddał się, zalewającej go fali wspomnień.

Dochodziła północ, lecz mimo późnej pory, Severus Snape wciąż nie powrócił do swoich komnat w lochach. Od kilku godzin znajdował nieprzerwanie w jednym i tym samym miejscu. To, co początkowo miało zająć mu jedynie chwilę, okazało się zatrzymać go o wiele dłużej, niż mógłby się tego wcześniej spodziewać. Mimo całego czasu, który spędził na przeszukiwaniu mieszkania Hermiony, jego starania i wysiłki zdawały się wciąż spełzać na niczym. Kręcił się w kółko i zapętlał. Kolejne, pozornie przełomowe odkrycia, co rusz wprowadzały go do ślepych uliczek i kawałek po kawałku odbierały mu nadzieję na poznanie prawdy.

Czas płynąć nieubłaganie, a z każdym kolejnym kwadransem w coraz większej ilości okien gasły światła. Świat zapadał w sen, a wraz z nim na spoczynek udawali się mieszkańcy pobliskich kamienic. On jednak nie mógł pozwolić sobie na odpoczynek. Czuł, że znalazł się z potrzasku i jedynie podjęciem zdecydowanych działań, będzie mógł odwrócić szale szczęścia na swoją korzyść.

Co jednak mógł zrobić, gdy na jego drodze wciąż znajdowało się tyle niewiadomych i niedopowiedzeń?

Gdzie powinien jej szukać, nie wiedząc nawet, co tak naprawdę mogło jej się przytrafić?

Wszystko wydawało się iść nie po jego myśli. Po chwili uniesienia, w której to gotów był wybiec z mieszkania i bez chwili zwłoki ruszyć jej na ratunek, zdał sobie sprawę z tego, że nie ma bladego pojęcia, gdzie kobieta mogła się tak właściwie znajdować. Dopiero wtedy zrozumiał w pełni to, w jak beznadziejnym położeniu się znajdował i jak graniczące z cudem byłoby odnalezienie jej teraz pośród ogromu całego czarodziejskiego i mugolskiego świata. Czuł się bezsilny, a jako, że było to dla niego uczucie niemalże całkowicie obce, zupełnie nie potrafił sobie z nim poradzić.

Chcąc dać upust swoim emocjom, zrzucił z siebie płaszcz i począł jeszcze żywiej i energiczniej krążyć po feralnym pomieszczeniu. Zaczął po raz kolejny wracać myślami do tego, co zdarzyło się przez ostatnie kilka godzin. Przywołał na pamięć wszystkie obrazy i informacje, które udało mu się zdobyć i ze wszystkich sił starał się zebrać je i połączyć w jedną spójną całość. To zadanie okazało się jednak niemalże niemożliwe do wykonania.

Wszystkie poszlaki, które odkrył w mieszkaniu Hermiony, zdawały się zaprzeczać sobie nawzajem. Początkowo odkryte poprzewracane meble, wylany atrament i ślady przepychanki, kazały mu wyjść z założenia, że musiało to być porwanie lub inna forma umyślnego ataku. Ten scenariusz wydał mu się jednak całkowicie bezsensowny w obliczu informacji, które udało mu się później zdobyć.

Jako, że mężczyzna zdawał sobie sprawę z tego, iż to co oczywiste i łatwo dostrzegalne, często może odwracać jedynie uwagę człowieka od prawdy i głębiej ukrytych faktów, kierując się przezornością, nie przywiązywał się zbytnio do żadnej z rozważanych przez siebie możliwości. Mimo tego, że na pierwszy rzut oka scena, jaką zastał w mieszkaniu, nie pozostawiała wielkiego pola do interpretacji, nie powstrzymało go to przed rozważeniem również tych mniej prawdopodobnych ewentualności. Podsuwane mu przez podświadomość wątpliwości i wrodzona ciekawość, skłoniły go do ponownego, jeszcze dokładniejszego przyjrzenia się całej tej sytuacji.

Nie zawiódł się i później w duchu gratulował sobie podjęcia tej decyzji.

Gdy tylko porzucił wszystkie wcześniejsze przypuszczenia i pozwolił swojemu umysłowi na swobodne zapoznanie się z otoczeniem, do głowy zaczęły napływać mu nowe pomysły i sugestie. Tym razem podszedł do ów poszukiwań z nową determinację i siłą woli. Włożył w nie całą swoją energię i serce. Zaangażował przy tym również swoją magiczną moc i przebadał otoczenie od zupełnie innej strony. Przy pomocy magii przedostał się do barier ochronnym, rozciągających się nad całym tym miejscem i przeanalizował, zawarte w nich dane. Zdobyte w ten sposób informacje, rozjaśniły nieco mroki jego niewiedzy.

To, co tam zobaczył, potwierdziło jego wątpliwości i udowodniło, że nie warto ulegać pozorom i przyjmować za pewnik tego, co podstawiane jest nam prosto pod nos. Mimo tego, co mógłby sugerować bałagan przy biurku i porozwalane na podłodze przedmioty, nie mogło być tu mowy o tym, by w obrębie tego miejsca, użyta została przeciwko komukolwiek przemoc. W delikatnej aurze barier nie widniał ani jeden ślad zaklęć pojedynkowych lub obronnych, które musiałyby pojawić się w razie zajścia podobnej sytuacji.

Istniało oczywiście ryzyko tego, że agresor mógłby próbować posługiwania się mugolskimi narzędziami, lecz Severus wiedział, że Hermiona była potężną czarownicą i nawet we śnie nie dałaby się podejść byle mugolowi. W jego oczach fakt ten wystarczył, by mógł on całkowicie wyeliminować z grona podejrzanych możliwość podobnego ataku. Pozwoliło mu to nieco się uspokoić i odetchnąć. Świadomość ta dała mu nadzieję na to, że wszystko to wciąż mogło okazać się jedynie zwykłym nieporozumieniem, a ona cały czas jest gdzieś tam w świecie i wcale nie znajduje się w niebezpieczeństwie.

Jego pragmatyczny umysł nie pozwolił jednak jego sercu na zbytnie przywiązywanie się do tej myśli. Znaleziony przez niego obok biurka list, wyraźnie adresowany był do niego i nosił na sobie oznaki pośpiechu i niezmiernej determinacji. Severus był pewien, że tak widoczna w nim desperacja nie mogła wziąć się znikąd. Tak myśląc, porzucił ów daremne nadzieje i powrócił do swojego wcześniejszego zadania.

Sama wiadomość o tym, że w sytuacje Hermiony niezaangażowane były najprawdopodobniej osoby trzecie, była niewątpliwie przełomowa, ale na jego nieszczęście była również jedną z ostatnich, które udało mu się natenczas zdobyć. Gdy scenariusz porwania został przez niego wykluczony i przyszło do szukania innego, bardziej prawdopodobnego wytłumaczenia dla całego tego zamieszania, poszlaki i fakty zaczęły jakby rozmywać się i samoistnie zanikać. Gdy ta, jakkolwiek niepożądana, podstawa runęła, pozostałe fakty i wskazówki straciły pole, na którym mogłyby utworzyć ze sobą coś na kształt spójnej całości.  

W tym momencie zakończyły się jego chwilowe powodzenia i sukcesy. W obliczu ilości sprzecznych sygnałów i niewiadomych prawda, która wcześniej wydawała się być oddalona od niego na odległość wyciągniętej dłoni, poczęła oddalać się i stopniowo znikać w mroku. Na próżno próbował ją pochwycić. Im bardziej się starał i denerwował, tym większa przepaść zaczynała blokować mu do niej drogę.

Czas mijał, a wcześniej obiecujące poprawę minuty, zaczęły dłużyć się i zamieniać w puste, nic nieznaczące kwadranse. Ta bezsilność zaczęła męczyć go i drażnić. Z rosnącym poirytowaniem patrzył, jak jego wysiłki przynoszą jedynie rozczarowanie i zawód. Począł jeszcze mocniej zastanawiać się nad tym, co mógł przeoczyć i czego zapomniał uwzględnić podczas swoich poszukiwać. Na myśl przyszła mu jedna ostatnia rzecz.

Po usłyszeniu słów, które wypowiedziała w tym momencie jego podświadomość, Severus poczuł, jak dreszcz przeszedł z wolna po jego ciele.

Źródłem obawy, która wywołała ten podświadomy odruch, była myśl, która zamigotała lekko w jego umyśle. W tym momencie przypomniał sobie bowiem o tym, że istniały w czarodziejskim świecie sposoby na to, by jeszcze dogłębniej wczuć się w otaczającą go przestrzeń. Była to bardzo stara i skrzętnie strzeżona sztuka, która znana była jedynie nielicznym miłośnikom niekonwencjonalnych odmian magii. Technika ta pozwalała czarodziejowi na przyjęcie na siebie na moment fragmentu magii, która znajdowała się w otaczającej go przestrzeni.

Szczególnie jedna z odmian tego magicznego rytuału mogła okazać się pomocna w jego niestandardowej sytuacji. Wiązała się ona jednak z ryzykiem, na którego poniesienie nie zdecydowałby się każdy czarodziej. To, co czyniło ją tak trudną i wzbudzało nawet w samym Mistrzu Eliksirów obawę to skutki, które w niesprzyjających okolicznościach mogła ona za sobą nieść. Severus był jednak zdeterminowany. Nie zamierzał cofać się przed niczym. Nie zważając na niebezpieczeństwa i konsekwencje, zabrał się do działania.

Kilka minut poświęcił na poczynienie niezbędnych przygotowań. Rozluźnił się i pozwolił, by całe napięcie uleciało z jego ciała. W obliczu tego, jak wiele zależeć mogło od powodzenia tej misji, wyciszenie się i załagodzenie nerwów nie było zadaniem prostym. Zdobyte, podczas prowadzenia życia podwójnego szpiega, doświadczenie, pomogło mu jednak w wykonaniu tego zadania i już niebawem gotowy był do wkroczenia w ów groźny i nieprzyjazny świat, ukryty głęboko pomiędzy magicznymi barierami.

Tak jak robił to wcześniej, wniknął swoją magią do wnętrza osłony i dotarł do miejsca, w którym wcześniej zapoznać się mógł z wykazem zaklęć, które rzucone zostały w ich granicach. Tu jednak nie zakończyła się jego wędrówka. Skupił się jeszcze bardziej i wniknął na kolejny, głębszy i bardziej mroczny poziom osłon.

Tym razem zamiast mgły, która łagodnie przepływała dookoła niego i mieszała się z lekkimi promieniami jego magii, w koło zapanowała ciemność. Severus zamknął oczy i odetchnął głęboko. Wiedział, że na próżno starałby się uchwycić jakiekolwiek sygnały za pomocą wzroku. Na tym poziomie do bariery nie dochodziły już ani bodźce świetlne ani dźwiękowe. Przestrzeń ta zawierała w sobie ślady czegoś znacznie bardziej ulotnego i nieuchwytnego.   

Z tego właśnie powodu miejsce to było tak szczególne i z reguły omijane szerokim łukiem przez bardziej ostrożnych i unikających kłopotów czarodziejów. Nie każdy był w stanie podjąć ryzyko spotkania się z tym, co tkwiło w tych magicznych głębiach. Nigdy nie wiadomo było bowiem, co mogło się w nich skrywać i co napotkać może nieostrożny i nieprzygotowany odwiedzający. Poziom ów zawierał w sobie skondensowaną aurę danego miejsca, a wkraczającemu tam intruzowi, oferował cielesną porcję uczuć, którymi napełnione było w danej chwili ów miejsce.

Mężczyzna do ostatniej chwili nie wiedział, z czym przyjdzie zmierzyć się jemu. Mógł zarówno zostać powitany przez błogie uczucie radości i zadowolenia, jak i znaleźć się w objęciach bólu nienawiści i złości. Wnioskując po tym, z jakiego tak właściwie powodu znalazł się właśnie w tym miejscu, opcja pierwsza wydała mu się mu być tą nieco mniej prawdopodobną.  

I tym razem jego przepuszczenia sprawdziły się. Już po chwili przepełniło go uczucie obezwładniającego smutku i żalu. Chłodny podmuch przeniknął jego organizm i sprawił, że dreszcz po raz kolejny przebiegł przez jego ciało. Po smutku przyszedł ból. Początkowo był on czysto psychiczny, lecz po upływie kilku sekund przerodził się on w coś bardziej namacalnego i fizycznego. Severus poczuł się tak, jakby pierwszy raz od lat, znalazł się znów pod działaniem zaklęcia cruciatusa. Sam ten ból był o wiele słabszy niż ten, którego doświadczał człowiek podczas kontaktu z owym zaklęciem, było w nim jednak coś takiego, co sprawiało, że niewątpliwie potrafiłoby ono doprowadzić czarodzieja do szaleństwa jeszcze szybciej niż kontakt z którymkolwiek z zaklęć niewybaczalnych.

To, co odróżniało to dziwne uczucie i nadawało mu ową nadludzką siłę, było sposobem, w jaki ból był przez osobę odczuwany. Było w nim coś takiego, czego na samym początku Severus nie był w stanie zrozumieć.

Czuł ból. Czuł go w każdej komórce swojego ciała. Pewien był jednak tego, że gdyby było to jedynie zaklęcia cruciatusa, nie wywołałoby ono u niego równie silnej reakcji. Zaczął zastanawiać się nad powodem całego tego złudzenia. Skupił się na tym odczuciu i począł badać je dokładnie.

Było w nim coś obcego. Severus czuł się tak, jakby ból ten nie pochodzi z wnętrza jego ciała. Czuł, że jest on jedynie wspomnieniem i iluzją… Odnosił wrażenie, że jest ono takie, jakby odczuwał je ktoś inny… jakby był to ból kogoś zupełnie innego… ból, który jego samego nie dotyczy…

Wtedy pewna myśl dotarła do jego głowy.

Hermiona… – Dźwięk jej imienia począł rozbrzmiewać w jego umyśle.

Właśnie w tym momencie mężczyzna zrozumiał, czego tak naprawdę właśnie doświadcza. To jej bólem wypełniona była cała aura tego miejsca. To ona była źródłem wszystkich emocji, które zgromadzone zostały w tej przestrzeni. To właśnie z tego powodu całe to doświadczenie było dla niego tak bolesne. O ile swój własny ból byłby w stanie jeszcze zdzierżyć, to nie mógł wytrzymać nawet minuty wiedząc, że tak bliska mu osoba cierpi, a on nie jest w stanie nic z tym zrobić. 

Gdy poczuł, jak pojedyncza łza zaczyna formować się w kąciku jego oka, zdecydował, że zobaczył i odczuł już wystarczająco dużo. Szybko zebrał się w sobie i skupił swoją magię wokół siebie. Otrząsnął się i jeszcze szybciej niż w nim pojawił, opuścił ów nieszczęsne miejsce i opadł na fotel.

Po powrocie do rzeczywistości, wziął kilka uspokajających wdechów i powoli otworzył oczy. Otarł pot z czoła i wstał powoli. Myśli huczały w jego głowie, a on starał się za wszelką cenę pozbierać je i podjąć decyzję na temat tego, co powinien zrobić teraz.

Gdy dobrze mu znana ciemna uliczka, zamajaczyła przed jego oczami, Severus otrząsnął się z natłoku myśli i odgonił od siebie resztki wspomnienia, które i tak zmierzało już do końca. Oczyścił swój umysł i skupił się na zadaniu, które już za moment miał wykonać. Wkroczył pewnie w ciemny zakamarek i uważnie rozejrzał się dookoła siebie. Gdy upewnił się, że teren rzeczywiście jest czysty, wziął głęboki oddech, po czym w akompaniamencie przyciszonego pyknięcia, deportował się i zniknął.

 

Już po chwili pojawił się tuż za granicami magicznych osłon Hogwartu. Swoje następne kroki skierował w stronę zamku, którego światła majaczyły łagodnie w oddali. Tempo, w jakim poruszał się po błoniach, było znacznie szybsze od tego, które zwykł obierać zazwyczaj. On jednak śpieszył się i pragnął jak najszybciej znaleźć się w swoich komnatach. Nie były one co prawda jego ostatecznym celem, wiedział jednak, że im szybciej poczyni w nich wszystkie niezbędne przygotowania, tym szybciej będzie mógł wyruszyć w dalszą drogę.  

W jego głowie uformowany został plan i to zgodnie z nim mężczyzna zamierzał od tej chwili postępować. Uznał, że najrozsądniej będzie, jeśli rozpocznie swoje dalsze poszukiwania od szpitala Św. Munga. Było to zarazem miejsce jej pracy, jak i placówka, do której mogła się ona udać po pomoc. Był pewien, że jeśli kobieta miała jakieś fizyczne obrażenia i cierpiała z ich powodu, mogło być to miejsce, do którego mogła w pierwszej kolejności się udać. Miał nadzieję, że uda mu się znaleźć ją tam i doprowadzić swoją misję do końca.

Chciał ujrzeć ją jeszcze jeden choćby ostatni raz. Pragnął upewnić się, że jest ona bezpieczna i nic więcej jej nie grozi. Wiedział, że jeśli mu się to uda, będzie mógł odzyskać dawny spokój i siłę do tego, by usunąć się z powrotem w swój cień i wieść kolejne lata swojego samotnego życia.

Jeśli jednak to rozwiązanie zawiodłoby, Severus planował postawić na nogi również przyjaciół kobiety. Wiedział, że obecnie mogli oni mieć większe pojęcie o tym, co działo się w jej życiu i co mogło być powodem jej nagłego zniknięcia. Jakkolwiek niepociągająca była dla niego perspektywa tłumaczenie się całej hordzie gryfonów ze swojego nietypowego zainteresowania osobą Granger, zamierzał zagryźć zęby i zrobić wszystko, by nie zejść z obranej przez siebie ścieżki.

Gdy w końcu udało mu się dotrzeć do swoich komnat, nawet nie zdejmując płaszcza i butów, udał się od razu do swojej pracowni. Po drodze omiótł jedynie pobieżnie wzrokiem przedpokój oraz salon. Kącikiem oka dostrzegł, że za magicznym oknem czekała na niego śnieżna sowa z kawałkiem zwiniętego pergaminu, przywiązanego do nóżki. Odnotował sobie ten fakt w tyle swojego umysłu, jednak zadanie odebrania od niej poczty, nie wylądowało na priorytetowej liście rzeczy do wykonania. Wiedział, że ma obecnie na głowie znacznie ważniejsze problemy i nie chciał pozwolić sobie na rozproszenie się nawet przez moment.

Szybkim krokiem przeszedł przez pomieszczenie i udał się w kierunku korytarza, na którego końcu znajdowały się drzwi do jego laboratorium. Po drodze, gdy mijał drzwi do swojej sypialni, posłał im jedynie tęskne zmęczone spojrzenie i odszedł dalej  głąb holu.

Po wkroczeniu do pracowni, jednym ruchem dłoni zapalił kilka świec i zabrał się do pracy. Zgarnął z półek kilka eliksirów, które chciał mieć pod ręką w razie, gdyby Hermiona wymagała udzielenia jej pomocy. Wybrane fiolki umieścił ostrożnie w skórzanym pojemniku, po czym schował go do kieszeni, ukrytej w połach jego przepastnej czarnej szaty. Sięgnął do jednej z szuflad i wyjął z niej fiolkę, z niezbyt apetycznie wyglądającym eliksirem w środku. Zdjął z niego zawleczkę i wypił połowę zawartości naczynia. Gdy tylko jego kubki smakowe weszły w kontakt z ową leistą cieczą, mężczyzna skrzywił się nieco. Było to co prawda rozwiązanie jedynie chwilowe, jednak miało mu ono rekompensować brak snu i dodawać siły przez następne kilka godzin.

Gdy wszystko gotowe już było do dalszej drogi, Severus opuścił pomieszczenie i udał się w kierunku wyjścia. Coś jednak kazało mu się zatrzymać. Gdy obrócił się z powrotem w stronę salonu, dostrzegł po raz kolejny sowę, która cierpliwie czekała na niego za oknem. Mężczyzna nie miał serca zostawiać jej w taką pogodę na mrozie. Sam nie był pewien, kiedy uda mu się wrócić do domu i nie chciał narażać biednego stworzenia na zamarznięcie na mrozie.

Podszedł do okna i otworzył je lekko. Sowa wleciała do środka i usadowiła się na jednym ze świeczników, stojących na stoliku. Severus odwiązał od jej nóżki zawiniątko i odłożył je, nawet do niego nie zajrzawszy. Zaoferował jej smakołyk, podszedł do okna i otworzył je, by sowa mogła swobodnie wylecieć z powrotem do swojego domu.

Ona jednak nie ruszyła się z miejsca. Wpatrywała się w niego swoimi bystrymi płomiennymi oczami i rzucała mu jakby wyzywające spojrzenia. Severus zdenerwował się nieco, chciał bowiem jak najszybciej wyjść z lochów i nie przypuszczał, by mógł spotkać się z podobnym oporem ze strony zwykłego ptasiego posłańca. Podniósł świecznik i udał się z nim tuż pod samo okno. Sowa poderwała się jednak do góry i przeleciała z powrotem w głąb pomieszczenia. Usadowiła się wysoko na regale, zastrzegła małymi uszami i przekręciła nieco głowę. Severus wziął głębszy wdech, chcąc uspokoić się i zebrać ostatki swojej cierpliwości.  

Wszystkie jego dalsze wysiłki również zakończyły się fiaskiem. Uparty ptak nie dał się przekupić smakołykami i skutecznie unikał podstępnych pułapek Severusa. W końcu mężczyzna nie wytrzymał. Rzucił sowie ostatnie niechętne spojrzenie i odezwał się.

- Nie wiem co próbujesz osiągnąć ty głupi ptaku. Nie mam czasu użerać się z twoimi wygłupami. Jeśli chcesz, proszę bardzo siedź tu. Okno zostawiam ci otwarte, jeśli znudzi ci się ta zabawa, tam nasz wyjście – To mówiąc odwrócił się na pięcie i odmaszerował w kierunku drzwi.

Sowa jednak wydawała się nieusatysfakcjonowana takim przebiegiem sytuacji. Zatrzepotała skrzydłami i poszybowała w jego stronę. Nim Snape zdołał dotrzeć do wyjścia śnieżnobiała bestia dopadła go i poczęła dziobać go zaciekle. Tego mężczyzna się nie spodziewać. Po chwilowym szoku, jakiego w tym momencie doznał, odpędził od siebie ptaka i popatrzył na niego pytająco.

- Czego chcesz, ty mała bestio? – Zapytał w końcu.

Sowa wydawała się zrozumieć znaczenie jego słów. Obruszyła się nieco i przestała go atakować. Podleciała na skraj stolika i za pomocą kilku małych skoków dostała się aż do kawałka zwiniętego pergaminu, który leżał wciąż nieotwarty na stole. Severus westchnął i mruknął pod nosem.

- Magiczne przesyłki z potwierdzeniem odbioru…

Coś na kształt chytrego uśmieszku uformowało się na obliczu zwierzęcia. Snape rzucił jej niechętne spojrzenie i ugiął się jej namowom. Rozerwał pieczęć i zaczął pospiesznie czytać jego zawartość.

Po chwili jednak zwolnił. Gdy prawdziwa treść wiadomości zaczęła do niego docierać, mężczyzna poczuł, jak jego serce przyspiesza. Szukając oparcia, oparł się o blat, a już po chwili opadł ciężko na pobliski fotel.

Ten widok wystarczył śnieżnej sowie za dowód wykonania, powierzonego jej zadania. Zatrzepotała tryumfalnie skrzydłami, po czym wzbiła się w górę i zatoczyła koło po pokoju. Już po chwili wyleciała z pomieszczenia, wykorzystując to, że magiczne okno pozostawało wciąż niedomknięte. Gdy już znalazła się poza murami zamku, rozpostarła szeroko skrzydła i poszybowała dalej w mrok. Już po chwili jej białe zabarwienie zniknęło.   

Mężczyzna pozostał w pokoju sam.


środa, 19 maja 2021

Małe ogłoszenia

Jako, że wielkimi krokami zbliża się koniec maja, zaczyna się dla mnie bardzo pracowity czas. Muszę niestety przyznać, że ilość czasu, jaki muszę poświęcać teraz na naukę, zaczyna mnie nieco przytlaczać. Jutro niestety najprawdopodobniej nie zdążę dokończyć i wstawić kolejnego rozdziału moich Niewidzialnych Barier :( Bardzo was przepraszam za te opóźnienia, ale obiecuję, że najpóźniej w kolejny czwartek (27.05) pojawi się on na blogu. 

Jeśli jednak macie ochotę na poczytanie jakiegoś innego opowiadania z pairingu sevmione, to zachęcam was do zaglądnięcia na blogi z opowiadaniami prowadzone przez Jazz. Ja osobiście zakochałam się w jej najnowszym opowiadaniu ,,A Kiedy Przyjdzie Czas" i mogę wam je z całego serca polecić. Tocząca się w nim historia również rozgrywa się po wojnie. Obraca się wokół klimatycznej małej księgarni oraz powoli rozkwitającego romansu jego właścicielki z dobrze nam znanym Mistrzem Eliksirów. Jazz jest ogólnie cudowną i mega miłą osobą. Jestem pewna, że polubicie ją i jej opowiadania równie mocno jak ja💖

👉A Kiedy Przyjdzie Czas - Jazz👈

Zachęcam was jeszcze raz do zajrzenia na jej blog i przepraszam za moje opóźnienia. Do zobaczenia za tydzień 😇

czwartek, 13 maja 2021

Niewidzialne Bariery - Rozdział 22

Noc była to ciemna i niemalże bezgwiezdna. Zbliżająca się do pełni tarcza Księżyca, bardzo rzadko wyłaniała się zza gęstej mgły i chmur, które wisiały nisko nad miastem. Ulice Londynu z każdą godziną pustoszały coraz bardziej, pozostając w końcu całkowicie niemal wyludnione. Nieliczni ludzie przemykali jeszcze pomiędzy wąskimi uliczkami i alejkami, szybko jednak znikali z powrotem za barierą utkaną z mlecznych oparów.

Podczas, gdy panna Granger rzucała ostatnie spojrzenie w kierunku szpitalnego okna i udawała się na zasłużony spoczynek, w innej części miasta przy wejściu do kamienicy, w której mieszkała, pojawił się niespodziewany gość.

Nie odznaczał się zbytnio na tle otoczenia, szaty jego były bowiem tak ciemne, że trudno było dostrzec go przy ograniczonej ilości światła. Dopiero, gdy zbliżył się nieco do latarni, która znajdowała się przy samym wejściu do budynku, załamanie światła i wyraźny cień, rzucany na bruk, dały znać o jego obecności.

Gdy tylko zdał sobie jednak sprawę z tego, że jego pozorna nieuchwytność została zaburzona, szybko cofnął się z powrotem poza zasięg jasnej poświaty. Rozejrzał się uważnie i po minucie cierpliwego nasłuchiwania i skanowania terenu, sięgnął po przedmiot, który przez cały ten czas spokojnie spoczywał w jego kieszeni. Najciszej jak potrafił wyszeptał odpowiednią inkantację i już po chwili poczuł, jak chłodny promień, wyemitowany końca jego różdżki, uderza w jego ciało. Na moment nikły blask rozświetlił delikatnie najbliższe otoczenia czarodzieja, jednak już po chwili zgasł, pozostawiając po sobie jedynie kilka pojedynczych iskierek, które z wolna opadały na jego szatę i gasły.

Mężczyzna poczuł, jakby dziwny dreszcz przeszedł przez jego ciało. Zamknął na moment oczy i pozwolił, by uczucie to rozlało się po całym jego organizmie. Stał tak przez chwile w ciszy i czekał, aż czar dopełni się. Gdy tylko ostatnie chłodne białe iskry wchłonęły się w jego ciało, jego postać znikła.

Nie stał się on rzecz jasna całkowicie niewidzialny, jednak w miarę tego, jak ostrożnie i powoli kroczył przed siebie, jego ubranie i skóra zdawały się płynnie wtapiać w otoczenie. Efekt ten byłby niewątpliwie możliwy do uchwycenia dla wprawionego i uważnego obserwatora, jednak nieuważni i niczego nie podejrzewający mugole, nie stanowili tu dla niego zagrożenia.

Gdy z powrotem wkroczył na krótki chodnik, prowadzący do wejścia, jedynie stopniowo pojawiające się na śniegu ślady butów, zdradzały jego obecne położenie. Po kilku krokach stanął w końcu przed drzwiami i przybliżył koniec różdżki do mosiężnej gałki, po czym wyszeptał:

- Alohomora

Stary zamek stuknął z cicha i przekręcił się. Mężczyzna chwycił za gałkę i przekręcił ją z łatwością, po czym jednym pewnym ruchem pchnął drzwi i wkroczył do środka.

Gdy znalazł się już na klatce schodowej, rozejrzał się po niej uważnie. Znał dobrze to miejsce, gdyż swego czasu bywał w nim dosyć często. Z tego właśnie powodu był w stanie dosyć pewnie poruszać się w nim nawet w całkowitej ciemności.

Wszedł po schodach na drugie piętro i zatrzymał się przed parą jasnych drzwi. Przystanął na moment. Tak jak się tego spodziewał, o krok od prawdy czekała na niego również chwila zwątpienia. Wiedział, że wszystko, co przywiodło go dziś do tego właśnie miejsca, było jedynie domysłem i obawą.

Mimo tego, że przez ostatnie dni próbował na wszelkie sposoby wmówić samemu sobie, że są one bezpodstawne i z całą pewnością mylne, jego starania okazały się być bezowocne. Wcześniej odsuwany w głąb świadomości niepokój o dawną ukochaną, urósł do rangi niemalże obezwładniającego, z chwilą, gdy w gabinecie Minerwy McGonagall poznał prawdę o tożsamości tajemniczego patronusa.

Od momentu, gdy zobaczył jej sygnaturę, połyskującą delikatnie na kartach archiwalnej księgi, nie potrafił pozbyć  się wrażenia, że sprawa jego złych przeczuć i niemego posłańca Hermiony muszą ściśle się ze sobą łączyć.

Po tym, jak myśl ta pojawiła się w jego umyśle, w żaden sposób nie był w stanie się jej z niego pozbyć. Uciszane i tłumione przez wiele tygodni uczucia, zaczęły burzyć się w nim i domagać jak najszybszego zajęcia się tą sprawą.

Nie mógł długo opierać się tym wewnętrznym ponagleniom. Po dwóch długich i nieprzespanych nocach zrozumiał, że nie ma innej możliwości, jak tylko przekonać się na własne oczy, że jest ona cała i zdrowa oraz, że jej życiu nic nie zagraża. Wiedział doskonale, że puki nie będzie tego całkowicie pewny, nie uda mu się zaznać ani chwili spokoju.

Teraz stał tutaj, był o krok od poznania prawdy. Jeśli teraz ona choćby wychyliłaby się za próg, mógłby w ułamku sekundy skonfrontować swoje obawy z rzeczywistością.

Potrzebował jednak dodatkowej chwili na to, by oswoić się nieco bardziej z samym faktem, że mógł lada moment ujrzeć , oddaloną od niego jedynie na odległość wyciągniętej ręki…

Gdy uznał, że już bardziej gotowy nie będzie, zabrał się do działania.

Spojrzał ostatni raz na swoje ledwie dostrzegalne dłonie, po czym podniósł jedną z nich i zapukał lekko w drewniane drzwi. Gdy tylko na korytarzu rozległ się dźwięk rytmicznego pukania, Severus szybko cofnął się w najciemniejszy kąt i zastygł w niemym oczekiwaniu. Jego serce zaczęło bić równie mocno, jak gdyby chciało żywcem wyrwać się z jego piersi.

Czas jednak mijał, a żaden dźwięk nie dobiegał z wnętrza mieszkania. Severus był pewien, że do jego uszu nie dobiegł ani odgłosu kroków, ani dźwięk przekręcania klapki wizjera. W małej szczelinie pod drzwiami nie pojawił się również żaden nawet najmniejszy błysk światła, który mógłby zdradzać czyjąś obecność w przedpokoju.

Nie stało się nic.

Snape zdziwił się nieco i spojrzał na zegarek. Dochodziła godzina dziesiąta, mógł więc być pewien, że kobieta już kilka godzin temu zakończyła swój standardowy dyżur na oddziale. Za dobrze ją również znał, by móc podejrzewać, że o tak młodej godzinie mogłaby już spać.

Gdy z miejsca odrzucił obie te opcje, doszedł do bardzo nieprzyjemnych wniosków. Mogło to oznaczać bowiem jedynie to, że musiała się ona znajdować o tak później godzinie poza domem w miejscu innym niż praca…

Severus poczuł uczucie zazdrości na myśl o tym, z kim i gdzie mogłaby teraz znajdować się Hermiona. Szybko jednak zdusił w zarodku wszystkie te wyrzuty. Przypomniał sobie, że mimo tego, jak stosunkowo niewiele czasu minęło od ich rozstania, kobieta mogła robić wszystko to, co uważała za słuszne, a on byłby hipokrytą, roszcząc sobie prawa do niej po tym, jak sam zostawił ją i odszedł.

Postanowił więc, że ignorował będzie podobne myśli i tak szybko, jak tylko dowie się o tym, że jest ona cała i zdrowa, usunie się w cień i postara się zapomnieć o tym, że cała ta sprawa kiedykolwiek miała miejsce.

Gdy w końcu udało mu się wyrwać z tego chwilowego zamyślenia, wyszedł ze swojej bezpiecznej kryjówki i zapukał ponownie. Sygnał ten pozostał jednak po raz kolejny bez odpowiedzi. Już miał odejść, gdy pewna myśl zamajaczyła mu z tyłu głowy.

Co jeśli coś stało jej się w mieszkaniu, może jest tam po drugiej stronie i potrzebuje pomocy?

Severus zatrzymał się w pół kroku i odwrócił w kierunku drzwi. Zrobił w głowie szybką kalkulację wszystkich aspektów przemawiających za i przeciw tego ryzykownego przedsięwzięcia. Ostatecznie doszedł jednak do wniosku, że jeśli uda mu się dobrze to rozegrać, nic na tym pomyśle nie straci. Pokładał pełna wiarę w swoje, zdobyte podczas wojny, umiejętności szpiegowskie i wiedział, że nawet jeśli Granger znajdowała się w środku, będzie mógł umknąć przed jej spojrzeniem i zniknąć z mieszkania równie szybko jak się tam pojawił.

Chciał choć przez chwilę zobaczyć ją i udowodnić swojej upartej podświadomości, że wbrew jej obawom, Hermiona ma się równie dobrze jak zawsze i wcale nie potrzebuje jego pomocy.

W ten właśnie sposób ostateczna decyzja została w jego głowie podjęta. Teraz przyszedł na niego czas na poczynienie ostatnich przygotowań. Sprawdził trwałość, działającego na niego, zaklęcia kameleona i upewnił się, że utrzyma się ono w swojej najlepszej formie przez najbliższe kilkanaście minut.

Niezależnie od tego, czy Hermiona była tam w środku czy nie, pragnął poczynić wszelkie starania ku temu, by ewentualna konfrontacja okazała się być jak najmniej prawdopodobna. Nie chodziło mu tu już o samą rozmowę lecz o to, w jakim położeniu sam się w tym momencie znajdował.

Nie chciał sobie nawet wyobrażać zszokowania i przerażenia, które niewątpliwie powitałyby go, jeśli nie zachowałby wystarczającej ostrożności i zwrócił na siebie jej uwagę w niewłaściwym momencie. Bał się tego, że gdyby ujrzała go o tak późnej godzinie, próbującego po kryjomu włamać się do jej mieszkania, mogłaby dojść do bardzo jednoznacznych i dalekich od prawdy wniosków.  

Obiecał sobie w myślach, że wyjątek od tego postanowienia poczyni jedynie wtedy, gdy okaże się, że Hermiona rzeczywiście jest tam i potrzebuje jego pomocy. Tylko wtedy gotów był zapomnieć o wszelkich konsekwencjach i dać się ponieść dynamice sytuacji.

Tak myśląc przybliżył się cicho do drzwi. Uniósł w ich kierunku różdżkę i skupił się. Przekręcił nią lekko, jakby chcąc wwiercić się nią w niewidzialne bariery, które nałożone zostały na mieszkanie. Każdą zaporę i zaklęcie badał z osobna. Delikatnie manewrował swoją magią pomiędzy nimi i torował sobie przez nie przejście.

Cała ta praca kosztowała go niemało wysiłku i skupienia, jednak musiał przyznać, że nie była ona ani trochę nieprzyjemna. Błądząc pomiędzy magicznymi barierami, mógł co rusz odczuć podmuch dobrze mu znanych czarów Hermiony. Jego niezwykle wyczulone zmyły w mig rozpoznały jej magię i poczęły napawać się nią. Było to bardzo trudne do opisania uczucie. Mimo, że magia nie była z natury bytem materialnym, w tej chwili Severus gotów był przysiąc, że jest w stanie poczuć na własnej skórze jej delikatny powiew.

Musiał przyznać, że był pełen podziwu wobec złożoności i siły, jaką miały w sobie, nałożone na to miejsce, zaklęcia. Czuł lekki przypływ dumy za każdym razem, gdy napotykał na swojej drodze jedno z jej wyjątkowo pomysłowych autorskich pułapek i z uznaniem patrzył na nie, jako na niewidoczne, lecz na swój sposób piękne dzieło, które wyszło z pod różdżki jego dawnej ukochanej.

Po upływie kilku minut udało mu się unieszkodliwić ostatnią przeszkodę. Uniósł dłoń i ostrożnie umieścił ją na klamce. Tak jak się tego spodziewał, nie napotkał z jej strony na żaden opór. Najciszej jak tylko potrafił, pociągnął uchwyt ku dołowi i uchylił drzwi.

W pierwszej chwili mieszkanie wydawało mu się być zupełnie opustoszałe. Wieszak nieopodal wejścia był pusty, a w zasięgu wzroku nie było widać żadnych okryć wierzchnich lub butów, które świadczyłyby o obecności lokatorów w domu. Severus posunął się dalej i wetknął głowę do małego saloniku. W nim również nie było śladu żywej duszy, ale tym razem było w pustce coś, co sprawiło, że dreszcz przebiegł przez jego ciało.

Z początku sam nie potrafił powiedzieć, co wywołało w nim taką reakcję. Na pierwszy rzut oka wszystko wydawało się znajdować na swoim miejscu. Ciemność jednak okazała się nie być tym razem jego sprzymierzeńcem. Jedynym źródłem światła w całym tym pomieszczeniu był Księżyc, którego jasna tarcza z wolna wyłaniała się zza chmury. Przy pomocy jego delikatnej łuny był w stanie dostrzec jedynie słaby zarys mebli i przedmiotów, znajdujących się w centralnej części pokoju.

Spiął się nieco i zmrużył oczy, chcąc dokładniej uchwycić kształty, wyłaniające się z mroku. Gdy jednak doszedł do wniosku, że wciąż nie jest w stanie dostrzec wszystkiego wystarczająco wyraźnie, sięgnął do kieszeni po swoją różdżkę i wyszeptał pod nosem zaklęcie lumos. Gdy tylko jasne rażące światło wystrzeliło z jej końca, Severus skupił się na chwilę na tym, by wygasić je niego i przyciemnić.

Gdy udało mu się w końcu uzyskać oczekiwany efekt, podniósł głowę i począł dokładniej rozglądać się po pomieszczeniu. Przystanął na moment i objął swoim czujnym spojrzeniem cały pokój. To, co ujrzał dookoła siebie sprawiło, że poczuł jakby kolejna fala zimnych ciarek przeszła przez jego organizm.

Czas wydawał się zatrzymać w tym miejscu. Wszystko wyglądało tak, jakby mieszkańcy tego domu po prostu zniknęli nagle i niespodziewanie, zostawiwszy wszelkie przedmioty, których używali tak, jakby spodziewali się zaraz znów po nie sięgnąć.

Na ławie, stojącej przed kanapą, wciąż leżały półmiski z przekąskami, a obok nich wciąż otwarta była gruba księga. Jego wzrok powędrował nieco w bok i to właśnie tam ujrzał scenę, która najbardziej przykuła jego uwagę. Przy starym drewnianym biurku leżało przewrócone krzesło, a na jego blat powoli sączył się ciemnoniebieski atrament. Nieopodal niego na podłodze walała się sterta papierów, które wyglądały tak, jakby ktoś nagle w przypływie złości lub bólu zrzucił je na podłogę.

Mężczyzna zaniepokoił się tym widokiem. Dobrze znał Hermionę i wiedział, że świadomie nigdy nie pozostawiłaby po sobie takiego bałaganu. Przed oczami zaczęły przelatywać mu coraz to nowsze i straszniejsze obrazy, które poczęła podsuwać mu podświadomość.  Tym razem jednak nie oddalił ich i nie zignorował. Nie mógł nie przyznać przed sobą samym, że bałagan w tym kącie pokoju wyglądał tak, jakby rozegrała się w nim jakaś scena walki lub bardzo zacięta przepychanka.

Zesztywniał i zacieśnił ucisk, na trzymanej przez siebie, różdżce. Obrócił się w kierunku korytarza i podążył w jego kierunku. Dokładnie sprawdził każde z pomieszczeń i dopiero, gdy upewnił się, że rzeczywiście nikogo poza nim nie ma w mieszkaniu, powrócił do biurka. Nie wiedział, co powinien w takiej sytuacji zrobić. Jego serce bębniło jak oszalałe w jego piersi. Obawa o Hermionę i jej bezpieczeństwo rosła w nim z każdą chwilą i stopniowo doprowadzała go do szaleństwa.

Utkwił jeszcze raz wzrok w nieszczęsnym meblu, jakby chcąc wyczytać z niego odpowiedź na wszystkie swoje nieme pytania. On jednak był jedynie tłem zdarzeń, które mimo tego, że było świadkiem wszystkich scen, które się tu rozegrały, nie mogło podzielić się z nim żadną informację.

Przeklął pod nosem i już miał odwracać się, gdy jego wzrok przykuty został do jednego kawałka pergaminu, na którym to wyraźnie odznaczały się świeżo nakreślone słowa. Gdy schylił się, by podnieść go z ziemi dostrzegł, że obok niego wciąż spoczywało pióro, ze stalówką ociekającą od atramentu.

Severus podniósł oba przedmioty i położył je na blacie. Zanim jeszcze zbliżył końcówkę różdżki do kartki i zobaczył, zapisaną na niej wiadomość, był pewien, że znajdzie w niej jakieś wskazówki co do tego, co tak właściwie wydarzyło się w tym miejscu.

Był jednak w błędzie. Gdy tylko jasny promień światła opadł na powierzchnię pergaminu, mężczyzna zrozumiał, że było to coś zupełnie innego.

Zupełnie niespodziewanego…

Tak dalekiego od wszelkich jego przypuszczeń…

Nie mógł wręcz uwierzyć, gdy wzrok jego padł na pierwszy wyraz, zapisany na górze strony dobrze znanym mu pismem.

Severusie

Jego imię, nakreślone granatowym atramentem, wyraźnie odznaczało się na tle bladego papieru. Mimo tego, że było ono zapisane niezbyt czytelnie, nie było wątpliwości co do tego, że było to właśnie ono…

Nie było wątpliwości, że to właśnie do niego adresowany miał być jej list…

Chciwie przeleciał wzrokiem po całej pozostałej treści wiadomości, jednak ze złością i irytacją zdał sobie sprawę z tego, że większość wyrazów była albo zaplamiona albo zbyt niewyraźna, by można było odszyfrować z nich jakąkolwiek treść.

Jedynie niektóre słowa były wyraźne. Były to jednak przypadki tak rzadkie, że nie sposób było domyśleć się z nich, czego tak naprawdę dotyczyć miała ów wiadomość.

Severus jednak nie potrzebował wiedzieć niczego więcej. Sam fakt, że po tym wszystkim chciała porozumieć się z nim w jakikolwiek sposób. wystarczyła mu do tego, by zaniepokoić się i jeszcze bardziej rozbudzić swoje obawy. Wiedział, że cokolwiek skłoniło ją do tego ruchu, wiązało się z ostateczną desperacją i sprawą tak ważną, że przekraczała ona wszystkie bariery, które od miesięcy wznosiły się pomiędzy nimi.

Severus postanowił, że nie będzie zwlekać ani minuty dłużej. Schował list do kieszeni i obrócił się na pięcie. W głowie począł obmyślać plan swoich dalszych działań i tego, gdzie rozpoczną się jego poszukiwania.

Wiedział, że nie spocznie, puki nie odnajdzie jej i nie upewni się, że nic więcej jej nie zagraża.

Teraz, wciąż stojąc w progu mieszkania Hermiony, nie wiedział nawet, że żaden z tych misternie obmyślanych planów nigdy nie dojdzie do skutku. Nie zdawał sobie sprawy z tego, że odpowiedź na jego pytanie znajdowała się przez cały ten czas na wyciągnięcie jego ręki, w miejscu, które nigdy by o to nie posądził.

Nie wiedział, że nowy i w pełni czytelny list oczekuje już na niego w jego własnym domu. Nie wiedział, że przez cały ten czas cierpliwa śnieżna sowa czeka, aż wpuści ją do środka i odbierze od niej to, czego z tak wielką zawziętością poszukuje.  


czwartek, 6 maja 2021

Niewidzialne Bariery - Rozdział 21

W pokoju robiło się coraz ciemniej. Mimo tego, że od momentu opuszczenia pokoju przez pozostałe kobiety, nie minęło wiele czasu, wcześniej górujące nad miastem słońce, zdążyło już schować się za elewacjami pobliskich kamienic. Nowo nastała ciemność została szybko zastąpiona przez delikatne blask świecy, którą zapaliła, znajdująca się w sali, dziewczyna. Blask niepozornego płomienia oświetlał wystarczająco dobrze jej najbliższe otoczenie, umożliwiając tym samym kontynuowanie wykonywanego przez nią zajęcia. 

Hermiona siedziała oparta o zagłówek szpitalnego łóżka. W dłoni wciąż trzymała pióro i wpatrywała się, w leżący na jej kolanach niedokończony list. Niegdyś delikatny i gładki pergamin, teraz przypominał bardziej krwawe pole bitwy. Skreślone tu i ówdzie słowa oraz obfite rozbryzgi atramentu, wydawały się patrzyć w jej kierunku z niemym wyrzutem. Dziewczyna westchnęła i rozejrzała się dookoła siebie. Stos zgniecionych kartek, który zalegał na stoliku nieopodal świecznika, był na jej nieszczęście najlepiej oświetlonym miejscem w całym pomieszczeniu. Jego zarys był wręcz zbyt wyraźny i co rusz wywoływał w niej kolejne fale irytacji.

Nie mogła zrozumieć, jak równie prosta czynność mogła sprawić jej tyle kłopotów. Samo pisanie listu nie powinno być dla niej niczym szczególnie trudnym zwłaszcza, gdy nie zamierzała poruszać w nim jeszcze żadnych konkretnych szczegółów. Jako, że planowała poruszyć ich temat dopiero podczas ich bezpośredniej rozmowy, list ten miał być jedynie zwykłą prośbą o spotkanie.

Mimo tego, że wiedziała mniej więcej jak chce, by ta wiadomość wyglądała, wciąż nie mogła się zdecydować na to, jak powinna się w niej do niego zwrócić. Nie widzieli się ze sobą już od wielu tygodni, a po tym wszystkim nie mogła wciąż odnosić się do niego tak, jakby nic się pomiędzy nimi się nie zmieniło. Nie chciała udawać, że zdołała zapomnieć o wszystkich krzywdach, które mężczyzna jej wyrządził.

Tym razem chciała jednak pozbyć się ciężaru kłamstw i wyjawić mu całą prawdę. Pragnęła uniknąć udziału jakiegokolwiek fałszu w całym tym procesie.

Kolejna ewentualność, która zakładała, że udawać będzie całkowitą obojętność i to, że nigdy nic ich nie łączyło, również nie wchodziła w grę. Nie potrafiła nawet wyobrazić sobie tego, że mogłaby wrócić teraz do tytułowania go profesorze. Z wielu powodów wydawało jej się to bardzo niewłaściwe i wręcz obraźliwe wobec uczucia, które kiedyś ich łączyło. Odrzuciwszy obydwie wcześniejsze ewentualności, zdecydowała się na możliwie jak najbardziej neutralne rozpoczęcie.

Odetchnęła ponownie i odłożyła sfatygowany pergamin na stolik. Sięgnęła po czystą kartkę i ponownie zanurzyła pióro w niebieskim tuszu. Otarła jego nadmiar o szyjkę kałamarza, po czym zbliżyła go do papieru uważając, by nie pozostawić na nim kolejnego soczystego kleksa.

Severusie

Po nakreśleniu z niebywałą ostrożnością jego imienia, zatrzymała się na moment. Potrzebowała chwili na to, by spojrzeć na widniejący przed nią napis i zdusić w sobie emocje i niepewność, które jego widok w niej wywołał. Po chwili uspokoiła się i zebrała myśli. Zacisnęła dłoń mocniej na piórze i przeszła do pisania dalszej części listu.

Wysyłam do Ciebie tę wiadomość, ponieważ w ostatnim czasie dokonałam pewnego odkrycia. Dotyczy ono bezpośrednio również Ciebie i jako, że jest to sprawa wyjątkowej wagi, bardzo zależy mi na tym, by poinformować cię o niej osobiście. Proszę spotkaj się ze mną w przeciągu najbliższych dwóch dni. Czas jest tu bardzo ważny, więc proszę nie odpisuj na ten list, a gdy tylko będziesz mógł poświęcić mi kilka minut, odwiedź mnie w szpitalu Św. Munga. Przez większość czasu znaleźć mnie możesz w gabinecie 143 na czwartym piętrze.

Zapewniam, że nie zajmę Ci wiele czasu.

Hermiona Granger

Gdy tylko zakończyła pisanie, wzięła kartkę do ręki i przeczytała treść listu jeszcze raz. Nie mogła powiedzieć, że była zadowolona z jego końcowego efektu. Od razu dostrzegła w nim elementy, które sprawiły, że poczuła lekkie zażenowane.

Nie mogła uwierzyć, że naprawdę nazwała dowiedzenie się o ciąży ,,dokonaniem pewnego odkrycia”. Napisane przez nią końcowe zapewnienie wydało jej się aż przesiąkać desperacją i żałosnością. Również określenie jej szpitalnej celi gabinetem było sporym niedopowiedzeniem. Z jakiegoś jednak powodu próbowała celowo uniknąć pisania jakichkolwiek szczegółów, wskazujących na to, w jakim stanie się obecnie znajduje.

Miała cichą nadzieję na to, że początkowy szok związany z tym, że kieruje ona do niego jakiekolwiek słowa, odwróci jego uwagę od nieszczęsnego pergaminu i zachęci do jak najszybszego zjawienia się w szpitalu.

Liczyła również, że tajemniczy charakter całej tej wiadomości i zapewnienie o pilności sprawy skłoni go do jeszcze szybszego podjęcia decyzji. Była niemalże pewna, że nie będzie mógł zignorować jej słów i faktycznie pojawi się przed upływem dwóch dni choćby z czystej ciekawości. Chciała jednak, by jak najkrócej kazał jej czekać na swoją wizytę. Wiedziała, że od momentu wysłania listu, aż do chwili, gdy ujrzy Snape’a w progu, nie będzie w stanie zaznać ani chwili spokoju.

Jesteś hipokrytką, Granger – odezwał się cichy głosik w jej głowie.

Zdała sobie sprawę z tego, jak niesprawiedliwa jest wobec mężczyzny, oczekując od niego niemalże natychmiastowego zjawienie się przy niej po tym, jak sama przez pełny miesiąc nie potrafiła  zmusić się do wysłania mu jednego głupiego listu.

Pozostało jej jedynie wierzyć w to, że będzie on miał więcej rozsądku od niej samej.  Złożyła pergamin w pół i umieściła go w kremowej kopercie. Odłożyła go na talerzyk obok świecy wiedząc, że stamtąd niebawem zgarnie go Ginny i przekaże do wysłania.

Opadła słabo na poduszki. Poczuła ulgę i pozwoliła swoim zmęczonym plecom się zrelaksować. Zamknęła oczy i wzięła kilka głębokich wdechów. Przez chwilę myślała o tym, jak szybko wszystko odtąd miało się potoczyć. Poświęciła kilka cichych minut na to, by w swojej głowie wyobrazić sobie, jak będzie mogło wyglądać ich zbliżające się spotkanie.

Jej przebiegły umysł starał się jednak podsuwać jej zgoła inne obrazy. Po kilku nieudanych próbach odwrócenia swojej uwagi od napływających natrętnych wizji, Hermiona otworzyła oczy z irytacją.

Gdy to uczyniła, ujrzała z powrotem swój ponury szpitalny pokój. Rozejrzała się dookoła, chcąc znaleźć w nim coś, na czym mogłaby zawiesić swój wzrok. Po chwili zwróciła się w kierunku ciemnych drzwi, które prowadziły z jej pokoju na korytarz. Była już tak pochłonięta przez otaczające ją wspomnienia, że patrząc na nie, nie mogła nie dostrzec ich zaskakującego podobieństwa do innych postawnych mahoniowych wrót, przez które w akompaniamencie rozpaczy i złości wymaszerowała kilka tygodni wcześniej.

Hermiona poczuła, że wspomnienia zaczynają coraz mocniej dobijać się do bram jej świadomości. Ze złością stwierdziła, że choroba zaczęła osłabiać ją na tyle, że z trudem jest w stanie blokować im do siebie dostęp. Wiedziała, że jest kwestią czasu to, że uda im się pokonać siłę jej woli i zaczną po raz kolejny prześladować ją bolesnymi widmami przeszłości.

Wiedziała, że nie może już teraz zawrócić. Nie zależnie od tego, jaki maraton koszmarów i dawnych żali przygotowała dla niej jej zdradliwa podświadomość, musiała pozostać wierna swojemu postanowieniu.

Przygotowała się mentalnie na zbliżającą się falę, po czym opuściła wszystkie postawione bariery. Jej głowa zalana została obrazami, które przedstawiały te momenty jej krótkiej miłosnej historii, w których czuła się choć w najmniejszym stopniu smutna lub zraniona.

Na tle nic nieznaczących sprzeczek i kłótni wyraźnie odznaczało się jedno wspomnienie. Sam jego cień sprawiał, że mimowolnie ścisnęła mocniej dłonie i poczuła, jakby powiew chłodu spowolnił jej serce.

Nie był to pierwszy raz, gdy musiała przeżywać ataki podobnych koszmarów na jawie. Wiedziała, że od tego momentu wszystko potoczy się tak jak zawsze. Dalszy opór okazał się być daremny.

Gdy poczuła, że zatraca się w nawałnicy myśli, ostatni raz odetchnęła głęboko i zacisnęła powieki. W mgnieniu oka poczuła, jak feralne wspomnienie wciąga ją w swoje bezduszne sidła.

Był dwudziesty szósty grudnia 1999 roku…

W kominku w salonie żywo buzował ogień. Kolorowe ozdoby, na stojącym nieopodal niego niewielkim przystrojonym drzewku, połyskiwały w delikatnym ciepłym świetle.

W fotelu siedziała zadowolona młoda kobieta. Przypatrywała się niecodziennej dekoracji z przebiegłym uśmieszkiem wymalowanym na twarzy. Była niewątpliwie dumna z tego, że to właśnie dzięki jej subtelnym namowom, w komnatach Hogwarckiego Mistrza Eliksirów po raz pierwszy zapanowała iście świąteczna i domowa atmosfera.

Rozejrzała się dookoła i zawiesiła oczy na ciemnych drewnianych drzwiach, których ruchu oczekiwała z niecierpliwością już od kilku minut. Był drugi dzień świąt i poza jednym popołudniowym spotkaniem kadry nauczycielskiej, Severus nie miał żadnych innych zaplanowanych zajęć. Z tej okazji kobieta przygotowała dla nich coś specjalnego.

Wygrzebała z jednego z przepastnych regałów starą książkę kucharską i wybrała z niej jeden z jego ulubionych przepisów. Mimo, że nie posiadała wybitnych umiejętności kucharskich, włożyła w przyrządzanie tej nietypowej niespodzianki całe swoje serce.

Chciała, by cały ten wieczór był skupiony tylko na nim. Pragnęła w jakiś sposób podziękować mu za to, jak bardzo pomógł jej w ostatnich dniach. Wszystkie jej dzisiejsze starania miały być okazaniem wdzięczności za to, jak zachował się kilka dni wcześniej. Była mu dozgonnie wdzięczna za to, że wtedy, gdy ogarnęła ją chwila słabości i lawina bolesnych wspomnień, związanych z rocznicą śmierci jej rodziców, on był przy niej i niestrudzenie dodawał jej otuchy. Jego cicha kojąca obecność znaczyła dla niej więcej niż mogła to słowami opisać.

Obróciła się w kierunku nakrytego stołu w rogu pokoju i jeszcze raz sprawdziła, czy wszystko jest gotowe na jego nadejście. Spojrzała na zegarek i z lekkim zmieszaniem dostrzegła, że mężczyzna spóźnia się już kilkanaście minut. Było to do niego niepodobne, lecz Hermiona zdecydowała się przypisać ten chwilowy poślizg jakiejś tajemniczej i nagłej sprawie, która z pewnością nie zajmie mu dużo czasu. Chcąc czymś się zająć aż do czasu jego powrotu, podeszła do stołu i rzuciła na stygnące już potrawy kolejną porcję zaklęć podgrzewających.

Wnet usłyszała dźwięk kroków dochodzący z korytarza. Wyprostowała się i zbliżyła się do drzwi. Uśmiech mimowolnie wypełzł na jej usta, a w oczach rozjaśniły się drobne iskry podekscytowania i nerwowego oczekiwania.

Nie minęło wiele czasu, gdy do jej uszu dobiegł dźwięk otwierania magicznego zamka. Wkrótce bariery nałożone na solidne mahoniowe wrota rozpoznały swojego pana i ustąpiły, a do pomieszczenia wszedł pewnym krokiem czarnowłosy mężczyzna.

Hermiona posłała mu uśmiech na powitanie, jednak w zamian otrzymała jedynie zmęczone i lekko rozkojarzone spojrzenie, które zaledwie mignęło przed jej oczami. Nim zdążyła mu się przyjrzeć, ono już powędrowało w przeciwnym kierunku. Odwrócił się od niej i przybrał bardziej wyprostowaną i spiętą postawę. Kobieta nie przywykła była do takich powitań. Szybko podeszła do niego i położyła mu łagodnie dłoń na ramieniu.

On zesztywniał lekko, po czym odwrócił się trochę zbyt gwałtownie, a ona aż podskoczyła, nieprzygotowana na tak dynamiczny i niespodziewany ruch. Jej dłoń opadła bezwładnie wzdłuż jej ciała, a ona zamarła. Ich spojrzenia spotkały się przelotnie, a ona ponownie dojrzała ów dziwny wyraz w jego oczach. Nie miała jednak okazji dłużej się mu przyjrzeć. Snape wciąż unikał jej wzroku. Odsunął się od niej lekko i wziął jakby uspokajający wdech.

- Severusie? – Zapytała go niepewnym głosem.

Odpowiedziała jej jedynie cisza.

- Czy coś się stało? Proszę, spójrz na mnie – Dodała po chwili, nie uzyskawszy od niego żadnej odpowiedzi.

Minęła chwila, zanim mężczyzna zdecydował się na spełnienie jej prośby. Gdy jednak znów zwrócił się w jej kierunku, niepokój w jej sercu jedynie wzrósł. Znów dostrzegła w jego oczach coś dziwnego. Tym razem jednak mogła przyjrzeć się temu dokładniej. Jego oczy wydawały się mienić iskrami, które to jednak wydawały się być chłodne i całkowicie jej obce. Jego niedostępna obronna postawa i nieodgadniony wyraz twarzy spowodowały, że poczuła, iż jej serce przyspiesza, jakby napędzane trucizną, która zaczęła stopniowo wypełniać całe pomieszczenie.

Patrzyli tak na siebie przez dłuższą chwilę. Żadne z nich nie odezwało się więcej ani jednym słowem. Hermiona starała się stać jak najspokojniej i nie popędzać go. Lustrowała go swoim bacznym spojrzeniem, jakby chcąc wyłapać choć jedną wskazówkę, która doprowadziłaby ją do odgadnięcia powodu jego dziwnego zachowania.

Czas mijał, a z każdą kolejną minutą Severus wydawał się być coraz bardziej zdenerwowany. W końcu zagotowało się w nim tak, że nie mógł dłużej wytrzymać. Prędki potok słów wytoczył się z jego ust, pozbawiając równowagi ledwo trzymającą się na nogach dziewczynę.

- Nie potrafię tak dłużej żyć, Granger. To wszystko musi mieć tu swój koniec…

Kobieta popatrzyła na niego ze zdziwieniem, nie mogąc zrozumieć znaczenia jego słów. Poczuła się tak, jakby jej serce przestało bić. Nie mogła uwierzyć w to, że słowa, które właśnie usłyszała, rzeczywiście pochodziły z ust jej ukochanego. Jej świadomość starała się odrzucać od siebie wszystkie podobne myśli.  

- Jak to koniec? Nie wiem o czym mówisz, Severusie – Jej głos zadrżał lekko. Starała się jednak jak najlepiej ukryć strach, który zaczął formować się w jej sercu.

- Dobrze wiesz o czym mówię, Granger. Na pewno sama dostrzegłaś, że dla nas, dla całego tego związku, nie ma już przyszłości…

Mężczyzna miał coś jeszcze powiedzieć, jednak Hermiona nie dała mu dokończyć.

- To nie prawda, dobrze to wiesz! Kocham cię Severusie i czuję, że ty również odwzajemniasz moje uczucia. Jeśli mamy wracać do twoich dawnych obaw i tego, że jestem twoją byłą uczennicą i tego, że mogę znaleźć sobie kogoś młodszego, to nie ma sensu marnować cennego czasu. Myślałam, że zamknęliśmy ten rozdział naszego związku. Nie chcę się do niego cofać. Pragnę jedynie iść naprzód. Proszę nie strasz mnie w taki sposób…

Starała się mówić pewnie, lecz z każdym słowem w jej sercu wzrastał coraz to większy strach. Severus naprawdę nie wyglądał, jakby to co mówił miało rzeczywiście być jedynie cieniem dawnych obaw. Jego twarz była w pełni poważna. Nie potrafiła dojrzeć na niej ani śladu uczuć. Wydawał się być zdecydowany i zdeterminowany.

- Nie jestem w stanie zaprzeczyć, że był czas, w którym sam gotowy byłem uwierzyć, że nasz związek mógłby przerodzić się w coś więcej. Przemyślałem jednak wszystko i jestem pewien swojej decyzji. Nie widzę dla nas przyszłości i myślę, że najlepiej będzie, gdy skończymy to jeszcze teraz, gdy możemy jeszcze rozejść się bez niepotrzebnego szumu i szybko o wszystkim zapomnieć.

Hermiona nie mogła uwierzyć w to, co właśnie usłyszała. Wytrzeszczyła oczy w jego kierunku. Była tak zaskoczona i skonsternowana, że nie kwapiła się nawet do tego, by próbować ukryć przed nim swoje uczucia. Stała tak przed nim, a wszystkie odczuwane przez nią emocje wymalowane były wyraźnie na jej twarzy.

Przez chwilę stała tak w milczeniu. Z całej siły próbowała przypomnieć sobie choć jeden moment, w którym uraziłaby go lub postąpiła niewłaściwie w jakikolwiek sposób. Starała się znaleźć w swojej głowie choć jedno wspomnienie, które byłoby w stanie wytłumaczyć to, co właśnie się pomiędzy nimi działo. Jej poszukiwania okazały się jednak bezowocne.

Nie zależnie od tego jak bardzo starała się coś z jego wypowiedzi zrozumieć, bez choć słowa wyjaśnienia nie była w stanie zaakceptować jego decyzji.

- Nie rozumiem tego, Severusie. Aż do dziś wszystko układało się pomiędzy nami tak dobrze, jak to tylko było możliwe. Nie rozumiem czemu akurat teraz miałbyś dojść do takich konkluzji – Skierowała na niego swoje szeroko otwarte czekoladowe tęczówki.

Gdy tylko odszukała wzrokiem jego twarz, wejrzała w głębię jego czarnych oczu. Tym razem nie była jednak w stanie nic z nich odczytać. Rozpoznała, że bariery jego umysły były aż do samego końca wzniesione i skutecznie blokują dostęp do jego umysłu.

Zmarszczyła lekko brwi. Nie mogła wyzbyć się uczucia, że jest coś, co mężczyzna próbuje przed nią ukryć. Postanowiła, że nie pocznie, puki nie wyciągnie z niego informacji o prawdziwej przyczynie całego tego zamieszania.

-  Nie, Severusie. Nie wierzę ci. Widzę, że nie mówisz mi całej prawdy. Puki nie dasz mi prawdziwego powodu tego, że chcesz zakończyć nasz związek, nie odejdę – powiedziała tak spokojnie, jak tylko potrafiła w tych okolicznościach.

W pomieszczeniu znów zapanowała cisza. Po chwili Hermiona przywdziała na twarz delikatny uśmiech, który skrywał w sobie ostatnie iskry nadziei i optymizmu. Zrobiła krok w jego stronę i ujęła jego dłoń w swoją. Spojrzała w jego chłodne oczy, jakby chcąc ocieplić ich wyraz ogniem, który wciąż tlił się w jej sercu.

- Widzę, że coś cię trapi. Cokolwiek to jest wiec, że jestem tu dla ciebie i chcę ci pomóc. Proszę, nie odrzucaj mnie… Daj mi szansę. Jestem pewna, że cokolwiek się dzieje, będziemy w stanie razem sobie z tym poradzić…

Mężczyzna nie chciał jej jednak słuchać. Szybkim ruchem uwolnił swoją dłoń z jej uścisku i cofnął się. Hermiona była pewna, że dostrzegła, jak na ułamek sekundy wyraz jego twarzy zmienił się, a on posłał jej podobne do skatowanego zwierzęcia spojrzenie. Przez moment była w stanie dostrzec coś na kształt smutku połyskującego w jego dotąd niedostępnych oczach.

- Czy ty nie rozumiesz Granger, że nie mam ci już nic do zaoferowania?! - Severus wybuchnął, lecz szybko pozbierał się i odwrócił.

Dziewczyna stała jak wryta i wpatrywała się w jego spięte ramiona. Nic już nie rozumiała. Nie umiała odgadnąć czym był krzyk, który przed chwilą wyrwał się z jego ust. Nie wiedziała, czy powinna traktować go jak wyraz żalu, czy może był to jedynie wyraz poirytowania i ponaglenia jej do wyjścia.

Wróciła wspomnieniem do przebłysku smutku, który jeszcze chwilę temu gościł na jego twarzy. Nie zamierzała dać za wygraną, jednak gdy tylko mężczyzna odwrócił się, słowa zastygły jej w gardle.

Zanim choć jeden dźwięk dobiegł z jego ust, Hermiona już zdążyła zauważyć pewną zmianę w jego wyglądzie. Gdy tylko odwrócił się w jej stronę, mogła niemalże poczuć chłód jego pustego spojrzenia na sobie.

To nie był ten sam mężczyzna. To nie był ten Severus, który jeszcze kilka dni wcześniej czule zajmował się nią podczas napadów smutku i melancholii. Ten człowiek był jej obcy. Hermiona poczuła się z razu nieswojo. Mimowolnie odsunęła się parę kroków w tył.

- Chcesz wiedzieć czemu nie chcę dłużej z tobą być? Proszę bardzo, powiem ci! Chciałem ci tego oszczędzić, ale skoro sama się o  to prosisz… Jesteś nieznośna. Tak jak dawniej próbujesz zagarnąć całą uwagę swojego otoczenia na siebie… Jesteś mecząca i mimo tego, że wspólnie spędzony czas czasem był miły, nie jestem w stanie dłużej zmuszać się do wysłuchiwania twojego mądrzenia się i…

Hermiona nie chciała słyszeć ani słowa więcej. Posłała mu ostatnie pełne wyrzutu spojrzenie. Poczuła, jak łzy zaczynają napływać jej do oczu. Chciała za wszelką cenę uniknąć dalszego upokorzenia, toteż starała się jak najdłużej hamować ich bieg.

- Wystarczy! – Krzyknęła po czym odwróciła się do niego plecami.

Czuła się tak, jakby została zamknięta w klatce, która nie była w stanie pomieścić wszystkich emocji, które nagle zaczęły zalewać cały jej umysł. Nie miała pojęcia co powinna teraz zrobić. Wiedziała jednak, że za żadne skarby nie będzie potrafiła po raz kolejny spojrzeć w te zimne czarne oczy.

Nie obróciła się już więcej w jego kierunku. Czuła, że gdyby to zrobiła nie mogłaby powstrzymać się przed powiedzeniem czegoś naprawdę nieprzemyślanego. Wiedziała, że Snape gardzi niepotrzebnym melodramatyzmem, toteż nie chciała jeszcze bardziej kompromitować się w jego oczach. Próbowała zachować swoją godność i odejść z podniesioną głową, bez odwracania się i ociągania.

Bez kolejnego słowa odeszła szybkim krokiem w stronę drzwi. Otworzyła je i wyszła, zatrzaskując je za sobą. Gdy odeszła na kilkanaście kroków od jego komnat, zatrzymała się jednak.

Dotychczas odczuwana przez nią złość i duma, szybko przerodziły się w rozpacz. Przystanęła na środku szerokiego korytarza i starała się zebrać myśli. Nie mogła uwierzyć, że wszystko, co łączyło ich przez te dwa lata zakończyło się tak błyskawicznie. Jej umysł nie potrafił przyswoić tego, że tak mało było potrzeba, by zniszczyć wszystko, co budowali razem przez wiele miesięcy.   

Głosik w jej głowie, który wciąż jeszcze cicho podpowiadał jej, że wszystko może być jednym wielkim nieporozumieniem, wydawał się coraz bardziej cichnąć na tle ciągłych oskarżeń umysłu i rozpaczy serca. Dziewczyna zacisnęła pięści. Jej duma ozwała się w niej, gratulując jej odejścia bez słowa i choćby jednego ostatniego spojrzenia.

Ani Hermiona ani żadne elementy jej podświadomości nie mogły nawet podejrzewać tego, że gdyby tylko dziewczyna rzeczywiście odwróciła się w tamtym momencie, jej oczy napotkałyby widok znacznie odmienny od tego, który mogły by się spodziewać ujrzeć…

Hermiona zbudziła się ze swojej wizji tak, jakby była ona snem. Otarła oczy od pojedynczych łez, które zdołała ona wywołać. Wyprostowała się i usiadła na posłaniu. Rozejrzała się dookoła siebie i dostrzegła, że pokój spowity jest w niemalże całkowitej ciemności. Mała świeca dopalała się leniwie, ledwo muskając swoim wątłym światłem najbliższe swoje otoczenie.

Wystarczyło ono jednak na to, by dostrzegła, że wcześniej umieszczony obok niej list zniknął bez śladu. Gdy dziewczyna zmrużyła oczy, dostrzegła również postać siedzącą nieopodal łóżka na krześle.

Osoba, zauważywszy lekki ruch po drugiej stronie pokoju, wstała i podeszła do chorej. Blade światło odbiło się od jej jasnej piegowatej twarzy i pozwoliło Hermionie na rozpoznanie swojej towarzyszki.

- Nie martw się, gdy spałaś wzięłam twój list i wysłałam sowę do profesora. Spróbuj jednak o tym nie myśleć. Potrzebujesz wypoczynku. Musisz mieć siłę na jutrzejszy dzień.

Granger nic jej nie odpowiedziała, lecz ujęła jej dłoń w geście niemego podziękowania. Ginny uśmiechnęła się i odeszła z powrotem, na zajmowane przez siebie wcześniej siedzisko. Po jej słowach Hermiona spodziewała się znów poczuć strach, lecz zamiast tego ogarnęło ją jedynie uczucie wielkiej ulgi.

Była zmęczona. Tak bardzo zmęczona…