Okolica
wydawała się jeszcze ciemniejsza i bardziej wyludniona, gdy w końcu, po
zakończeniu kilkugodzinnej wizyty w pustym mieszkaniu Hermiony, Severus wyszedł
ponownie na ulicę. Czując przenikliwy chłód tej zimowej nocy i powiew mroźnego
wiatru, mężczyzna szczelniej owinął się połami swojej szaty i przyspieszył
kroku. Od wyjścia z kamienicy do najbliższego miejsca, z którego mógł
bezpiecznie teleportować się przed bramy Hogwartu, dzieliło go zaledwie kilkaset
metrów, jednak wciąż zawiewający mu prosto w oczy wiatr, skutecznie wydłużał i
uprzykrzał mu całą tę drogę.
Mimo
tego, że jego ciało uginało się pod naporem wichury, jako umysł pozostawał
nietknięty i wciąż pracował na najwyższych obrotach. Przed oczami, zamiast
otaczającego go nocnego krajobrazu, wciąż widział wnętrze domu swojej dawnej
ukochanej. W jego wyobraźni świeże wspomnienia odtwarzały się jakby w zapętleniu.
To, co ledwie chwilę wcześniej działo się jego udziałem, teraz ciągnęło się za
nim niczym cień. Mężczyzna jednak nie starał się z tym walczyć. Pozwolił, by
ciało mechanicznie prowadziło go do celu, a sam poddał się, zalewającej go fali
wspomnień.
…
Dochodziła
północ, lecz mimo późnej pory, Severus Snape wciąż nie powrócił do swoich
komnat w lochach. Od kilku godzin znajdował nieprzerwanie w jednym i tym samym
miejscu. To, co początkowo miało zająć mu jedynie chwilę, okazało się zatrzymać
go o wiele dłużej, niż mógłby się tego wcześniej spodziewać. Mimo całego czasu,
który spędził na przeszukiwaniu mieszkania Hermiony, jego starania i wysiłki
zdawały się wciąż spełzać na niczym. Kręcił się w kółko i zapętlał. Kolejne,
pozornie przełomowe odkrycia, co rusz wprowadzały go do ślepych uliczek i kawałek
po kawałku odbierały mu nadzieję na poznanie prawdy.
Czas
płynąć nieubłaganie, a z każdym kolejnym kwadransem w coraz większej ilości
okien gasły światła. Świat zapadał w sen, a wraz z nim na spoczynek udawali się
mieszkańcy pobliskich kamienic. On jednak nie mógł pozwolić sobie na odpoczynek.
Czuł, że znalazł się z potrzasku i jedynie podjęciem zdecydowanych działań, będzie
mógł odwrócić szale szczęścia na swoją korzyść.
Co jednak
mógł zrobić, gdy na jego drodze wciąż znajdowało się tyle niewiadomych i
niedopowiedzeń?
Gdzie
powinien jej szukać, nie wiedząc nawet, co tak naprawdę mogło jej się
przytrafić?
Wszystko
wydawało się iść nie po jego myśli. Po chwili uniesienia, w której to gotów był
wybiec z mieszkania i bez chwili zwłoki ruszyć jej na ratunek, zdał sobie
sprawę z tego, że nie ma bladego pojęcia, gdzie kobieta mogła się tak właściwie
znajdować. Dopiero wtedy zrozumiał w pełni to, w jak beznadziejnym położeniu
się znajdował i jak graniczące z cudem byłoby odnalezienie jej teraz pośród
ogromu całego czarodziejskiego i mugolskiego świata. Czuł się bezsilny, a jako,
że było to dla niego uczucie niemalże całkowicie obce, zupełnie nie potrafił
sobie z nim poradzić.
Chcąc dać
upust swoim emocjom, zrzucił z siebie płaszcz i począł jeszcze żywiej i
energiczniej krążyć po feralnym pomieszczeniu. Zaczął po raz kolejny wracać
myślami do tego, co zdarzyło się przez ostatnie kilka godzin. Przywołał na
pamięć wszystkie obrazy i informacje, które udało mu się zdobyć i ze wszystkich
sił starał się zebrać je i połączyć w jedną spójną całość. To zadanie okazało
się jednak niemalże niemożliwe do wykonania.
Wszystkie
poszlaki, które odkrył w mieszkaniu Hermiony, zdawały się zaprzeczać sobie
nawzajem. Początkowo odkryte poprzewracane meble, wylany atrament i ślady
przepychanki, kazały mu wyjść z założenia, że musiało to być porwanie lub inna
forma umyślnego ataku. Ten scenariusz wydał mu się jednak całkowicie
bezsensowny w obliczu informacji, które udało mu się później zdobyć.
Jako, że
mężczyzna zdawał sobie sprawę z tego, iż to co oczywiste i łatwo dostrzegalne,
często może odwracać jedynie uwagę człowieka od prawdy i głębiej ukrytych
faktów, kierując się przezornością, nie przywiązywał się zbytnio do żadnej z rozważanych
przez siebie możliwości. Mimo tego, że na pierwszy rzut oka scena, jaką zastał
w mieszkaniu, nie pozostawiała wielkiego pola do interpretacji, nie
powstrzymało go to przed rozważeniem również tych mniej prawdopodobnych
ewentualności. Podsuwane mu przez podświadomość wątpliwości i wrodzona
ciekawość, skłoniły go do ponownego, jeszcze dokładniejszego przyjrzenia się całej
tej sytuacji.
Nie
zawiódł się i później w duchu gratulował sobie podjęcia tej decyzji.
Gdy tylko
porzucił wszystkie wcześniejsze przypuszczenia i pozwolił swojemu umysłowi na swobodne
zapoznanie się z otoczeniem, do głowy zaczęły napływać mu nowe pomysły i
sugestie. Tym razem podszedł do ów poszukiwań z nową determinację i siłą woli.
Włożył w nie całą swoją energię i serce. Zaangażował przy tym również swoją
magiczną moc i przebadał otoczenie od zupełnie innej strony. Przy pomocy magii przedostał
się do barier ochronnym, rozciągających się nad całym tym miejscem i przeanalizował,
zawarte w nich dane. Zdobyte w ten sposób informacje, rozjaśniły nieco mroki
jego niewiedzy.
To, co
tam zobaczył, potwierdziło jego wątpliwości i udowodniło, że nie warto ulegać
pozorom i przyjmować za pewnik tego, co podstawiane jest nam prosto pod nos. Mimo
tego, co mógłby sugerować bałagan przy biurku i porozwalane na podłodze
przedmioty, nie mogło być tu mowy o tym, by w obrębie tego miejsca, użyta
została przeciwko komukolwiek przemoc. W delikatnej aurze barier nie widniał
ani jeden ślad zaklęć pojedynkowych lub obronnych, które musiałyby pojawić się
w razie zajścia podobnej sytuacji.
Istniało
oczywiście ryzyko tego, że agresor mógłby próbować posługiwania się mugolskimi
narzędziami, lecz Severus wiedział, że Hermiona była potężną czarownicą i nawet
we śnie nie dałaby się podejść byle mugolowi. W jego oczach fakt ten
wystarczył, by mógł on całkowicie wyeliminować z grona podejrzanych możliwość podobnego
ataku. Pozwoliło mu to nieco się uspokoić i odetchnąć. Świadomość ta dała mu
nadzieję na to, że wszystko to wciąż mogło okazać się jedynie zwykłym nieporozumieniem,
a ona cały czas jest gdzieś tam w świecie i wcale nie znajduje się w
niebezpieczeństwie.
Jego pragmatyczny
umysł nie pozwolił jednak jego sercu na zbytnie przywiązywanie się do tej
myśli. Znaleziony przez niego obok biurka list, wyraźnie adresowany był do niego
i nosił na sobie oznaki pośpiechu i niezmiernej determinacji. Severus był
pewien, że tak widoczna w nim desperacja nie mogła wziąć się znikąd. Tak myśląc,
porzucił ów daremne nadzieje i powrócił do swojego wcześniejszego zadania.
Sama wiadomość
o tym, że w sytuacje Hermiony niezaangażowane były najprawdopodobniej osoby
trzecie, była niewątpliwie przełomowa, ale na jego nieszczęście była również
jedną z ostatnich, które udało mu się natenczas zdobyć. Gdy scenariusz porwania
został przez niego wykluczony i przyszło do szukania innego, bardziej
prawdopodobnego wytłumaczenia dla całego tego zamieszania, poszlaki i fakty
zaczęły jakby rozmywać się i samoistnie zanikać. Gdy ta, jakkolwiek
niepożądana, podstawa runęła, pozostałe fakty i wskazówki straciły pole, na
którym mogłyby utworzyć ze sobą coś na kształt spójnej całości.
W tym
momencie zakończyły się jego chwilowe powodzenia i sukcesy. W obliczu ilości
sprzecznych sygnałów i niewiadomych prawda, która wcześniej wydawała się być
oddalona od niego na odległość wyciągniętej dłoni, poczęła oddalać się i stopniowo
znikać w mroku. Na próżno próbował ją pochwycić. Im bardziej się starał i
denerwował, tym większa przepaść zaczynała blokować mu do niej drogę.
Czas
mijał, a wcześniej obiecujące poprawę minuty, zaczęły dłużyć się i zamieniać w
puste, nic nieznaczące kwadranse. Ta bezsilność zaczęła męczyć go i drażnić. Z
rosnącym poirytowaniem patrzył, jak jego wysiłki przynoszą jedynie
rozczarowanie i zawód. Począł jeszcze mocniej zastanawiać się nad tym, co mógł przeoczyć
i czego zapomniał uwzględnić podczas swoich poszukiwać. Na myśl przyszła mu
jedna ostatnia rzecz.
Po
usłyszeniu słów, które wypowiedziała w tym momencie jego podświadomość, Severus
poczuł, jak dreszcz przeszedł z wolna po jego ciele.
Źródłem
obawy, która wywołała ten podświadomy odruch, była myśl, która zamigotała lekko
w jego umyśle. W tym momencie przypomniał sobie bowiem o tym, że istniały w
czarodziejskim świecie sposoby na to, by jeszcze dogłębniej wczuć się w otaczającą
go przestrzeń. Była to bardzo stara i skrzętnie strzeżona sztuka, która znana
była jedynie nielicznym miłośnikom niekonwencjonalnych odmian magii. Technika
ta pozwalała czarodziejowi na przyjęcie na siebie na moment fragmentu magii,
która znajdowała się w otaczającej go przestrzeni.
Szczególnie
jedna z odmian tego magicznego rytuału mogła okazać się pomocna w jego niestandardowej
sytuacji. Wiązała się ona jednak z ryzykiem, na którego poniesienie nie
zdecydowałby się każdy czarodziej. To, co czyniło ją tak trudną i wzbudzało nawet
w samym Mistrzu Eliksirów obawę to skutki, które w niesprzyjających
okolicznościach mogła ona za sobą nieść. Severus był jednak zdeterminowany. Nie
zamierzał cofać się przed niczym. Nie zważając na niebezpieczeństwa i
konsekwencje, zabrał się do działania.
Kilka
minut poświęcił na poczynienie niezbędnych przygotowań. Rozluźnił się i
pozwolił, by całe napięcie uleciało z jego ciała. W obliczu tego, jak wiele
zależeć mogło od powodzenia tej misji, wyciszenie się i załagodzenie nerwów nie
było zadaniem prostym. Zdobyte, podczas prowadzenia życia podwójnego szpiega,
doświadczenie, pomogło mu jednak w wykonaniu tego zadania i już niebawem gotowy
był do wkroczenia w ów groźny i nieprzyjazny świat, ukryty głęboko pomiędzy
magicznymi barierami.
Tak jak
robił to wcześniej, wniknął swoją magią do wnętrza osłony i dotarł do miejsca, w
którym wcześniej zapoznać się mógł z wykazem zaklęć, które rzucone zostały w ich
granicach. Tu jednak nie zakończyła się jego wędrówka. Skupił się jeszcze
bardziej i wniknął na kolejny, głębszy i bardziej mroczny poziom osłon.
Tym razem
zamiast mgły, która łagodnie przepływała dookoła niego i mieszała się z lekkimi
promieniami jego magii, w koło zapanowała ciemność. Severus zamknął oczy i
odetchnął głęboko. Wiedział, że na próżno starałby się uchwycić jakiekolwiek
sygnały za pomocą wzroku. Na tym poziomie do bariery nie dochodziły już ani
bodźce świetlne ani dźwiękowe. Przestrzeń ta zawierała w sobie ślady czegoś
znacznie bardziej ulotnego i nieuchwytnego.
Z tego
właśnie powodu miejsce to było tak szczególne i z reguły omijane szerokim
łukiem przez bardziej ostrożnych i unikających kłopotów czarodziejów. Nie każdy
był w stanie podjąć ryzyko spotkania się z tym, co tkwiło w tych magicznych
głębiach. Nigdy nie wiadomo było bowiem, co mogło się w nich skrywać i co
napotkać może nieostrożny i nieprzygotowany odwiedzający. Poziom ów zawierał w
sobie skondensowaną aurę danego miejsca, a wkraczającemu tam intruzowi,
oferował cielesną porcję uczuć, którymi napełnione było w danej chwili ów
miejsce.
Mężczyzna
do ostatniej chwili nie wiedział, z czym przyjdzie zmierzyć się jemu. Mógł
zarówno zostać powitany przez błogie uczucie radości i zadowolenia, jak i
znaleźć się w objęciach bólu nienawiści i złości. Wnioskując po tym, z jakiego
tak właściwie powodu znalazł się właśnie w tym miejscu, opcja pierwsza wydała
mu się mu być tą nieco mniej prawdopodobną.
I tym
razem jego przepuszczenia sprawdziły się. Już po chwili przepełniło go uczucie
obezwładniającego smutku i żalu. Chłodny podmuch przeniknął jego organizm i
sprawił, że dreszcz po raz kolejny przebiegł przez jego ciało. Po smutku
przyszedł ból. Początkowo był on czysto psychiczny, lecz po upływie kilku
sekund przerodził się on w coś bardziej namacalnego i fizycznego. Severus
poczuł się tak, jakby pierwszy raz od lat, znalazł się znów pod działaniem zaklęcia
cruciatusa. Sam ten ból był o wiele słabszy niż ten, którego doświadczał
człowiek podczas kontaktu z owym zaklęciem, było w nim jednak coś takiego, co
sprawiało, że niewątpliwie potrafiłoby ono doprowadzić czarodzieja do
szaleństwa jeszcze szybciej niż kontakt z którymkolwiek z zaklęć
niewybaczalnych.
To, co
odróżniało to dziwne uczucie i nadawało mu ową nadludzką siłę, było sposobem, w
jaki ból był przez osobę odczuwany. Było w nim coś takiego, czego na samym
początku Severus nie był w stanie zrozumieć.
Czuł ból.
Czuł go w każdej komórce swojego ciała. Pewien był jednak tego, że gdyby było
to jedynie zaklęcia cruciatusa, nie wywołałoby ono u niego równie silnej
reakcji. Zaczął zastanawiać się nad powodem całego tego złudzenia. Skupił się
na tym odczuciu i począł badać je dokładnie.
Było w nim
coś obcego. Severus czuł się tak, jakby ból ten nie pochodzi z wnętrza jego
ciała. Czuł, że jest on jedynie wspomnieniem i iluzją… Odnosił wrażenie, że
jest ono takie, jakby odczuwał je ktoś inny… jakby był to ból kogoś zupełnie
innego… ból, który jego samego nie dotyczy…
Wtedy
pewna myśl dotarła do jego głowy.
Hermiona…
– Dźwięk
jej imienia począł rozbrzmiewać w jego umyśle.
Właśnie w
tym momencie mężczyzna zrozumiał, czego tak naprawdę właśnie doświadcza. To jej
bólem wypełniona była cała aura tego miejsca. To ona była źródłem wszystkich
emocji, które zgromadzone zostały w tej przestrzeni. To właśnie z tego powodu
całe to doświadczenie było dla niego tak bolesne. O ile swój własny ból byłby w
stanie jeszcze zdzierżyć, to nie mógł wytrzymać nawet minuty wiedząc, że tak
bliska mu osoba cierpi, a on nie jest w stanie nic z tym zrobić.
Gdy
poczuł, jak pojedyncza łza zaczyna formować się w kąciku jego oka, zdecydował,
że zobaczył i odczuł już wystarczająco dużo. Szybko zebrał się w sobie i skupił
swoją magię wokół siebie. Otrząsnął się i jeszcze szybciej niż w nim pojawił,
opuścił ów nieszczęsne miejsce i opadł na fotel.
Po
powrocie do rzeczywistości, wziął kilka uspokajających wdechów i powoli
otworzył oczy. Otarł pot z czoła i wstał powoli. Myśli huczały w jego głowie, a
on starał się za wszelką cenę pozbierać je i podjąć decyzję na temat tego, co
powinien zrobić teraz.
…
Gdy
dobrze mu znana ciemna uliczka, zamajaczyła przed jego oczami, Severus otrząsnął
się z natłoku myśli i odgonił od siebie resztki wspomnienia, które i tak
zmierzało już do końca. Oczyścił swój umysł i skupił się na zadaniu, które już
za moment miał wykonać. Wkroczył pewnie w ciemny zakamarek i uważnie rozejrzał
się dookoła siebie. Gdy upewnił się, że teren rzeczywiście jest czysty, wziął
głęboki oddech, po czym w akompaniamencie przyciszonego pyknięcia, deportował
się i zniknął.
Już po chwili
pojawił się tuż za granicami magicznych osłon Hogwartu. Swoje następne kroki
skierował w stronę zamku, którego światła majaczyły łagodnie w oddali. Tempo, w
jakim poruszał się po błoniach, było znacznie szybsze od tego, które zwykł
obierać zazwyczaj. On jednak śpieszył się i pragnął jak najszybciej znaleźć się
w swoich komnatach. Nie były one co prawda jego ostatecznym celem, wiedział
jednak, że im szybciej poczyni w nich wszystkie niezbędne przygotowania, tym
szybciej będzie mógł wyruszyć w dalszą drogę.
W jego
głowie uformowany został plan i to zgodnie z nim mężczyzna zamierzał od tej
chwili postępować. Uznał, że najrozsądniej będzie, jeśli rozpocznie swoje
dalsze poszukiwania od szpitala Św. Munga. Było to zarazem miejsce jej pracy,
jak i placówka, do której mogła się ona udać po pomoc. Był pewien, że jeśli
kobieta miała jakieś fizyczne obrażenia i cierpiała z ich powodu, mogło być to miejsce,
do którego mogła w pierwszej kolejności się udać. Miał nadzieję, że uda mu się znaleźć
ją tam i doprowadzić swoją misję do końca.
Chciał
ujrzeć ją jeszcze jeden choćby ostatni raz. Pragnął upewnić się, że jest ona
bezpieczna i nic więcej jej nie grozi. Wiedział, że jeśli mu się to uda, będzie
mógł odzyskać dawny spokój i siłę do tego, by usunąć się z powrotem w swój cień
i wieść kolejne lata swojego samotnego życia.
Jeśli
jednak to rozwiązanie zawiodłoby, Severus planował postawić na nogi również
przyjaciół kobiety. Wiedział, że obecnie mogli oni mieć większe pojęcie o tym,
co działo się w jej życiu i co mogło być powodem jej nagłego zniknięcia. Jakkolwiek
niepociągająca była dla niego perspektywa tłumaczenie się całej hordzie
gryfonów ze swojego nietypowego zainteresowania osobą Granger, zamierzał zagryźć
zęby i zrobić wszystko, by nie zejść z obranej przez siebie ścieżki.
Gdy w
końcu udało mu się dotrzeć do swoich komnat, nawet nie zdejmując płaszcza i
butów, udał się od razu do swojej pracowni. Po drodze omiótł jedynie pobieżnie
wzrokiem przedpokój oraz salon. Kącikiem oka dostrzegł, że za magicznym oknem
czekała na niego śnieżna sowa z kawałkiem zwiniętego pergaminu, przywiązanego
do nóżki. Odnotował sobie ten fakt w tyle swojego umysłu, jednak zadanie
odebrania od niej poczty, nie wylądowało na priorytetowej liście rzeczy do
wykonania. Wiedział, że ma obecnie na głowie znacznie ważniejsze problemy i nie
chciał pozwolić sobie na rozproszenie się nawet przez moment.
Szybkim
krokiem przeszedł przez pomieszczenie i udał się w kierunku korytarza, na
którego końcu znajdowały się drzwi do jego laboratorium. Po drodze, gdy mijał
drzwi do swojej sypialni, posłał im jedynie tęskne zmęczone spojrzenie i
odszedł dalej głąb holu.
Po
wkroczeniu do pracowni, jednym ruchem dłoni zapalił kilka świec i zabrał się do
pracy. Zgarnął z półek kilka eliksirów, które chciał mieć pod ręką w razie,
gdyby Hermiona wymagała udzielenia jej pomocy. Wybrane fiolki umieścił
ostrożnie w skórzanym pojemniku, po czym schował go do kieszeni, ukrytej w
połach jego przepastnej czarnej szaty. Sięgnął do jednej z szuflad i wyjął z
niej fiolkę, z niezbyt apetycznie wyglądającym eliksirem w środku. Zdjął z niego
zawleczkę i wypił połowę zawartości naczynia. Gdy tylko jego kubki smakowe
weszły w kontakt z ową leistą cieczą, mężczyzna skrzywił się nieco. Było to co
prawda rozwiązanie jedynie chwilowe, jednak miało mu ono rekompensować brak snu
i dodawać siły przez następne kilka godzin.
Gdy
wszystko gotowe już było do dalszej drogi, Severus opuścił pomieszczenie i udał
się w kierunku wyjścia. Coś jednak kazało mu się zatrzymać. Gdy obrócił się z
powrotem w stronę salonu, dostrzegł po raz kolejny sowę, która cierpliwie
czekała na niego za oknem. Mężczyzna nie miał serca zostawiać jej w taką pogodę
na mrozie. Sam nie był pewien, kiedy uda mu się wrócić do domu i nie chciał
narażać biednego stworzenia na zamarznięcie na mrozie.
Podszedł
do okna i otworzył je lekko. Sowa wleciała do środka i usadowiła się na jednym
ze świeczników, stojących na stoliku. Severus odwiązał od jej nóżki zawiniątko i
odłożył je, nawet do niego nie zajrzawszy. Zaoferował jej smakołyk, podszedł do
okna i otworzył je, by sowa mogła swobodnie wylecieć z powrotem do swojego
domu.
Ona
jednak nie ruszyła się z miejsca. Wpatrywała się w niego swoimi bystrymi
płomiennymi oczami i rzucała mu jakby wyzywające spojrzenia. Severus
zdenerwował się nieco, chciał bowiem jak najszybciej wyjść z lochów i nie
przypuszczał, by mógł spotkać się z podobnym oporem ze strony zwykłego ptasiego
posłańca. Podniósł świecznik i udał się z nim tuż pod samo okno. Sowa poderwała
się jednak do góry i przeleciała z powrotem w głąb pomieszczenia. Usadowiła się
wysoko na regale, zastrzegła małymi uszami i przekręciła nieco głowę. Severus
wziął głębszy wdech, chcąc uspokoić się i zebrać ostatki swojej cierpliwości.
Wszystkie
jego dalsze wysiłki również zakończyły się fiaskiem. Uparty ptak nie dał się
przekupić smakołykami i skutecznie unikał podstępnych pułapek Severusa. W końcu
mężczyzna nie wytrzymał. Rzucił sowie ostatnie niechętne spojrzenie i odezwał
się.
- Nie
wiem co próbujesz osiągnąć ty głupi ptaku. Nie mam czasu użerać się z twoimi wygłupami.
Jeśli chcesz, proszę bardzo siedź tu. Okno zostawiam ci otwarte, jeśli znudzi
ci się ta zabawa, tam nasz wyjście – To mówiąc odwrócił się na pięcie i
odmaszerował w kierunku drzwi.
Sowa
jednak wydawała się nieusatysfakcjonowana takim przebiegiem sytuacji. Zatrzepotała
skrzydłami i poszybowała w jego stronę. Nim Snape zdołał dotrzeć do wyjścia
śnieżnobiała bestia dopadła go i poczęła dziobać go zaciekle. Tego mężczyzna
się nie spodziewać. Po chwilowym szoku, jakiego w tym momencie doznał, odpędził
od siebie ptaka i popatrzył na niego pytająco.
- Czego
chcesz, ty mała bestio? – Zapytał w końcu.
Sowa
wydawała się zrozumieć znaczenie jego słów. Obruszyła się nieco i przestała go
atakować. Podleciała na skraj stolika i za pomocą kilku małych skoków dostała się
aż do kawałka zwiniętego pergaminu, który leżał wciąż nieotwarty na stole. Severus
westchnął i mruknął pod nosem.
- Magiczne
przesyłki z potwierdzeniem odbioru…
Coś na
kształt chytrego uśmieszku uformowało się na obliczu zwierzęcia. Snape rzucił
jej niechętne spojrzenie i ugiął się jej namowom. Rozerwał pieczęć i zaczął
pospiesznie czytać jego zawartość.
Po chwili
jednak zwolnił. Gdy prawdziwa treść wiadomości zaczęła do niego docierać, mężczyzna
poczuł, jak jego serce przyspiesza. Szukając oparcia, oparł się o blat, a już
po chwili opadł ciężko na pobliski fotel.
Ten widok
wystarczył śnieżnej sowie za dowód wykonania, powierzonego jej zadania. Zatrzepotała
tryumfalnie skrzydłami, po czym wzbiła się w górę i zatoczyła koło po pokoju.
Już po chwili wyleciała z pomieszczenia, wykorzystując to, że magiczne okno
pozostawało wciąż niedomknięte. Gdy już znalazła się poza murami zamku, rozpostarła
szeroko skrzydła i poszybowała dalej w mrok. Już po chwili jej białe
zabarwienie zniknęło.
Mężczyzna
pozostał w pokoju sam.