Jak każdego poranka w tym tygodniu, obudziło ją
bolesne kłucie w podbrzuszu i uczucie, że niebawem rozpocznie się kolejny nieprzyjemny
poranny incydent. Pośpiesznie odgarnęła ze swoich nóg kołdrę, co spowodowało że
kilka książek z łoskotem spadło na ziemię. Założyła ciepłe kapcie i pobiegła do
łazienki, o mało nie potykając się o kolejny stos książek.
Minęły prawie dwa tygodnie od kiedy rozpoczęła
samozwańcze poszukiwania wyjaśnień dla swoich napadów bólu. Był to dla niej
bardzo ciężki czas. Mimo swojego ciągle pogarszającego się stanu, musiała wciąż
uczęszczać na dyżury do szpitala. Nie otrzymała żadnego urlopu zdrowotnego. Ze
względu na brak diagnozy, nie mogła się o nie ubiegać. Oficjalnie uważano ją za
osobę całkowicie zdrową, jednak to stwierdzenie było niestety dalekie od
prawdy. W pracy Ginny starała się jej pomagać jak tylko mogła, lecz sama miała
wielu pacjentów i nie dawała rady wyręczać Granger we wszystkim.
Życie toczyło się dalej, a ona wiedziała, że świat
nie dostosuje się to niej. To ona musiała dopasować się do jego galopującego
tempa. Każdego dnia rano wstawała i jakby nigdy nic pojawiała się w pracy.
Potem po ośmiu ciężkich godzinach, Hermiona wracała do domu i zagłębiała się w
kolejnych grubych księgach. Wypożyczyła z ministerialnej biblioteki chyba
wszystkie możliwe materiały, dotyczące magicznych ciąż i chorób z nimi
związanych. Powtarzały się w nich stale te same pozycje, jednak żadne z
przypisywanych im symptomów nie przypominały tych, których doświadczała ona
sama.
Z każdym przeczytanym tomem, po trochu traciła
wiarę w to, że kiedykolwiek zdoła odgadnąć powód swoich zmagań. Czasami, gdy po
kilku godzinach bezowocnego wertowania stronic, kładła się zrezygnowana na
sofie, w jej głowie pojawiało się pytania, czy może to ona sama wymyśliła swoje
dolegliwości. Nigdy nie miała skłonności hipochondrycznych, jednak skoro nikt
nigdy nie opisał niczego podobnego, czy możliwym było to, że doskwierało jej
coś, co nie zostało jeszcze odkryte przez żadnego naukowca lub medyka. Czy było
możliwym, że jej choroba jest tak rzadka, że uznano ją nawet za niewartą opisania
i nazwania.
Martwiła się. To co czuła nie przypominało niczego,
z czym kiedykolwiek się spotkała. Nie był to zwyczajny ból brzucha.
Towarzyszyło mu uczucie wyjątkowo trudne do opisania. Jakby jakaś dziwna siła,
czysta moc gromadziła się tam stale i balansowała na cienkiej linii między
stabilnością, a wybuchem. Było to coś niewątpliwie związanego z magią. Na
wszelki wypadek zajrzała oczywiście również do mugolskich źródeł, jednak szybko
uznała, że nie tędy droga. Było to zdecydowanie zbyt osobliwe, by być zwykłą
niemagiczną chorobą.
Przejrzała wszystkie dostępne w ministerstwie
księgi. Podczas czytania ich natknęła się na odniesienia do kilku tekstów, z
którymi nigdy wcześniej się nie spotkała. Były one najwidoczniej dosyć rzadkie
lub zostały zniszczone. Hermiona jednak nie lubiła porażek. Postanowiła, że
zdobędzie je nawet, jeśli oznaczało by to wyciąganie ich z najdalszych
piekielnych czeluści. Były one dla niej jedyna nadzieją, której trzymała się
niczym tonący brzytwy.
Jej choroba nie była jednak jej jedynym
zmartwieniem. Była niewątpliwie najgroźniejszym i najbardziej naglącym
problemem, jednak na pewno nie jedynym. Fakt posiadania jednej tajemniczej i
niezmiernie bolesnej przypadłości, nie zwalniał jej od męczenia się ze
standardowymi ciążowymi nieprzyjemnościami. Ciągnęły się one za nią niczym
nigdy nie kończący się łańcuch i uprzykrzały niemalże każdy moment dnia.
Na dzień dobry, od razu po przebudzeniu, lądowa nad
sedesem i przez kilkanaście minut męczyła się z porannymi nudnościami. Później
dochodziło ogólne przemęczenie i problemy z koncentracją. Następne były nieuzasadnione
wahania nastrojów, które miotały nią między różnymi skrajnymi emocjami. Gdy
przychodziła pora na posiłek, prześladowała ją natrętna myśl o tym, że jeśli
zaraz nie dostanie jakiejś absurdalnej i niezbyt jadalnej kombinacji przekąsek,
to nie wytrzyma i wybuchnie.
Dzisiejszy dzień nie był tu wyjątkiem. Wizytę w
toalecie miała już na szczęście za sobą, a wszystko wydawało się iść zgodnie z
jej typowym ciążowym rytuałem. Oznaczało to, że nie zapowiadał się on zbyt
dobrze, jednak również nie jakoś wyjątkowo źle. Jedynym pocieszeniem dla
Hermiony w obecnym momencie było to, że nie miała dziś dyżuru i nie musiała
stawiać się na oddziale. Jakkolwiek kusząca była perspektywa spędzenia dnia na
bezczynnym wylegiwaniu się, postanowiła nie ulegać pokusie i nie marnować
całego dnia w łóżku.
Miała świadomość tego, że rozwiązanie nie znajdzie
się samo. Uzdrowiciele z Św. Munga zawiedli. Została sama, ale nie chciała się
poddać. Wciąż tliła się w niej nadzieja, że gdzieś tam między regałami znajdzie
odpowiedź.
Ubrała się w luźną sukienkę, która sprawnie
zamaskowała większość z dodatkowych krągłości, których niedawno nabrała. Zbliżała
się powoli do trzeciego miesiąca i zdawała sobie sprawę z tego, że nie długo
zdoła ukrywać prawdę. Narzuciła na siebie ciepły płaszcz i otoczyła się szalem.
Zgarnęła z komody małą zgiętą kartkę papieru i schowała ją do kieszeni.
Podeszła do kominka i nabrała garść proszku Fiu.
Wrzuciła go pod siebie i zniknęła z salonu w blasku zielonych płomieni. Po
drugiej stronie znalazła się w hallu głównym ministerstwa. Skierowała swoje
kroki do, znajdującej się na drugim piętrze, biblioteki. To tam mieściło się największe
archiwum magicznych tekstów. Można tam było znaleźć większość dzieł począwszy
na tych, pochodzących z czasów starożytnych, aż po te wydane bardzo niedawno.
Dziś nie zamierzała jednak przeszukiwać po raz
kolejny, obecnych tu regałów, miała tym razem inną misję. Liczyła na to, że
tutejsza bibliotekarka będzie miała informacje odnośnie tego, gdzie najbliżej
może znajdować się kopia dwóch starych ksiąg, o których tyle myślała ostatnimi
czasy.
Gdy przechodziła przez zatłoczone korytarze
ministerstwa, po raz pierwszy od dawna była zadowolona ze swojej sławy. Wszyscy
urzędnicy schodzili jej z drogi. Co niektórzy posyłali nawet w jej kierunku
zaciekawione spojrzenia i uśmiechy. Była rada z tego, że zawsze znalazł by się
ktoś, kto byłby przeszczęśliwy na myśl o tym, że może pomóc sławnej bohaterce
wojennej. Miała przynajmniej pewność, że wydobędzie od nich wiarygodne
informację i kolejne wskazówki do rozwiązania swojej zagadki.
Nie zamierzała oczywiście powiadamiać nikogo o
powodzie, dla którego tak desperacko wypytuje o te, dziwnie brzmiące,
publikacje. Miała doskonałą wymówkę w postaci swojej pozycji jako magomedyk.
Przy każdej wizycie w tym miejscu, tłumaczyła się posiadaniem wyjątkowo trudnej
pacjentki, o której jednak, ze względu na podpisaną przez siebie uzdrowicielską
klauzulę, nie mogła nikomu opowiadać.
Po wejściu do biblioteki podeszła do lady i
przywitała się z dobrze już sobie znaną starszą kobietą. Pani Ashton uwielbiała
Hermionę, zawsze rozpływała się nad faktem, że każdą wypożyczoną książkę, oddaje
w nienaruszonym stanie. Miała również tak, jak reszta jej rodziny, wielki dług
wdzięczności wobec młodej uzdrowicielki. To właśnie dzięki jej staraniom i
autorskiemu przeciwzaklęciu, jej ukochana wnuczka Genie jest dziś cała i
zdrowa.
Kobiety zamieniły ze sobą kilka słów. Granger
wypytała ją o stan swojej dawnej podopiecznej. Z ulgą przyjęła wiadomość o tym,
że mała ma się świetnie i niemalże całkowicie zapomniała o tym, co spotkało ją
podczas wojny. W końcu przerwała ich pogawędkę i podała staruszce zgięty
kawałek papieru.
- Szukam tych konkretnych tomów encyklopedii
Benedicty Bagshot – Powiedziała spokojnie i wskazała palcem na, leżący na
blacie świstek.
- Hmm mamy tu wszystkie dzieła Bathildy Bagshot,
jednak tylko nieliczne prace jej matki. Nie była aż tak rozpoznawalna i nie ma
wielu kopii jej książek, ale zobaczę co ta się zrobić kochanieńka –
Odpowiedziała staruszka i podeszła do kartoteki.
Gdy otworzyła świstek, przeczytała tytuł i zaczęła
wertować papierowe foldery za pomocą magii.
- Accio kartoteka Benedicty Bagshot – Wymamrotała
kobieta, po czym złapała w dłoń, lecącą ku niej teczkę.
Otworzyła ją po czym przejrzała całą jej zawartość.
W końcu po dłuższej chwili wydobyła kawałek pergaminu, na którym widniał tytuł.
Quod magicae nativitatis* – dziedziczne
klątwy i cierpienia
- Nie ma ich tutaj panienko. Wszystkie kopie
zostały najprawdopodobniej zniszczone. Z tego co pamiętam, to te publikacje
były bardzo tępione podczas Pierwszej Wojny Czarodziejów. Grindelwald podobno
obawiał się tego, że pewna rzecz tam zapisana może zagrozić jego potędze –
Zaczęła odpowiadać staruszka.
Hermiona uznała jej słowa za dość dziwne, wziąwszy
pod uwagę to, że wciąż była tu mowa o encyklopedii chorób czarownic w ciąży.
Nie wydawało jej się, że ten stary wariat miałby jakikolwiek interes w
walczeniu z poradnikami dla ciężarnych. Starsza kobieta na pewno musiała
pomylić je z jakąś encyklopedią magicznej broni lub czymś podobnym. Zdecydowała
się przerwać wypowiedź swojej rozmówczyni.
- Czy aby na pewno nie uchował się nigdzie ani
jeden egzemplarz? Bardzo potrzebuję tych ksiąg.
- Autorka pośmiertnie przekazała oryginały
wszystkich swoich publikacji do zbiorów Hogwardzkiej biblioteki. Jeśli
gdziekolwiek są one jeszcze dostępne, to właśnie tam. Zapewne przechowywane są
pod silnymi zaklęciami, powstrzymującymi niszczenie. Nie wiem, czy łatwo będzie
pani je zdobyć.
Hermiona bardzo zmartwiła się na tę wiadomość.
Nieco zakłopotana i zmieszana podziękowała pani Ashton i skierowała się z
powrotem do hallu głównego.
Hogwart
W jej głowie słowo to odbijało się jak echo.
Czym są piekielne czeluści w porównaniu z Hogwartem
– Pomyślała z goryczą.
Nagle wszystkie góry, które gotowa była
przeskoczyć, by tylko zdobyć pożądany skarb, wydały się zmaleć do rozmiaru
drobnych pagórków. Nowa przeszkoda górowała nad nimi niczym wielki szklany mur.
Hogwart - miejsce tak bliskie jej sercu, a zarazem
tak oddalone, zupełnie poza zasięgiem jej dłoni. Całe szczęście, którego tam
doświadczyła, wydawało się nie być już jej własnością. Bardzo bała się wizyty w
tym miejscu. W codziennym życiu, przebywając w swoim mieszkaniu, szpitalu lub
ministerstwie, nie była zagrożona tym, że może natknąć się na niego.
Tutaj czuła się tak, jak na swoim terenie. Tu było jej życie i to ona dyktowała
tu swoje zasady, była tu gospodarzem.
W Hogwarcie jednak nie miała tej uspokajającej
świadomości.
Mury zamku były jego świątynią. To on
był ich mieszkańcem. Czuła, że teraz po przejściu przez bramę szkoły, będzie
się czuła jak intruz. On nigdy nie naruszył jej przestrzeni. Ani razu od pięciu
tygodni nie pojawił się w żadnych z miejsc, w których ona mogła się pojawić.
Było dla niej oczywistym, że Severus unika jej i nie chce jej widzieć. To ją
bardzo bolało, jednak z drugiej strony była wdzięczna za to, że nie musiała na
niego codziennie wpadać.
Tak było jej niewątpliwie znacznie łatwiej. Jeśli
napotykałaby go podczas spokojnego wykonywania swoich normalnych obowiązków, w
pracy lub podczas wyjść do miasta, czułaby się ciągle zestresowana i
niespokojna. Poczucie, że on może być tuż za nią, a jednak jakby za
niewidzialną barierą nie do przebycia, byłoby dla niej zbyt dużym ciosem.
Teraz jednak stała przed perspektywą wtargnięcia do
jego osobistej przestrzeni. Nie chciała naruszyć jego spokoju… Nie chciała tego
zrobić w taki sposób, nie po to by dać mu tym samym poczucie, że to ona narusza
jego spokój. Nie chciała, by zaczął myśleć o niej źle.
To idiotyczne, nie może myśleć o mnie gorzej niż te
pięć tygodni temu. Nie wiem czy jest fizycznie możliwe, by gardzić kimś aż w
takim stopniu – Pomyślała smutno,
wracając po raz kolejny wspomnieniami do tamtego niefortunnego dnia.
Udało im się podświadomie osiągnąć swojego rodzaju
harmonię, której żadne z nich nie zdołało dotąd zaburzyć. Pomiędzy nimi
znajdowała się jakby niewidzialna linia, za którą nie mogli przechodzić,
inaczej wszystkie strupy, które zaczęły powoli zabliźniać ich rany, pękłyby w
jednej chwili i uwolniły kolejne strumienie krwi. Czuła, że jej niechciana
wizyta w Hogwarcie będzie przekroczeniem tej granicy. Czuła, że jeśli zobaczy
go kolejny raz, to wszystko odżyje w niej ze zdwojoną siłą i spowoduje, że
całkowicie ośmieszy się w jego oczach.
Chciała, by to on przekroczył tę niewidzialną
linię, by wszedł z powrotem do jej życia i wyznał, że żałuje i chce kontynuować
to, co kiedyś współtworzyli. Jeśli to on zrobiłby ten pierwszy krok, to ona
mimo wszystko, co musiała przez niego przecierpieć, przyjęłaby go z otwartymi
ramionami.
Jednak powinna pogodzić się z tym, że coś takiego
nigdy się nie stanie.
Wiedziała, że nie zdoła uniknąć wizyty w Hogwarcie.
To równało by się z ogłoszeniem klęski i utraceniem jedynej nadziei, jaką
obecnie posiadała. Hermiona podjęła decyzję. Zdecydowanym krokiem wkroczyła do
kominka.
Miała list do napisania.
***
Mroczny czarnowłosy mężczyzna przemierzał korytarze
starego zamku, z każdym krokiem jego szaty powiewały i układały się w
fantazyjne fale. Jego twarz wyrażała zamyślenie i pewną smutną obojętność.
Gdy wszedł na klatkę schodową, natknął się na
wysoką siwowłosą wiedźmę. Była podejrzanie radosna. Uniósł brew i spojrzał na
nią pytającym wzrokiem. Zmierzył ją od góry do dołu, a jego spojrzenie spoczęło
na stosiku listów, który trzymała w dłoni.
- Czyżby nowe zaproszenia na ministerialne biesiady
wprawiły cię w taki doskonały humor, Minerwo? – Zapytał z nutą sarkazmu.
- Wiesz dobrze, że nie mam wielkiej wiary w
intelekt, pracujących tam ludzi, jednak liczyłem, że po odrzuceniu każdego z
sześciu ostatnich listów, przestaną marnować na mnie pergamin i atrament. Cóż,
widać się przeliczyłem – Kontynuował swoje szydzenie w najlepsze.
- Ciebie też miło widzieć, Severusie. Wiesz
doskonale że gardzę nimi równie mocno co ty – Przerwała jego tyradę i
odpowiedziała na jego skwaszoną minę uśmiechem.
- Nie patrz tak na mnie mój drogi, bardzo się
cieszę, bo dostałam list od mojej ulubionej byłej uczennicy. Musi odwiedzić
Hogwart i prosi o moje pozwolenie na…
Na tę wiadomość serce Severusa stanęło. Dobrze
wiedział, kto zawsze piastował urząd ulubionej podopiecznej profesor McGonagall
To musi być ona. Moja Hermiona tu będzie. Ona chce
przyjechać do Hogwartu. Przyjdzie do mnie i wtedy wszystko jej wyjaśnię. Tak
długo na to czekałem!
- Pisze, że ma na oddziale bardzo ciężki przypadek
i musi skorzystać z encyklopedii medycznych Benedicty Bagshot, a jak pewnie
wiesz jedyne ich wydania znajdują się właśnie u nas. Napisałam jej, że może
przybyć nawet jutro! Tak dawno jej nie widziałam… Kiedyś znacznie częściej
odwiedzała te mury, pewnie ucieszy się, gdy ciebie spotka Severusie, podczas
wojny zaprzyjaźniliście się, prawda? Severusie…
Spojrzała na niego i zlustrowała jego sztywną
postać. Wyglądał tak, jakby wszystkie jego mięśnie złapał skurcz. Jego szczęka
była mocno zaciśnięta.
- Jutro musisz znaleźć jakieś zastępstwo na moje
lekcje. Mam bardzo ważne spotkanie z dostawcą eliksirów do naszych pracowni.
Szedłem właśnie by prosić o dwa dni wolnego – Powiedział sztywnym głosem,
kompletnie ignorując to co przed chwilą powiedziała mu koleżanka.
Minerwę zaniepokoiła ta nagła zmiana nastroju
Snape’a. Wyglądał, jakby nagle coś zaczęło go bardzo boleć.
- Oczywiście, jeśli to konieczne to poproszę kogoś
o zajęcie się twoimi klasami, jesteś pewny, że dobrze się czujesz? – Zapytała.
Pokiwał tylko sztywno głową, po czym obrócił się i
odszedł w glorii swoich powiewających czarnych szat.
Przyjdzie do ciebie? Co za bzdury! Ciekawe czy
jeszcze w ogóle pamięta, jak kiedyś wyglądały jej wizyty w tym miejscu..
Zobaczysz stary durniu będzie dokładnie tak, jak
zakładałeś. Przyjdzie tu, stanie przed tobą i ominie cię, jakbyś był jej
zupełnie obcy.
Podświadomość drwiła z niego i podsuwała do
wyobraźni obrazy, które ku jego zgorszeniu, wydobyły łzę z jego twardych oczu.
Nie mógł dopuścić do tego, by ona go jutro
spotkała. Wiedział, że jedno jej pogardliwe spojrzenie i odebrana by mu została
ostatnią nić nadziei. Nadziei, która mimo, że nikła, to jednak trzymała w
całości wszystkie części jego potłuczonego serca.
………………………..
* Quod magicae nativitatis – magia narodzin (łac.)
Kochana moja co tutaj się wydarzyło 😳❤ Severus uciekający przed Hermioną? Tego zdecydowanie nie powinno być, nie wyrażam na to zgody 😂 Nie bał się Czarnego Pana, a boi się kobiety? Jego kobiety? Przecież to idealna okazja by się z nią spotkać, porozmawiać, wyjaśnić to co powinno zostać wyjaśnione pomiędzy nimi. Sev... Weź sie opamiętaj chłopie, ona robi to dla Ciebie i dla Twojego dziecka, Waszego dziecka 😊
OdpowiedzUsuńJestem kolejny raz miło zaskoczona, od początku Twojego opowiada widać jak się rozwijasz, jako osiągasz progres! Absolutnie jestem z Ciebie dumna, trzymaj tak dalej 💕💕
Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału, liczę po cichu na jakieś spotkanie 🤭
Całuję,
Jazz ❤
Aaaa🥰 Mega się cieszę, że nie zawiodłam i tym razem. Tego rozdziału trochę się obawiałam siedziałam i przerabiałam w nieskończoność. Pomysł wizyty w Hogwarcie nie był w moim początkowym scenariusza, ale nie mogę się powstrzymać, a że muszę wprowadzić do akcji jeszcze jedną osobę, która tak się składa, że pracuje w szkole, myślę że wszystko dobrze się zgra. Nie zdradzam kto to ale przygotowałam dla niego mały wątek🙃
UsuńCo do rozmowy Severusa i Hermiony to nie wiem czy tak łatwo pójdzie. Severus zaczął faktycznie trochę przesadzac. Dam mu chyba trochę czasu na ochłonięcie😂 Nie planuję jednak dłużej trzymać Hermiony w niepewności i mam nadzieję, że znajdzie to czego szuka💖 Tak więc ja zabieram się za rozdział 10 i wracam jak zawsze w kolejny czwartek
PS: Czekam z niecierpliwoscia na nowy rozdział A Kiedy Przyjdzie Czas💕
Ściskam
Oczywiście, że nie zawiodłaś. Głupi pomysł nawet, wszystko wyszło idealnie moim zdaniem 🤗 czasem tak jest, że przerabiamy jakiś tekst po kilka razy, spokojnie jeszcze nie raz Cię to spotka, wiem z doświadczenia 😅
OdpowiedzUsuńHm no to mnie zaintrygowałaś teraz tą trzecią osobą, aż nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału 🙈
Też mam nadzieję, że uda się jej odnaleźć właściwą księgę i oczywiście spotka się z tym upartym nietoperzem 😂❤
Rozdział powinien pojawić się w ten weekend, czekają go jeszcze poprawki kosmetyczne 😃💕
Ściskam ciepło,
Jazz ❤
Uuu super to będę zaglądać, żeby nie przegapić😍 To widzimy się w weekend na twoim blogu😊
Usuń