Od kilku godzin leżał bezczynnie w łóżku. Złośliwa
podświadomość nie pozwalała mu zaznać ani minuty snu. Nienawidził takiego
stanu. Przez dwadzieścia lat całe jego życie zależało od stopnia, w jakim był w
stanie kontrolować swoje ciało i umysł. Szczycił się tym, że nigdy w całym
okresie bycia szpiegiem, nie dał po sobie poznać, po jakiej tak naprawdę
stronie stał. Opanował tę sztukę do perfekcji. Jego ciało przez cały ten czas
wykonywało bezbłędnie wszystkie jego polecenia, jednak gdy uwolnił się od gróźb
i wieczystych przysięg, zaczęło zbyt
przyzwyczajać się do wcześniej nieznanych wygód.
Teraz leżał tylko i patrzył się na nieruchomy punkt
na suficie. Gardził taką bezradnością i marnotrawieniem czasu, jednak
niezależnie od tego, jak mocno próbował zmusić się do robienia czegokolwiek,
natłok myśli skutecznie mu to uniemożliwiał. W końcu uznał, że nie może już
znieść takiego stanu ani chwili dłużej. Usiadł na posłaniu, sięgnął po różdżkę
i wypowiedział zaklęcie Lumos. Skierował nikły strumień światła na, znajdujący
się na szafce nocnej, mały zegarek.
Dochodziła godzina szósta rano. Jako, że była
niedziela, mógł teoretycznie jeszcze trzy godziny spędzić w swoich komnatach. W
zaistniałych okolicznościach ten pomysł nie wydał mu się jednak zbyt kuszący.
Wstał i sięgnął po swoje nieśmiertelne szaty. Zapiął jednym ruchem różdżki cały
rząd małych guzików i wygładził wszystkie zagniecenia. Przechodząc przez
przedpokój, puścił swojemu lustrzanemu odbiciu jedno pogardliwe spojrzenie, po
czym wyszedł cicho na szkolny korytarz.
Skierował swoje kroki do wyjścia na błonia. Ze
względu na wczesną porę, nie było zagrożenia, że jakikolwiek uczeń wejdzie mu w
drogę. Ta pewność pozwoliła mu na lekkie rozluźnienie się. Gdy nikt nie
patrzył, mógł zrzucić swoją maskę i być po prostu człowiekiem, który jak każdy
inny ma uczucia i musi czasem wyjść z lochów na długi spacer, by się uspokoić i
odetchnąć od problemów.
Poza murami szkoły czekała na niego chłodna zimowa
aura. Wielkie połacie ziemi pokryte były cienką warstwą świeżego śniegu. Słońce
dopiero wznosiło się ponad horyzont, rozciągając po niebie smugi w wielu
delikatnych ciepłych barwach. Wszystko to tworzyło krajobraz niemalże bajkowy.
Skierował się w stronę krawędzi lasu. Na takiej nieosłoniętej i szerokiej
przestrzeni czuł się zbyt widoczny i wystawiony na atak. Zdawał sobie sprawę z
tego, że na terenach zamku jest bezpieczny, jednak trudno mu było z dnia na
dzień pozbyć się dawnych nawyków i obaw.
Postanowił udać się nad brzeg, skutego lodem,
Czarnego Jeziora. Spokojnym krokiem dotarł na miejsce i stanął przy krawędzi.
Na cienkim lodzie, ujrzał doskonałe odbicie swojej sylwetki. Jego czarna szata,
które zazwyczaj zapewniała mu anonimowość i brak nadmiernej uwagi, teraz
wyraźnie odbijało się na tle wszechobecnej bieli.
Obrócił się w stronę zamku i utkwił wzrok w
miejscu, w którym kończyły się niewidzialne bariery anty-teleportacyjne.
Początkowo, kilka tygodni temu, traktował je jako granice jego spokojnej
przystani, w której nie musiał się obawiać, że napotka swoje dawne wyrzuty
sumienia. Mylił się jednak. Całe wnętrze zamku, jego otoczenie i każdy obecny w
nim szczegół, nawiązywały w pewien sposób do tego, co kiedyś posiadał i
utracił.
Dziś nie dawały one nawet złudnego poczucia spokoju
i odcięcia się od przeszłości. Patrząc w ich kierunku, zdał sobie sprawę z
tego, że w każdej chwili może się za nimi pojawić osoba, która była dla niego
odzwierciedleniem wszystkich jego żalów i utraconego szczęścia. Była bardzo
wczesna godzina, więc prawdopodobieństwo, że właśnie taką porę wybierze na
swoją wizytę, było raczej nikłe, jednak każda myśl o samej takiej możliwości
wzbudzała w nim iskrę niepokoju i pobudzała jego serce do szybszego bicia .
Dzień wcześniej wywalczył sobie wolne na dwa
następne dni. Spotkanie z dostawcą składników do eliksirów było oczywiście
jedynie wymówką do tego, by zdjąć z siebie obowiązek wypełniania niedzielnych
dyżurów i prowadzenia poniedziałkowych lekcji. Ale tak właściwie po co? Na co
tak właściwie liczył?
Pierwszą myślą, jaka przyszła mu wtedy do głowy, była
wizyta w Trzech Miotłach i powolne topienie swojej bezradności w
wysokoprocentowych trunkach. Ze względu na ten właśnie plan, nie ograniczył się
wyłącznie do jednego dnia urlopu. Dobrze wiedział, że po takim maratonie
Ognistej Whisky, nie byłby w stanie prowadzić następnego dnia lekcji.
Wszystko miał już zaplanowane, jednak teraz, stojąc
nie tak daleko od punktu aportacyjnego, nie mógł znaleźć w sobie siły, by
odsunąć się od niego ani na krok. Jakaś niewidzialna moc trzymała go silnie w
tym miejscu i nie chciała pozwolić mu odejść. Zdawał sobie sprawę z tego, że ta
bariera jest jedynie wytworem jego, zatrutej nieuzasadnioną nadzieją,
wyobraźni. Na przekór swojemu naiwnemu umysłowi i szybko bijącemu sercu,
przeszedł kilka kroków w stronę barier. Był teraz około piętnastu metrów od
nich i stopniowo poruszał się w ich kierunku. Planował dojść do nich i
udowodnić samemu sobie, że nie jest słaby i nie jest sługą własnego strachu.
Jego ruch przerwany został przez odgłos, który
dobiegł go z lewej strony. Momentalnie rzucił na siebie zaklęcie kameleona i
zastygł. Spojrzał w kierunku, z którego dochodził szelest. Po chwili dostrzegł,
że od strony zamku zbliżał się ubrany w ciepłe szaty i taszczący duży kosz,
Neville Longbottom.
Severus był bardzo rad z tego, że w porę znikł z
pola widzenia. Nie chodziło tu już nawet o samego profesora zielarstwa, a o sam
fakt, że nie chciał, by ktokolwiek zastanawiał się, z jakiego powodu groźny
Mistrz Eliksirów skrada się z samego rana w pobliżu barier. Z Longbottomem
łączyły go obecnie stosunki niemalże koleżeńskie. Po wojnie, gdy chłopak
przyjął, po odchodzącej na emeryturę Pomonie Sprout, stanowisko profesora,
Snape poznał się na jego talencie i przyznał, że mylił się w swojej opinii na
jego temat.
Longbottom minął go i przystanął dopiero pod samą
granicą. Snape obserwował, jak młody mężczyzna zaczął rozkładać cały swój
ogrodniczy sprzęt. Ocieplił różdżką mały obszar zaśnieżonej ziemi i uklęknął
nad kępką bladoniebieskich kwiatów walerianu.
Snape przeklął cicho pod nosem. Został uziemiony w
swojej kryjówce. Nie mógł oddalić się bez zwracania uwagi pracującego nieopodal
chłopaka. O ile dałby radę jeszcze rzucić na siebie zaklęcie wyciszające, to
samoistnie pojawiające się odciski butów na śniegu, nie uszły by mu już na
sucho. Teoretycznie mógłby teraz zrzucić z siebie kamuflaż i ujawnić się
towarzyszowi, jednak nie chciał przestraszyć go na śmierć i przy okazji zrobić
z siebie idioty.
Postanowił poczekać. Miał nadzieję, że Longbottom
szybko oporządzi swoje rośliny i oddali się tak szybko, jak się pojawił.
Znudzony obrócił się z powrotem w stronę
jeziora. Patrzył się tak w nicość i cierpliwie czekał. Po kilku minutach,
usłyszał za sobą dźwięk, chowanych do kosza narzędzi i odetchnął z ulgą, gdy
dostrzegł, że nauczyciel zielarstwa niebawem uwolni go od swojej obecności.
Jego plan był już milimetry od powiedzenia się, gdy usłyszał za sobą dźwięk, na
którego sygnał jego serce stanęło.
Nie potrafił odwrócić się w kierunku, z którego
dochodził ten hałas. Cały czas patrzył na Nevilla, który na widok osoby, która
pojawiła się nieopodal, przybrał na twarzy wesoły uśmiech i odrzucił, trzymany
już w dłoni, kosz. Jego zachowanie odpowiedziało na nieme pytanie starszego
mężczyzny. Zdawszy sobie sprawę z tego, co właśnie się stało, cały się spiął i
zastygł. Wzrokiem podążył za chłopakiem, który podbiegł do barier i po zdjęciu
zabezpieczeń, zamknął w swoim uścisku drobną brunetkę.
Severus przeżywał istne tortury. Stał o kilkanaście
metrów od swojej ukochanej, której nie widział na oczy od pięciu tygodni. Była
dokładnie tak piękna, jak ją zapamiętał. Na jej twarzy malował się szczery
uśmiech, a jej dłonie obejmowały młodszego przystojnego mężczyznę.
Severus zacisnął pięści. Chciał zapaść się pod
ziemię i nie musieć już patrzeć na to, jak kobieta, którą stracił, jest
szczęśliwsza bez niego. Chciał jak najszybciej uciec stamtąd i wydrzeć ze
swojej głowy ten widok. Nie mógł jednak poruszyć się ani na krok. Jeden jego
ruch i sprawna różdżka dziewczyny pozbawiłaby go wszystkich osłon oraz
wystawiła na zawiedzione i pogardliwe spojrzenia.
Z jakiegoś jednak powodu nie był w stanie zmusić
się do tego, by odwrócić od Hermiony wzroku. Wiedział, że z każdą spędzoną tak
minutą, potęgował tylko swój ból, jednak jego oczy pragnęły jak najdłużej
patrzeć i cieszyć się jej widokiem. Zapewne chciały zapamiętać każdy pojedynczy
szczegół jej sylwetki i twarzy.
Jej nieokiełznane loki oprószone były białymi
płatkami śniegu, a jej twarz była zaczerwieniona z powodu zimna. Z tej
odległości nie był w stanie dostrzec większych szczegółów jej postaci, jednak
oczami wyobraźni widział, że teraz tak jak dawniej, jej czekoladowe oczy
błyszczą i rozświetlają całą jej twarz.
Po wymienieniu powitań i krótkiej rozmowie, Neville
zaproponował, że odprowadzi dziewczynę pod wejście główne. Ruszyli w stronę
zamku, nie zauważając nawet, kogo mijają. Koszmary Severusa ziściły się.
Widział jakby ucieleśnienie swoich koszmarów. Ta sama wizja jej przechodzącej
koło niego obojętnie u boku przystojniejszego i młodszego mężczyzny, rozgrywała
się teraz przez jego oczami. Czuł, że
ogarnia go straszna gorycz i gdy tylko młodzi zniknęli z zasięgu jego wzroku, w
kilku krokach pokonał dzielącą go od barier odległość i z głośnym trzaskiem
teleportował się daleko od Hogwartu
***
Ku niezadowoleniu Hermiony jedyną możliwością, by
szybko dotrzeć do Hogwartu, była teleportacja. Dziewczyna doskonale pamiętała,
jak zakończyły się dwie ostatnie próby podróżowania tym środkiem transportu w
jej stanie. Musiała jednak wziąć się w garść i jak najspokojniej podejść do
tego wyzwania. Wszystko powiodło się lepiej niż na początku zakładała. Mimo, że
po wylądowanie czuła chwilowe zawroty głowy i wzmożone kłucie w brzuchu, to
przynajmniej nie skończyła cała wytarzana w śniegu.
Po pojawieniu się przy granicy terenów Hogwartu,
Hermiona momentalnie dostrzegła stojącego nieopodal Nevilla. Ucieszyła na jego
widok tym bardziej, że nie była pewna, czy obejmujące kiedyś jej sygnaturę
bariery, nadal wpuszczą ją bez nadzoru.
Bała się, czy po rozstaniu Severus usunął ją z
listy zabezpieczeń. Wolała myśleć, że tego nie zrobił i nie sprawdzać, jak było
naprawdę. Dzięki przyjacielowi nie musiała wyprowadzać swojej podświadomości z
tej pokrzepiającej niewiedzy.
Po podniesieniu przez niego osłon, przeszła przez
nie i uściskała go na powitanie. Od kiedy wyprowadziła się do Londynu, ani razu
się z nim nie widziała. Wcześniej też nie można było nazwać ich najlepszymi
przyjaciółmi, jednak za dawnych czasów często rozmawiali ze sobą na różne
tematy i ogólnie rzecz biorąc lubili swoje towarzystwo.
- Witaj Hermiona, profesor McGonagall wspomniała mi
wczoraj o twoim liście. Wiedziałem, że mam kilka roślin do doglądnięcia przy
granicy i stwierdziłem, że zobaczę, czy nie pojawisz się z rana – Powiedział i
uśmiechnął się.
- To bardzo miłe z twojej strony, zastanawiałam się
właśnie jak dałabym radę przejść przez zabezpieczenia, na szczęście dzięki
tobie nie stanowi to już problemu – Odpowiedziała mu dziewczyna.
- Chodź, zaprowadzę cię do głównego wejścia,
wyglądasz na zmarzniętą i osłabioną podróżą – Zaproponował, po czym oboje
zaczęli oddalać się w stronę zamku.
Rozejrzała się dookoła. Rozpościerał się przed nią
wspaniały krajobraz. W Londynie bardzo brakowało jej śniegu, pierwszy raz od
ponad miesiąca mogła z powrotem podziwiać go w pełnej krasie. Czuła się w końcu
jak w domu. To właśnie te tereny przez prawie połowę swojego życia uważała za
swoje jedyne miejsce na Ziemi. Uśmiech
mimowolnie pojawił się na jej twarzy.
- Tęskniłam za tym miejscem – Powiedziała do
swojego towarzysza.
- Gdy patrzę na ten zamek, przypomina mi się tyle
wspaniałych chwil, które tu przeżyłam. Zazdroszczę ci Neville, że możesz mieć
to wszystko na co dzień
- Bardzo przywiązałem się do tego miejsca, od kiedy
zacząłem uczyć, pokochałem je jeszcze bardziej. Zawsze myślałem, że to ty
zasiądziesz, po zakończeniu szkoły, przy nauczycielskim stole
- Podczas nauki tu też tak myślałam, jednak na
wojnie, podczas pracowaniem nad ratowaniem ludzkich żyć poczułam, że to właśnie
to chcę w życiu robić. Poczułam powołanie. O ile samo mieszkanie w Londynie i
życie w wielkim mieście jest dla mnie o wiele mniej przyjemne, niż w Hogwarcie,
to kocham moją pracę i osoby, z którymi pracują. Szczególnie zbliżyłam się
ostatnimi laty do Ginny. O ile podczas nauki przyjaźniłyśmy się, to po
zakończeniu jej, poznałam się tak naprawdę na tym, jak godną zaufania i dobrą
osoba jest – Szli tak dalej i wspominali zarówno dawne jak i obecne czasy.
Hermiona jednak już po kilku minutach przestała
skupiać uwagę na swoim rozmówcy. Czuła się źle z tym, że Neville mówił
praktycznie do ściany, jednak nic nie mogła poradzić na to, że jej myśli same
odpływały w kierunku osoby, która najprawdopodobniej znajdowała się teraz tak
niedaleko niej. Zastanawiała się, czy Severus wie o jej wizycie. Myślała o tym,
jak to by było spotkać go dziś na jednym ze szkolnych korytarzy. Ta wizja napawała
ją głównie lękiem i obawami, jednak mała cząstka niej lgnęła do niego i chciała
znów móc ujrzeć go, choćby przez moment.
Gdy w końcu dotarli do głównego wejścia, Neville
pożegnał się z nią i odszedł w kierunku szklarni. Hermiona została pozostawiona
sama na pastwę demonów z przeszłości. Chwilę wpatrywała się w stare wrota.
Wzięła głęboki oddech i zdecydowanym ruchem pociągnęła za klamkę.
Jestem silna, pokonam to – Pomyślała po czym mocno popchnęła drzwi.
Hej! 💜
OdpowiedzUsuńCo tutaj się wydarzyło 😳 oczywiście Neville musiał się pojawić w najmniej odpowiednim momencie, akurat teraz musiał dogladać roślin 🙄 dzięki Neville, tyle czekałam, żeby ich zobaczyć razem, ale nie.. Jakbyś nie mógł przyjść godzinę później 😂
Gdyby nie on, Severus pewnie spotkałby się z Hermioną ❤
Jejku Snape, byłeś nie do pokonania u Voldemorta, a boisz się Gryfonki, no daj spokój 😁 wracaj i to już do zamku, bo nie wiadomo, kiedy kolejny raz ją zobaczysz 😊
Jestem oczarowana kolejny raz Twoimi opisami. Jak już ostatni raz pisałam, widać progres, porównując od pierwszego rozdziału, to tym razem jest tak samo, albo nawet i lepiej! Trzymam kciuki za Ciebie!
Bardzo podoba mi się Twoja historia, w jakiś sposób wykreowałaś głównych bohaterów. Nie pozostaje mi nic innego, jak czekać do przyszłego tygodnia 💕
Buźka,
Jazz ❤
Cieszę się, że znowu wpadłaś💕 Trochę rozminęłam się w tym rozdziale z planem, bo zamierzałam zakończyć już na Hermionie odnajdującej odpowiedź na to, co jest jej chorobą, ale wtedy pojawił się Severus, ten śnieg i przepadłam😂
UsuńMęczę się razem z nimi, gdy tak mijają się i wmawiają sobie wszystkie te głupoty, ale nie dam im teraz tak poprostu spotkać😉. Byłoby to zdecydowanie zbyt dramatyczne jak na mnie😂. Potrzymam jeszcze chwilę w niepewności, ale obiecuje że wszystko skończy się dobrze i wyjdą z całego tego nieporozumienia jeszcze silniejsi💕
Ściskam i idę pisać jedenasty🥰