czwartek, 1 kwietnia 2021

Niewidzialne Bariery - Rozdział 16

Noc była bardzo niespokojna. Szalejąca w Londynie śnieżyca, skutecznie zakłócała porządek zarówno w mugolskiej, jak i magicznej części miasta.  Wyjący za oknami wiatr i odgłosy śnieżnych płatków, uderzających w szybę, obudziły ją nad ranem i nie pozwoliły nawet na chwilowy powrót do krainy snów. Po przebudzeniu i kilkunastominutowym bezcelowym przewracaniu się z boku na bok, Hermiona postanowiła zająć się czymś bardziej pożytecznym.

Gdy tylko na zegarze wybiła godzina piąta rano, dziewczyna narzuciła na swoją koszulę nocną ciepły szlafrok i usiadła za biurkiem. Chwyciła różdżkę, chcąc zapalić za jej pomocą, stojące na blacie, świeczki. Z rozczarowaniem dostrzegła jednak, że po raz kolejny jej magia nie ma najmniejszego zamiaru z nią współpracować. Z racji tego, że nie był to pierwszy taki incydent, kobiet machnęła na to ręką i sięgnęła po, schowane na dnie szuflady, zapałki.

Wkrótce pomieszczenie pokryło się przyjemnym ciepłym światłem, a ona mogła w końcu usiąść i skupić się swoim zadaniu. Zgarnęła z parapetu dużą magicznie powiększaną teczkę i położyła ją przed sobą na blacie.

Zgromadzone w niej były wszystkie materiały na temat choroby maledicendum in virtute, które udało jej się dotychczas zdobyć. Były to między innymi przepisane fragmenty encyklopedii Benedicty Bagshot i wycinki starych gazet, w których opisywane zostały historie chorych kobiet. Skrupulatnie chowała tu każdą rzecz, która mogła w jakikolwiek sposób przybliżyć ją do znalezienia antidotum na swoją niezwykłą przypadłość.

Stos papierów, który teraz piętrzył się przed nią na biurku, był dla niej zarówno źródłem największej nadziei, jak i powodem do frustracji i nierzadko odczuwania bezradności

Prawda była niestety taka, że jak dotychczas nie udało jej się znaleźć niczego, co mogłoby dać jej jakąkolwiek pewność. Czuła, że z każdym kolejnym znalezionym fragmentem pergaminu, jest bliżej do zrozumienia swojej choroby, lecz znacznie dalej od wymyślenia antidotom na jej straszne skutki. Co rusz jej oczom ukazywały się kolejne jej oblicza i odmiany, które wprowadzały tylko zamęt we wszystkich jej wcześniejszych przypuszczeniach i planach działania.

Najbardziej obiecujący wydawał jej się dotychczas kawałek pergaminu, który znalazła podczas wertowania jednego ze starych magomedycznych podręczników. Był na nim spisany fragment przepisu na eliksir, który jak sugerował jego opis, miał pomóc chorej na maledicendum ciężarnej czarownicy w XIX wieku.

Początkowo Hermiona wiązała z nim wielkie nadzieje, jednak po dokładniejszym jego przeanalizowaniu doszła do wniosku, że znaleziony przepis nie jest on ani kompletny, ani dostatecznie szczegółowy, by można go było na jego postawie odtworzyć ów tajemniczy eliksir. Hermionie nigdy nie udało się niestety znaleźć książki, z której dany tekst pochodził, doszła jednak do wniosku, że był to jeden z przepisów na zawsze utraconych wraz z drugim tomem encyklopedii pani Bagshot.

Eliksir potentia in debilitatem, o którym była tu mowa, miał wytwarzać swego rodzaju niewidzialną barierę, która skutecznie rozdzielałaby, skłócone ze sobą rdzenie magiczne matki i dziecka, chroniąc tym samym matkę przed niestabilną kapryśną i dopiero kształtującym się magią dziecka. Miał on również jeszcze jedną bardzo ważną rolę. Jeden z zawartych w nim składników był bezpośrednio odpowiedzialny za zabezpieczanie magicznego rdzenia kobiety podczas porodu, który był niejako punktem kulminacyjnym i najtrudniejszym momentem podczas całej tej choroby.    

Mimo tak wielu informacji na temat jego działania i właściwości, panna Granger czuła, że tak naprawdę wciąż nie wie o nim nic. Połowa wymienionych tam składników była dla niej zagadką, a wypisane zasady warzenia były chaotyczne i niepełne. Nawet, gdyby ktoś tu i teraz wręczył jej kociołek i wszystkie potrzebne ingrediencje, mogłaby jedynie wykonać kilka z kilkunastu koniecznych etapów.

Dzisiejszego dnia jednak Hermiona nie zamierzała się na nim skupiać. Tego ranka sięgnęła po swoją teczkę po to, by wybrać z niej wszystkie materiały, które mogłyby pozwolić doktor Frances na zapoznanie się z jej chorobą. Hermiona, pomimo swoich szerokich kompetencji w dziedzinie magomedycyny, nigdy nie zajmowała się bezpośrednio kobietami w ciąży i wolała, przed podjęciem jakichkolwiek dalszych decyzji, skonsultować się ze specjalistką w tej dziedzinie.

Umówiona dziś wizyta z uzdrowicielką, miała być kolejnym krokiem. Mimo tego, że wcześniej starała się odkładać go jak najdalej w przyszłość, wiedziała doskonale o tym, że jest on konieczny i nie może dłużej zwlekać z wykonaniem go.

Ukrywanie swojej choroby dłużej i nie dopuszczanie do siebie nikogo, mogło przynieść ze sobą więcej szkód, niż korzyści. Nie chodziło tu już nawet o nią samo, a o to, że jej niespodziewane zaniki magii i zasłabnięcia wkrótce mogłyby zacząć zagrażać jej pacjentom i podopiecznym, tym samym narażając ich zdrowie, jej dobrą reputację i wszystko, na co przez lata pracowała.

Tak, był to jedyny właściwy krok. Jedyny i pierwszy z wielu, na jakie będzie musiała się w najbliższym czasie zdecydować.

Godzinę zajęło jej sortowanie wszystkich zgromadzonym materiałów. Podzieliła je na trzy grupy, pierwszą – zawierającą całe kompendium wiedzy o chorobie, drugą – składającą się ze wszystkich informacji, dotyczących możliwych sposobów na pokonanie jej i trzecią – odwołującą się do wszystkich aspektów choroby, które miała dopiero przed sobą. Z niezadowoleniem i lękiem spostrzegła, że druga kupka była zdecydowanie najmniejsza i prezentowała się bardzo mizernie pomiędzy dwoma pokaźnymi stosami.  

Chwyciła, leżącą w kącie, materiałową torbę i wepchała do niej wszystkie papiery z pierwszego zbioru. Odłożyła ją z powrotem na ziemię. Szybko zmieniła swoje ubrania na coś bardziej wyjściowego i uczesała włosy w luźny warkocz. Podeszła do lustra, po czym popatrzyła poważnie na swoje odbicie. Zza szyby patrzyła na nią zmęczona i przytłoczona postać, która ledwo przypominała dawną Hermionę. Ona jednak westchnęła tylko. Nie miała czasu na użalanie się nad sobą. Była gotowa do wyjścia

***

Doktor Elizabeth Frances wydawała się być szczerze zaskoczona, gdy tego właśnie poranka ujrzała przed drzwiami swojego gabinetu pannę Granger. Od ich ostatniego spotkania minęły już trzy tygodnie, jednak wcześniej zaplanowana wizyta miała się odbyć dopiero w następnym tygodniu. Gdy tylko uzdrowicielka dostrzegła swoją pacjentkę, od razu rzuciła jej się w oczy bladość jej twarzy i zmęczenia, które niemalże emanowało od jej postaci. Wiedziała, że coś złego dzieje się z młodą uzdrowicielką.

Wpuściła ją do gabinetu i wskazała krzesło. Sama usiadła za biurkiem i popatrzyła na nią. Z jakiegoś powody czuła, że lepiej będzie pozostać chwilę w milczeniu. Hermiona sprawiała wrażenie, jakby szykowała się do wygłoszenia czegoś bardzo ważnego, a ona nie zamierzała jej pospieszać. Przez moment Granger siedziała sztywno na krześle i w nerwowym geście obracała pomiędzy palcami kawałek zwiniętego papieru, po chwili jednak podniosła wzrok i popatrzyła na nią smutnym, acz zdecydowanym wzorkiem.

- Na pewno słyszała pani o chorobach, zwanych klątwami potęgi – powiedziała w końcu z rezygnacją w głosie.

- Tak, lecz muszę przyznać, że jest to dla mnie wiedza jedynie teoretyczna. W całej mojej karierze nie trafiła mi się żadna czarownica z przypominającymi je objawami. Zastanawiałam się czasem, czy nie są one jedynie pozostałościami legend i historycznych porzekadeł. Wie pani, panno Granger, te braki w dokumentacjach i prawie całkowity brak konkretnych danych – Odpowiedziała jej nieco niepewnie, nie wiedząc do czego dziewczyna zmierza.

- Obawiam się, że będzie pani zatem miała niepowtarzalną okazję, by zobaczyć to paskudztwo na własne oczy – to mówiąc, podsunęła jej kartkę z opisaną charakterystyką i objawami choroby.

Frances przeleciała szybko wzrokiem przez całą tę listę i zapytała lekko zmieszana bezpośredniością swojej pacjentki.

- Zaczęła pani odczuwać któreś z tych objawów?

Hermiona pokiwała tylko głową.

- Ile z nich? – Zapytała uzdrowicielka. Tym razem w jej głosie słychać było obawę.

- Prawie wszystkie, które opisane są w tej kolumnie – Odpowiedziała, wskazując jej nagłówek, odnoszący się do symptomów z pierwszego trymestru ciąży. 

Starsza uzdrowicielka prześledziła jeszcze raz całą tę listę. Po zapoznaniu się z jej zawartością, szczerze zmartwiła się. Utkwiła w niej swój badający wzrok, jakby sama nie mogła się nadziwić, że siedząca przed nią dziewczyna, jest jeszcze w stanie w pełni samodzielnie funkcjonować. 

Jakkolwiek nieprawdopodobna wydała jej się sama diagnoza młodszej lekarki, nie śmiała otwarcie kwestionować jej teorii. Jak każdy pracownik tego szpitala wiedziała, że Granger nie jest osobą, z którą łatwo spiera się na polu intelektualnym.

- Jest jedno zaklęcie, które mogłoby ostatecznie potwierdzić to, do czego doszłam w swoich poszukiwaniach. Czy wykonywała pani może kiedyś zaklęcie magicae revelare? To ono mogłoby dać dokładniejszy wgląd w to, co tak naprawdę dzieje się ze mną i moim dzieckiem i jaka jest faktyczna skala problemu – Powiedziała po chwili Hermiona, wręczając jej kolejny pergamin.

- Sama nie jestem w stanie go wykonać ze względu na wiadomy efekt uboczny mojej choroby. Nie odważyłabym się rzucać tak skomplikowanych inkantacji, nie będąc w stu procentach pewna stanu mojej magii – Wyjaśniła.

Doktor Frances pokiwała głową i wskazała jej leżankę.

- Hermiona położyła się i koszulkę tak, by odsłonięty został jej coraz bardziej zaokrąglony brzuszek. Wzięła głęboki oddech i przymknęła oczy. Kobieta uniosła nad nią różdżkę i wykonała poprawnie dość skomplikowany ruch różdżką. Po chwili wypuszczona przez nią jasnopomarańczowa poświata, okrążyła ciało Hermiony i wróciła do uzdrowicielki.

Gdy tylko przeczytała wyniki badania, poczuła jak w jej przełyku formuje się nieprzyjemna gula. Dotknęła lekko ramienia Hermiony, chcąc zwrócić jej uwagę i nakłonić do otwarcia oczu. Dziewczyna uchyliła powieki i spojrzała prosto w zszokowany wyraz na twarzy lekarki.

- Tak mi przykro… Początkowo sama nie mogłam w to uwierzyć, ale to prawda… - Powiedziała i wskazała na wyniki badania, które unosiły się wciąż na końcu jej różdżki.

Granger zerknęła na nie. Były tam. Wypisane czarno na białym. Kilka słów, które miały zawarzyć na jej życiu niczym śmiertelny wyrok. Po przeczytaniu ich, sama nie wiedziała co powiedzieć. Spodziewała się, że niekompatybilność rdzeni będzie duża, ale nie była przygotowana na coś takiego. Widząc dane, unoszące się przed nią, nie mogła pojąć jak mogło się to w ogóle stać. Owszem, wiedziała, że ona i Severus władali potężną magią, ale nie wiedziała, że w kumulacji da to aż taki efekt.

- Nie wiem jak to jest w ogóle możliwe. Nie mam pojęcia, co mogę pani powiedzieć, panno Granger – Powiedziała w końcu doktor Frances.

Hermiona popatrzyła w jej kierunku, jednak lekarka najwidoczniej nie była w stanie spojrzeć jej w oczy.

- Wygląda na to, że jest to bardzo ciężki przypadek. Obawiam się, że najlepiej będzie, jeśli skonsultujemy się z profesor Merhover. Jeśli ktokolwiek w tym szpitalu będzie zdolny coś na to zaradzić, to tylko ona. Pani profesor ma obecnie dyżur na sąsiednim bloku, wyjdę i spróbuję jak najszybciej ją sprowadzić – Dodała zmieszana uzdrowicielka i szybkim krokiem udała się w kierunku drzwi.

Niedługo po tych słowach, Hermiona została w pomieszczeniu zupełnie sama. Wiedziała, że posłanie po Merhover było najlepszym krokiem, na jaki Frances mogła się zdecydować, jednak z drugiej strony była zła, że kobieta zostawiła ją w takiej chwili całkowicie samą. Wiedziała, że nie były one koleżankami i prawie wcale się nie znały, ale poczuła lekkie uczucie żalu, gdy odeszła tak szybko, nie oferując jej nawet odrobiny pocieszenia. Nie pragnęła wiele. Wystarczyło by jej, gdyby kobieta usiadła koło niej na kilka minut i po prostu była. Sama obecność drugiego człowieka obok niej oddaliła by ją nieco od ponurych myśli, które teraz zaczęły zalewać jej głowę.

Obie kobiety doskonale wiedziały, co oznaczały wyniki badania. Zaklęcie nie pozostawiło jej złudzeń. Konflikt magii był w jej przypadku był tak poważny, że była prawie pewna, przed jakim wyborem zostanie niebawem postawiona. Już dawno zdecydowała. Wiedziała, jaka będzie jej odpowiedź, gdy ktoś postawi jej ultimatum pomiędzy zdrowiem jej a życiem jej dziecka. Zdawała sobie sprawę z ryzyka, na jakie się wystawi, jednak dopóki istniał choćby mały procent prawdopodobieństwa, że wszystko może zakończyć się dobrze, zamierzała trzymać się tej nadziei i robić wszystko co w jej mocy, by zwiększyć na to szanse.   

W takiej właśnie chwili brakowało jej jednak kogoś, na kim mogła po prostu oprzeć się i poczuć, że nie jest sama. Stała właśnie przed najprawdopodobniej najważniejszą decyzją w swoim życiu. Chciała czuć, że ma wsparcie i że komuś na niej naprawdę zależy.

Wiedziała, że zawsze może udać się do Ginny. Ufała jej i była jej nieskończenie wdzięczna za wszystko, co dla niej robiła, lecz nie była ona osobą, której obecności pragnęła teraz najbardziej.

Gdy tylko zamknęła oczy, ujrzała w swojej wyobraźni jego sylwetkę. W jej fantazji stał teraz przed nią i zapewniał, że wszystko będzie dobrze. Zamknął ją w swoich ramionach i wplótł swoją dłoń w jej włosy, drugą kreśląc uspokajające kółka na powierzchni jej pleców.

Mimo całego strachu, który teraz czuła, była pewna, że jedno jego słowo jeden gest, a wszystko wydałoby jej się prostsze.

Poczuła jak do jej oczu napływają łzy. Otarła je ręką i prychnęła ze złością. Zaszła bez niego już tak daleko. Nie pozwoli, by jego wspomnienie zatrzymywało ją w tyle. Musiała iść do przodu. Teraz najważniejszy nie był już on, a ona i jej dziecko. Nie mogła marnować swojej energii na opłakiwaniu czegoś, co nigdy nie miało szansy się udać. Miała mało czasu i postanowiła zagospodarować go tak, by jak najlepiej przygotować się na każdą ewentualność.

……………………

potentia in debilitatem – moc w słabości (łac.)

magicae revelare – ujawnienie magii (łac.)

2 komentarze:

  1. Hej! 💕

    Przyznam się, że dziś już po 11 byłam u Ciebie sprawdzić, czy jest już rozdział. Jakie to zabawne, raz nie jestem w stanie wejść na laptopa, aby przeczytać rozdział, edytować własnej historii, a innego tygodnia czekam już z rana, jak coś wrzucisz. Także ten, życie jest pełne niespodzianek.

    Bardzo się cieszę, że udało Ci się wpaść w dniu publikacji na mojego bloga, miałaś dobre przeczucie, że tego dnia właśnie dodam rozdział 😊

    Wiesz co… ja nie wiem, czy nie rzucę na Ciebie w końcu Avady, naprawdę 😂 Polubiłam Cię, Twoją historię, ale to, jak każesz nam tyle czekać na ich spotkanie jest naprawdę okrutne 😂 Za każdym razem, jak zaczynam czytać rozdział już snuję w swojej głowie wizję, że to już tego dnia się spotkają. Jednak wciąż trzymasz nas w niepewności i przez to, czuję, że ich spotkanie będzie miało wielkie wejście 😈💕

    Troszkę więcej dowiedzieliśmy się o przypadłości Granger, mam nadzieję, że nie będzie musiała wybierać pomiędzy sobą, a dzieckiem. Jakoś pod cichutku liczę, że dr Merhover sama stwierdzi, że jedynie może tu pomóc silny eliksir, uwarzony pod samą Hermionę i siłą odeśle ją do najlepszego Mistrza Eliksirów, jakim jest Snape. Chyba naprawdę nie mogę doczekać się ich spotkania i wszędzie chcę wcisnąć Snape’a, ale liczę, że w tym przypadku, on pomógłby najwięcej ze wszystkich 😈

    Rozdział wyszedł Ci świetny! 💕 Czytało się go bardzo płynnie i nawet nie zorientowałam się, że to już koniec. Nie mogę się doczekać kontynuacji. Życzę Ci dużo weny, a przede wszystkim Zdrowych i Spokojnych Świąt! 💕🐣

    Całuję,
    Jazz ♥


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mega się cieszę, że udało ci się tak błyskawicznie tu pojawić🤩 Że aż tak zacytuję, na jeszcze ciepły rozdział. Wiem jak to jest z tymi czwartkami. Ja tak samo w jednym tygodniu mam rozdział przygotowany od soboty a czasami tak jak dziś ze względu na masę obowiązków, dokańczam go z samego rana.😂
      Ojjj spotkanie Hermiony i Severusa... Ciągle i ciągle go nie ma. Wiem jak trzymam w niepewności i że to co robię musi być strasznie frustrujące, ale nie mogę nic poradzić. Co do wielkiego wejścia, mam nadzieję że właśnie takie będzie. Na pewno pełne uczuć i dramatyczne jak cała ta historia😈😂 Tak właśnie je sobie wymarzyłam i takie będzie, ale wszystko w swoim czasie.
      Co do Hermiony, maledicendum i poszukiwań antidotum to widzę tu światełko w tunelu... Cze Severus nie jest przypadkiem najlepszym Mistrzem Eliksirów? Szkoda by było dać się zmarnować jego umiejętnościom😂 Severus na pewno będzie miał swoje 5 minut, damy mu się wykazać.
      Bardzo się cieszę, że rozdział ci się podobał🧡 Stresowałam się trochę ze względu na pośpiech, w jakim musiałam go dokańczać. Uspokoiłam się nieco, że nie zaniżyłam nim poziomu. Jestem już spokojniejsza. Ja również życzę Ci duużo weny i czasu na pisanie swoich opowiadań💖 Życzę Ci również wesołych szczęśliwych i przede wszystkim zdrowych Świąt💜
      Ściskam

      PS: Co do Avady, teraz cieszę się że nie wstawiłam jednak mojego prima aprilisowego posta o tym, że porzucam opowiadanie i odchodzę z mojego bloga XD. Bardzo mnie kusiło, ale wiedziałam że tego mi już nie wybaczysz😂🤣

      Usuń