W pokoju
panowała nieprzyjemna cisza. Otoczenie pozbawione wyrazu potęgowało przejmujące
uczucie pustki. Milczenie było tylko co jakiś czas przerywane przez odgłosy
kroków, które dochodziły z korytarza oraz cichy miarowy oddech kobiety. Leżała
spokojnie na szpitalnym łóżku. Jej falowane kasztanowe włosy leżały rozrzucone
na poduszce. Kontrastowały z białą pościelą oraz bladością, która od jakiegoś
czasu zdobiła jej twarz. Jej oczy, przypominające kolorem mleczną czekoladę,
były wpatrzone w nieruchomy punkt na suficie. Na brzegach tych oto oczu czaiły
się zdradliwe łzy, którym jednak dziewczyna nie pozwoliła opaść na policzki.
Mimo że w pomieszczeniu nie znajdował się nikt inny, nie mogła sobie pozwolić
na chwilę słabości. To nie przed ludźmi chciała ukryć swoje cierpienie. To ona
sama miała nie zobaczyć tych niepozornych oznak bezsilności i bólu, które od
pewnego czasu towarzyszyły jej niczym cień. Westchnęła i obróciła się w
kierunku drzwi.
- Mija
już trzeci tydzień – powiedziała cichym obojętnym głosem, który nie zdradzał
obecności żadnych emocji.
Jeszcze
przez chwilę z nutką nadziei wpatrywała się w drzwi, po czym ze zrezygnowaniem
spuściła wzrok. Jej wiara w cud zgasła całkowicie wraz ze zniknięciem łuny
ciepłego światła, która dostawała się do pokoju przez szczelinę w drzwiach.
Podniosła się do pozycji siedzącej i dotknęła bandażu, zakrywającego prawą
część jej głowy.
Nie był
to pierwszy raz, gdy wskutek przepracowania i wysiłku ponad własne możliwości,
magomedyk Hermiona Granger zamieniała się miejscem ze swoimi pacjentami. Tym
razem zestawienie nieprzespanej nocy, przedawkowania kawy i
kilkunastogodzinnego dyżuru spowodowało, że młoda pani doktor zasłabła przy
recepcji i uderzyła głową w blat. Przy akompaniamencie krzyków spanikowanych
pielęgniarek i karcącego spojrzenia rudowłosej przyjaciółki, Hermiona została
przeniesiona do jednej z sal szpitalnych.
Mimo że
Ginny była jej bardzo bliska, w tej jednej najważniejszej sprawie niewiele
mogła jej pomóc... Teraz gdy wróciła myślami do przyjaciółki, zaczęła mimo woli
przypominać sobie wszystkie nieadekwatne kazania, złote rady i setki
bezsensownych pytań, którymi obdarzała ją przez ostatnie parę tygodni młoda
Weasley'ówna.
…
- Miona,
co się z tobą ostatnio dzieje?!
- Jak tak
dalej pójdzie, to niedługo naprawdę się wykończysz!
-
Powinnaś natychmiast coś ze sobą zrobić. Tobie na pewno brakuje faceta! Tak, to
na pewno to! Umów się z jakimś przystojnym medykiem, o na przykład ten wysoki
brunet z oddziału urazowego jest niczego sobie. Musisz mi tylko przypomnieć,
jak on miał na imię…
-
Wiesz, że cokolwiek się stało, możesz ze mną o tym porozmawiać. Na pewno będę
mogła ci pomóc. Nie ma się czego obawiać. Cokolwiek się wydarzyło, na pewno nie
jest tak źle, jak ci się wydaje.
…
Gdy
ostatnie zdanie rozbrzmiało w umyśle Granger, na jej ustach pojawił się
szyderczy uśmieszek.
Oczywiście,
na pewno jesteś w stanie mi w tej sytuacji pomóc, Ginny. Jestem pewna, że
prędzej uciekłabyś przerażona, wcześniej rzucając we mnie jakąś pomysłową
klątwą.
Uśmiech
ten przerodził się po chwili w smutek i pustkę. Nie miała nikogo, z kim mogłaby
podzielić się swoim sekretem. Obawiała się potępienia, a była pewna, że kolejnego
odtrącenia mogłaby już nie przeżyć. Została sama. Jej rodzice zginęli podczas
ataku śmierciożerców, większość przyjaciół była zajęta robieniem kariery i
tylko od czasu do czasu zdobywała się na wysłanie jej sowy z życzeniami,
zaproszeniem na kolejny ślub lub chrzciny. Wszyscy ułożyli sobie życie.
Wszyscy
oprócz mnie – pomyślała i westchnęła ze zrezygnowaniem.
Od
zakończenia wojny minęły niemalże 2 lata. Podczas gdy inni młodzi bohaterowie
wojenni rozpływali się w sławie i bez przerwy pojawiali się, na wyprawianych
przez Ministerstwo, balach i bankietach, ona wolała odsunąć się w cień. Po
odebraniu Orderu Merlina, po cichu zajęła się nauką i w trybie przyspieszonym
zakończyła studia i praktykę magomedyczną. Sama nie widziała powodu, by
uczestniczyć w kolejnych tego typu uroczystościach. Owszem, bardzo cieszyła się
z klęski Voldemorta, lecz sama nie potrafiła pogodzić się z odejściem bliskich.
Jedyną osobą, która była w stanie ją pocieszyć...
Skończ w
końcu o tym myśleć kretynko, to nigdy nie było prawdziwe – skarciła
swoją podświadomość Hermiona.
Obecnie
nie posiadała już żadnych motywacji do życia. Straciła je nagle pewnego
pięknego grudniowego popołudnia. To właśnie wtedy wraz z nimi wszystkie jej marzenia
i plany na przyszłość legły w gruzach. Od tamtej pory nie widziała już żadnego
sensu w tym, by kontynuować, cokolwiek zaczęła na tym świecie.
To jednak
nie wojna, ani nawet nie śmierć bliskich doprowadziły ją do takiego stanu.
Odpowiedzialne za to były wydarzenia, które zraniły ją na zupełnie innym
głębszym poziomie, które pozostawiły w jej sercu ranę, której być może nic nie
będzie już w stanie zabliźnić.
- On nie
przyszedł – wyszeptała, po czym ciężko opadła z powrotem na poduszki.
Straszne gówno. Weź się naucz najpierw pisać dziewczyno, bo to wygląda jak praca domowa trzecioklasisty.
OdpowiedzUsuńAle czemu już od razu tak gwałtownie.To jest dopiero prolog,może pierwszy rozdział bardziej cie zachęcił,może ona się np dopiero uczy.Ale nie lepiej odrazu zmieszać z błotem
UsuńHistoria toczącą się po wojnie - podoba mi się ten pomysł. Prolog rozpoczyna się obiecująco, czuję, że wyjdzie z tego coś ciekawego 🤗
OdpowiedzUsuńCo ta Mionka się nie oszczędza? Hm? Potem musi wysłuchiwać kazań rudowłosej.. 😁
Nie znalazłam żadnych błędów, nic mi w oko nie wpadło. Czytało się płynnie, opisy bardzo fajne, są żywe i barwne.
Życzę Ci wytrwałości, dużo weny i czasu na pisanie 🤗
Czekam na następny rozdział!
Ściskam mocno,
Jazz ❤
Dzięki wielkie za taki pozytywny komentarz to tak mega mnie zmotywowało❤️ Zaraz jutro siądę przygotować ciąg dalszy tej historii😀
UsuńTo ja czekam na pierwszy rozdział, powodzenia 😊
Usuń